„Kwiaty zła” Piotra Uklańskiego opowiadają o problemie rabunku dóbr kultury, ale też o naszej pamięci. Banałem jest stwierdzenie, iż Piotr Uklański potrafi zaskakiwać. Robił to wielokrotnie, malując abstrakcyjne obrazy, których tytuły odwoływały się do powstania warszawskiego, ustawiając żołnierzy tak, by sfotografowani z dużej wysokości tworzyli wizerunek Jana Pawła II, kręcąc w plenerach Jury Krakowsko-Częstochowskiej „Summer Love”, pierwszy polski western z udziałem Katarzyny Figury, Vala Kilmera i Bogusława Lindy, czy zajmując się badaniami nad portretem orientalistycznym w sztuce zachodniej od XV po XX wiek.
Wystawa „Kwiaty zła” w Fundacji Galerii Foksal mogła także zaskakiwać. Znalazła się w dwóch salach. W pierwszej na ścianach zawisły obrazy. W różnych stylistykach: od impresjonizmu i rozmaitych jego pochodnych po surrealizm i la pittura metafisica spod znaku Giorgio de Chirico. A jednocześnie były to obrazy zwykłe, banalne, przedstawiające martwe natury. Podobne do tych, jakie można było znaleźć w wielu mieszczańskich domach w pierwszej połowie XX wieku. Druga sala była może choćby bardziej zdumiewająca. Tym razem płótna zamieszczono na metalowych słupach rozstawionych po całej przestrzeni. Wchodzący widział najpierw odwroty obrazów. To, co na nich zostało namalowane, było widoczne dopiero po przejściu na drugi koniec pomieszczenia. I znów były to martwe natury.
Fascynująca była różnorodność stylistyczna tych dzieł. Piotr Uklański kolejny raz pokazywał, iż nie tylko potrafi wykorzystywać bardzo różne media – od filmu, poprzez fotografię, tkaninę po malarstwo – ale też podejmować grę z odmiennymi tradycjami artystycznymi czy nurtami. A jednocześnie można było odnieść wrażenie, iż to obrazy, które zostały wykonane przez tych, którzy jedynie kontynuowali, a choćby powielali to, co inni wprowadzili do sztuki.
Jednak – wbrew pozorom – nie była to wystawa o malarstwie. Jej tytuł wprost odwoływał się do słynnego tomu Charlesa Baudelaire’a. W tekście jej towarzyszącym przywołano choćby fragment wiersza otwierającego ten zbiór w tłumaczeniu Jana Opęchowskiego:
„Jeżeli gwałt, trucizna, sztylet i pożoga
Swawolnymi wzorami jeszcze nie pokryły
Naszych losów banalnej kanwy, to brak siły
Winien temu, bo dusza zbyt w śmiałość́ uboga.”
„Do czytelnika”, jak pisał Jan Tomkowski, to osobliwa „inwokacja”, której adresatem był… demon. I jest to wiersz o zdolności człowieka do czynienia zła.
Jeszcze bardziej znaczący był drugi cytat przywołany w tym samym tekście o wystawie. „W pełni przyznaję, iż miałem pasję do kolekcjonowania rzeczy. A jeżeli miały zostać skonfiskowane, chciałem mieć w tym swój mały udział” – zaznawał Hermann Göring, marszałek Rzeszy w procesie przed Trybunałem Norymberskim. Jego słowa dotyczyły rabunku dzieł sztuki przez III Rzeszę, w którym odegrał on szczególną rolę.
Piotr Uklański w „Kwiatach zła” wrócił do wielkiej nazistowskiej grabieży. Sięgnął do wydanego w 2022 roku „Raportu o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej, 1939–1945”, zbierającego informacje o zaginionych dziełach sztuki. Na jego podstawie powstały obrazy prezentowane na wystawie, co podkreślają dobitnie ich tytuły: „Zrabowany (Bukiet anemonów w wazonie, tło z orientalnym wzorem” czy „Zrabowany (Na stole, bukiet czerwonych kwiatów w niebieskim wazonie)”. Jednak nie tylko one miały znaczenie.
Sposób ekspozycji nie jest bowiem tylko grą z odbiorcą, sposobem na wywołanie u niego efektu zaskoczenia, ale ma w przypadku tej wystawy najważniejsze znaczenie. Rzadko można zobaczyć odwrót obrazu – ważne jest przecież jego lico. Nie tylko dlatego, iż w przypadku niektórych artystów, jak Andrzej Wróblewski, skrywają one inne obrazy, potem wtórnie wykorzystane przez artystę do powstania nowych dzieł.
To na odwrotach zapisana jest ich historia. Informacje o tym, do kogo obraz należał, na jakich wystawach był wystawiany. O galeriach, antykwarzach czy domach aukcyjnych w których był sprzedawany. To wreszcie na odwrocie muzea umieszczają swe numery inwentarzowe, informacje o miejscu przechowywania czy transportach dzieł. A „Kwiaty zła” Uklańskiego przeszłości dzieł sztuki właśnie dotyczą.
Jednocześnie wystawa wpisuje się w polskie debaty o tożsamości. Artysta od dawna zresztą nią się zajmował. Zorganizowana w 2005 roku w paryskiej Galerie Perrotin wystawa „Polonia” i późniejsza o trzy lata „Biało-czerwona” w nowojorskiej Gagosian Gallery były nachalnymi manifestacjami polskości. Artysta odwoływał się do fundamentalnych kwestii: narodowej tożsamości, tragicznej polskiej historii, religii. Można było zobaczyć olbrzymiego białego orła, wielkie tafle białego i czerwonego szkła układające się w polską flagę, obrazy, w których czerwień spływa na białe tło. Każde z dzieł poświęcone jednej ze stołecznych dzielnic, w których toczono walki w 1944 roku. W swych pracach zaczął zatem grać z wyniosłością i ironią, z patosem i banałem. Jednocześnie osłabiał jednoznaczność przekazu, jaką charakteryzowały jego wcześniejsze prace, ze słynnymi „Nazistami” na czele. Można było je odczytywać na wiele różnych sposobów.
Piotr Uklański wziął też udział w konkursie na projekt wystawy do Pawilonu Polskiego na Międzynarodowym Biennale Sztuki w Wenecji w 2017 roku. Do opisu tej wystawy dołączony został „Artist Statement”, w który pisał: „Polskie społeczeństwo, które znalazło się na rozdrożu, musi pilnie znaleźćć odpowiedzi na najbardziej zasadnicze pytania: Kim adekwatnie są Polacy? Dokąd zmierzamy (jako naród)? Co kształtuje nasze poczucie tożsamości, historii, zbiorowe cele?”. I nawoływał do radykalnej reinterpretacji historii Polski od wybuchu drugiej wojny światowej, Zagłady, rzezi wołyńskiej i powstania warszawskiego po porozumienia Okrągłego Stołu i katastrofę smoleńską.
Nie udało się zrealizować prezentacji w Wenecji, ale w 2018 roku w Muzeum Narodowym w Krakowie pokazano jego wystawę „Polska”, w której dzięki zdjęć stworzył opowieść o naszym kraju, w której godził różne tradycje, historie, pamięci. Było w niej miejsce dla powstań, kresowych mitów, II RP, dramatu drugiej wojny i czasów Polski Ludowej. „Kwiaty zła” są zaś kolejną próbą mierzenia się z polskimi dziejami.
W 2021 roku Marcin Maciejowski namalował obraz „Rafael pędzla Maciejowskiego”. Odtworzył „Portret młodzieńca” pochodzący z kolekcji Muzeum Książąt Czartoryskich, najcenniejsze ze zrabowanych przez nazistów i dotąd nieodnalezionych dzieł. Stało się ono emblematycznym przykładem polskich strat. Nieustanie przywoływanym, reprodukowanym. I jednocześnie zachowane do dziś zdjęcie dają tylko przybliżony wygląd obrazu.
Marcin Maciejowski powielając dzieło przypisywane Rafaelowi umieścił na marginesie tzw. pasek kalibracji koloru – małe kolorowe kwadraty odpowiadające kolorom CMYK i tintom szarości, pozwalające zapewnić dokładną reprodukcji kolorów. Jakby chciał podkreślić, iż widzimy jedynie powtórzenie dzieła, a nie jego oryginał. I tylko tyle dziś możemy otrzymać.
Piotr Uklański dokonał innego wyboru. Sięgnął po dzieła mało znane, często znane jedynie z opisów, bo do dziś nie zachowały się ich fotografie. Wystarczy przywołać ich opisy: „Kwiaty maku, impresjonistyczne pociągnięcia pędzla” czy „Naturalnej wielkości bukiet róż na tle z orientalnym wzorem, żywe kolory”. W katalogu strat wojennych wiele jest obiektów, po których pozostały jedynie szczątkowe informacje. Dziś nie sposób choćby w przybliżeniu odtworzyć to, jak wyglądały.
Płótno Marcina Maciejowskiego nosi podtytuł „Wrażenie Posiadania”. Obrazy Piotra Uklańskiego są też jedynie śladami po dziełach, ich „powidokami”. Sam zresztą tłumaczył: „Dla mnie kwestia restytucji jest utopią graniczącą z fantasmagorią. Restytucja jest raczej emocjonalna niż fizyczna. Nie chodzi tylko o nazistów czy stalinistów; Napoleon i wszyscy inni imperialiści stosowali te same formy konfiskaty, co gwałt kulturowy. Chciałem przekazać dozę uniwersalizmu w próbie powrotu do utraconych obrazów, których żadne wizerunki się nie zachowały – jedynie fragmentaryczne opisy. Restytucja to stan umysłu”.
Jednocześnie wystawa w Fundacji Galerii Foksal wpisała się w polską debatę polityczną. Straty wojenne od dawna są z jednym z kluczowych tematów – a reparacje wojenne od Niemiec były jednym z kluczowych tematów dla obozu rządzącego w latach 2015-2023, ale nie tylko. Jak podkreślono w tekście towarzyszącym „Kwiatom zła”, straty i problem zadośćuczynienia „nadal odgrywają istotną rolę w polskiej polityce narodowej, w której zarówno partie prawicowe, jak i centrowe instrumentalizują tę zbiorową fantazję o reparacjach i retrybucji dla własnych korzyści politycznych”. Jednak to tylko jeden z aspektów związanych ze utraconymi dobrami kultury.
W tym samym tekście znalazło się bowiem zdanie: „dla nazistów grabież była kolejnym narzędziem terroru.” Warto je podkreślić. Owszem, nie tylko III Rzesza rabowała dzieła sztuki, jednak w jej przypadku proceder ten nabrał szczególnego znaczenia. Nie tylko z powodu jej systematyczności i skali.
Jednym ze źródeł inspiracji dla Piotra Uklańskiego był tekst Janet Flanner „The Beautiful Spoils” opublikowany w 1947 roku na łamach „The New Yorkera”. Pisze ona o działalności E.R.R. – Einsatzstab Reichsleiter Rosenberg für die Besetzten Gebiete, grupy zadaniowej podlegającej Alfredowi Rosenbergowi, zajmującej się grabieżą dóbr kultury na terytoriach okupowanych. I tak od wiosny 1941 roku do lipca 1944 roku z Francji wywieziono 4174 skrzyń dzieł sztuki, w których znalazło się 21 903 obiektów skonfiskowanych z 203 kolekcji należących do Żydów, w tym 5009 obiektów ze zbiorów Rothschildów, 1202 z kolekcji Alphonse’a Kanna, 2687 od Davida Davida-Weilla i 989 należących do Moïse’a Lévy de Benziona.
Do dziś uderza skala, ale też systematyczność działań E.R.R. i szczegółowość dokonywanych spisów rabowanych dzieł, często autorstwa najwybitniejszych artystów. Jednocześnie jest to zaledwie część niemieckiego rabunku. Do dziś nie mamy dokładnych spisów obiektów zrabowanych w Polsce jej żydowskim (ale nie tylko) obywatelom. Podobnie jak zawłaszczonym lub zniszczonym podczas powstania warszawskiego, a w szczególności po jego upadku, kiedy to Niemcy systematycznie wymazywali opuszczone miasto. Jednak przede wszystkim ten wielki rabunek nie zaczął się 1 września 1939 roku, ale w 1933 roku, po dojściu Hitlera do władzy.
Po upadku III Rzeszy zaczął się proces odzyskiwania zrabowanych dzieł. W pierwszych powojennych latach tysiące z nich wróciły do prawowitych właścicieli: do zbiorów publicznych i kolekcji prywatnych. Artykuł Janet Flanner ilustruje zresztą zdjęcie-symbol: Karol Estreicher pokazujący na peronie żołnierzom „Damę z łasiczką” Leonarda da Vinci przed jej załadowaniem do pociągu z dziełami sztuki wracającymi do Polski. Jednak nie dość, iż wielu dzieł nie odnaleziono, to na całe kolejne dekady kilka zrobiono w ich sprawie. Zmianę przyniósł upadek bloku wschodniego. Od lat 90. minionego stulecia ponowie zajęto się losem dzieł zagrabionych, nie tylko przez Niemcy, ale także przez ZSRS.
W 1998 roku przyjęto tzw. Zasady Konferencji Waszyngtońskiej – podpisane także przez Polskę. Rekomendowały one badania proweniencji znajdujących się w zbiorach publicznych dzieł o wątpliwym pochodzeniu pod kontem ich losów w latach 1933-1945, a także tych trafiających na rynek sztuki, zaś w przypadku odnalezienia ich prawowitych właścicieli, znalezienie sposobu zadośćuczynienia.
Powoli te postulaty stały się dobrą praktyką (chociaż nie wszędzie jest dobrze z jej realizacją, czego przykładem jest Polska), a w wyniku ich zastosowania zwrócono szereg, często bardzo wybitnych dzieł. Proces ten zresztą przez cały czas trwa, by wymienić tylko „Róże pod drzewami” Gustava Klimta, oddane przez paryskie Musée d’Orsay spadkobiercom Nory Stiasny, która została w 1938 roku zmuszona przez nazistów do sprzedania tego obrazu za bezcen, natomiast ona sama w 1942 roku deportowana do obozu przejściowego w Izbicy i zamordowana.
Zmiany w podejściu do dóbr kultury zrabowanych w latach 1933-1945 przyczyniły się także do otwarcia innej dyskusji: na temat rabunku w czasach kolonialnych. Jednak był jeszcze jeden efekt Zasad Konferencji Waszyngtońskiej – rozpoczęcie badań nad kwestiami długo niemalże niepodejmowanymi. Historia poszczególnych dzieł – dla której jednym z ważnych źródeł są owe odwroty – to też historia muzeów, ale przede wszystkim poszczególnych osób. To dzieje kolekcjonerstwa, w tym, jak podkreśla Nawojka Cieślińska-Lobkowicz w tekście „Polskie. Żydowskie. ‘Pożydowskie’”, opublikowanym na łamach rocznika
„Zagłada Żydów. Studia i Materiały” – „zasług żydowskich mecenasów i marszandów dla zbiorów muzealnych w poszczególnych krajach, a także dla awansu sztuki nowoczesnej i pojedynczych artystów oraz losów kolekcji i kolekcjonerów żydowskich przed przejęciem władzy przez nazistów i za ich rządów”. Jednak, jak dodaje, „dla polsko-żydowskich kolekcjonerów i dzieł z ich zbiorów w tej narracji ciągle nie ma miejsca”.
„Kwiaty zła” Piotra Uklańskiego są zatem opowieścią o zbiorowej traumie, o fantazji o odzyskaniu tego, co już nie istnieje. O polskim życiu w cieniu przeszłości, o którym pisał Michał Bilewicz w wydanym przed kilkoma miesiącami „Traumalandzie”. Jednak można na nie popatrzeć inaczej – jak na pytanie o dzieje dzieł sztuki. Wybitnych – autor wystawy sam dokonał wyłomu i wśród szeregu dość anonimowych martwych natur umieścił powtórzenie jednej z najważniejszych wojennych strat „Portret Anieli z Potockich Zamoyskiej” Jana Matejki z 1872 roku, ale właśnie może i przeciętych dzieł, za którymi jednak zawsze kryją się pojedyncze losy, historie. o ile w tej perspektywie spojrzeć na problem restytucji dóbr kultury, to może powstać całkiem inna opowieść, w której przez cały czas jest wiele luk do wypełnienia. I która zmieni to, jak patrzymy na naszą historię i dla kogo jest w niej miejsce.
* Piotr Uklański Kwiaty zła, Warszawa, Fundacji Galerii Foksal, wystawa czynna od 26.09 do 30.11.2024.