Obejrzeliśmy „Dom Dobry” Smarzowskiego i zachciało nam się płakać. „Przemoc nie zaczyna się od uderzenia”

1 dzień temu
Wojciech Smarzowski nie kręci filmów, ale przeprowadza narodowe egzorcyzmy. Po rozliczaniach z historii, kleru i alkoholizmu, w „Domu dobrym” wchodzi tam, gdzie może boleć najbardziej, bo za zamknięte drzwi polskich sypialni klasy średniej. Tytuł jest okrutnym żartem. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz chciało mi się płakać w kinie i było tak cicho po zakończeniu seansu jakby ten film jeszcze trwał i trwał. Zaczyna się od bajki Pracowałem jako psycholog w fundacji z osobami wykluczonymi społecznie, obserwowałem pacjentów z przemocowych domów w szpitalu na Kondratowicza, ale nigdy nie widziałem czym naprawdę jest cicha rzeź jestestwa kobiety uwikłanej w spiralę przemocy. Ten film ukazuje to z wnikliwą dozą dokumentalisty, który dotarł do najciemniejszych pokładów ludzkiego okrucieństwa. Nie dziwię się, iż Smarzowski wywołał społeczna burzę, bo pokazał czym przemoc domowa jest naprawdę. To już nie jest tylko temat do rozmowy, ale przykład. Dowód w sprawie, którego nie można pominąć i który oskarża z większą mocą niż społeczny dyskurs o rodzinnej przemocy w wykonaniu ekspertów i artykuły w mediach. Nie mam wątpliwości, iż żaden film świata nie zmieni, ale mam przekonanie, graniczące z pewnością, iż rozmowy o przemocy zyskują nowy wymiar. To nie jest dobry dom, ale sarkofag zbudowany z hipokryzji, w którym
Idź do oryginalnego materiału