Obrona nielegalności. Nawrocki na straży upadku sądów

1 tydzień temu
Zdjęcie: Nawrocki


Kiedy Karol Nawrocki po raz kolejny zabrał głos w sprawie sądownictwa, wielu spodziewało się, iż tym razem spróbuje wprowadzić do debaty publicznej odrobinę rozsądku. Niestety – znów otrzymaliśmy przesłanie pełne górnolotnych fraz, które w rzeczywistości mają przykryć prosty fakt: prezydent broni tych, którzy od lat pogłębiają kryzys polskiego wymiaru sprawiedliwości.

Podczas konferencji na Zamku Królewskim, poświęconej 75-leciu Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, Nawrocki – za pośrednictwem swojego ministra Zbigniewa Boguckiego – przedstawił list, który brzmiał bardziej jak polityczny manifest niż głos głowy państwa. Zamiast refleksji nad tym, jak realnie poprawić stan sądownictwa, usłyszeliśmy kolejną próbę relatywizowania prawa i obronę neosędziów powołanych w procedurze podważanej przez Trybunały europejskie.

Prezydent stwierdził: „Kwestionowanie ich statusu jest próbą kwestionowania woli narodu, który wybrał prezydenta, a to on ma ostatnie słowo w sprawie powołań sędziów”. Problem polega na tym, iż takie rozumowanie jest nie tylko płytkie, ale i niebezpieczne. Wola narodu w wyborach prezydenckich nie oznacza carte blanche dla niszczenia instytucji państwa prawa. To nie prezydent, ale konstytucja i niezależne sądy są gwarantem demokracji.

Nawrocki posuwa się jeszcze dalej, sugerując, iż rozdzielanie sędziów na legalnych i nielegalnych to „terror bezprawia pod hasłem przywracania praworządności”. Czy rzeczywiście? Czy naprawdę „terroryzmem” jest egzekwowanie wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka? Czy obrona obywateli, którzy ponoszą konsekwencje wadliwie powołanych składów orzekających, to „bezprawie”?

Takie słowa nie tylko wypaczają sens debaty, ale też uderzają w elementarne poczucie sprawiedliwości. Bo kto dziś naprawdę broni praw obywateli? Minister sprawiedliwości Waldemar Żurek, który zapowiada, iż neosędziowie będą musieli pokrywać koszty odszkodowań z własnej kieszeni – czy prezydent Nawrocki, który zasłania ich immunitetem i swoimi prerogatywami?

Nie można też pominąć hipokryzji w wypowiedziach głowy państwa. W tym samym liście, w którym krytykuje „segregację sędziów”, Nawrocki zapewnia: „Społeczeństwo polskie ma prawo oczekiwać, iż sądy będą rozstrzygać sprawy obywateli sprawnie, wspierać ich w dochodzeniu praw i rozwiązywaniu konfliktów. Obywatele mają prawo do pewności, iż ich sprawy będą rozstrzygane przez sędziów niezawisłych”. Jak można mówić o niezawisłości, gdy sam prezydent broni tych, których niezależność od samego początku była kwestionowana przez instytucje międzynarodowe i środowiska prawnicze?

Trudno oprzeć się wrażeniu, iż Nawrocki chce budować narrację, w której Polska stoi samotnie przeciw „wrogim” trybunałom i „obcym” instytucjom. A przecież to właśnie Polska, podpisując europejskie konwencje, zobowiązała się do przestrzegania pewnych standardów. Odmowa ich respektowania to nie obrona suwerenności, ale zwyczajne łamanie zobowiązań.

Kiedy prezydent zapowiada powołanie „Rady ds. Naprawy Ustroju Państwa”, brzmi to jak ponury żart. Bo czy ktokolwiek wierzy, iż instytucja zainicjowana przez człowieka, który broni najbardziej wątpliwych elementów obecnego systemu, może naprawdę naprawić ustrój? To tak, jakby złodziej miał pisać kodeks etyki – gest bez znaczenia, pozbawiony wiarygodności.

Na koniec warto zadać pytanie: kto w tym sporze naprawdę stoi po stronie obywateli? Czy ten, kto broni sędziów powołanych w sposób sprzeczny z konstytucją i europejskimi standardami, czy ten, kto domaga się rozliczenia ich za błędne wyroki? Odpowiedź wydaje się oczywista.

Nawrocki lubi powtarzać, iż „suweren nie godzi się na chaos”. Ale to właśnie jego działania i jego upór w obronie neosędziów chaos ten utrwalają. Prawdziwa naprawa państwa zacznie się dopiero wtedy, gdy politycy przestaną traktować wymiar sprawiedliwości jak narzędzie własnych interesów. A Karol Nawrocki – zamiast bronić prawa – wybrał obronę swoich ludzi.

I to jest największy dramat polskiej demokracji.

Idź do oryginalnego materiału