Ten tekst był prawie gotowy już wcześniej, a opóźniona publikacja wynika z chęci nabrania dystansu do niedawnych wydarzeń, również przez czytelników. Może być trudno przekonać zwolenników różnych opcji politycznych w Polsce, iż ich ugrupowanie nie różni się od pozostałych aż tak znacznie, jakby tego chcieli. Na przykład, iż „demokratyczna opozycja” nie jest wcale aż taka demokratyczna i robi dokładnie to samo, co przeciwnicy, kiedy jej to akurat odpowiada. Jest tylko znacznie bardziej skłonna zachowywać pozory i jest bardziej uległa wobec władców z EU i USA, przez co unika ich połajanek, które tak bardzo szkodzą wizerunkowi drugiej strony. Warto przy tym pamiętać, europejskie czy amerykańskie pochwały wcale nie oznaczają, iż ich adresat działa na rzecz dobra swojego kraju i jego obywateli.
Partie „demokratycznej opozycji” są w równym co PiS stopniu niedemokratycznymi partiami typu wodzowskiego. Fakt ten jest główną przyczyną ich trudności w zajęciu wspólnego stanowiska, czy wspólnego startu w wyborach. Stale pojawia się problem, który wódz byłby wtedy ważniejszy, a który musiałby usunąć się w cień. Czy słyszeliście o jakiś wewnątrzpartyjnych demokratycznych procedurach, na przykład partyjnych referendach na te, czy jakiekolwiek inne tematy?
Znakomitym przykładem, jak zapadają decyzje w wielce demokratycznej partii PO, jest niedawny pomysł wystawienia kandydatury Romana Giertycha do senatu z okręgu poznańskiego, przeprowadzany przez partyjną wierchuszkę z całkowitym pominięciem miejscowych działaczy, których w tej sprawie nikt nie pyta o zdanie. O ile można się dowiedzieć, Giertych nie jest choćby członkiem partii. Ponadto jak się ma pomysł wystawienia Giertycha, którego poglądy są dobrze znane, do obietnic złagodzenia ustawy antyaborcyjnej? prawdopodobnie PO nie zrobi w tej sprawie nic, tak samo, jak nie zrobiło nic podczas swoich poprzednich rządów. Politycznie jest dla nich dużo wygodniej stale obiecywać niż działać. I nie ma już żadnego znaczenia, czy ostatecznie Giertych zostanie wystawiony, czy nie. Jako wskaźnik demokracji wewnątrzpartyjnej liczy się sam fakt forsowania takiego pomysłu.
Także kolesiostwo i obsadzanie stanowisk swoimi ludźmi, niekoniecznie kompetentnymi to nie jest najnowszy wynalazek. Łatwo jest o tym zapomnieć, słuchając w tej chwili mediów nieprzychylnych rządzącym. Tymczasem warto o tym pamiętać, można przytoczyć całą galerię portretów fachowców od poprzedników. Trzeba pamiętać o tym, iż również nasze ulubione partie polityczne nie są bez winy i tak naprawdę kilka różnią się od pozostałych. W rzeczywistości różnice pomiędzy partiami i politykami różnych opcji są jedynie kosmetyczne, a podczas wyborów możemy tylko wybrać mniejsze zło. Dobrze więc byłoby, gdybyśmy umieli je dostrzec po obu stronach, nie ulegając wrzawie i presji mediów i nie dając się omamić fałszywym blaskiem rzekomych wartości. To, iż ktoś uważa się za jedynego posiadacza definicji dobra, nie oznacza, iż on sam jest dobry. Przypomina się pouczająca wszystkich ś.p. Unia Wolności, wyniosła poprzedniczka PO, tłuste koty wyzywające wszystkich obrońców praw pracowniczych i ekonomicznych od homo sovieticus.
Jednak chciałem poruszyć nieco inny temat, a mianowicie tak zwaną komisję rosyjską i problem obecności obcych agentów wpływu w życiu publicznym. Tu też, aby nadać sprawie adekwatną perspektywę, należy przypomnieć, iż w sondażach przed pierwszą turą wyborów prezydenckich w 2005 roku prowadził Cimoszewicz przed Tuskiem i Kaczyńskim. I wtedy Tusk i jego sztab wyborczy korzystając ze służb specjalnych, w tych czasach im przychylnych, zagrali kartą rosyjską, brutalnie atakując Włodzimierza Cimoszewicza jako rosyjskiego agenta. Postawiono mu w sposób bezprawny zarzuty, nie w sądzie czy przed komisją, ale pokazując w mediach masę dokumentów, które potem, już po wyborach, wszystkie okazały się fałszywe, a zarzuty całkowicie bezpodstawne. Oczywiście nikt nie poniósł za całą aferę odpowiedzialności ani wykonawcy ze służb, ani zleceniodawcy z PO. Usłużni dziennikarze ze wszystkich wylotów medialnych też nie mieli sobie nic do zarzucenia. Sam Tusk udawał potem, iż o niczym nie wiedział i jest jak Dziewica Orleańska. Nie zmieniło to faktu, iż tuż przed wyborami poparcie dla Cimoszewicza bardzo silnie spadło, a on sam, skutkiem prowadzonej wobec niego przez Tuska i PO kampanii nienawiści i oszczerstw wycofał swoją kandydaturę. Różni gadali potem na Cimoszewicza, iż słaby ci on jest, bo nie wytrzymał. No cóż, nie każdy jest taki pancerny jak Marian obecny prezes NIK. Słabi skrupulanci zostali skutecznie wykończeni i w opozycji do PO pozostali sami silni i bez skrupułów, więc teraz można już narzekać na obyczaje w polityce i psucie demokracji przez innych. Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało. W wyniku całej akcji poparcie dla Tuska wcale nie wzrosło i wygrał Kaczyński, gdyż ludzie obawiali się neoliberalnego rzecznika wielkiego kapitału, którym Tusk zawsze był i o czym teraz starannie zapomniano, robiąc z niego przyjaciela ludu i obrońcę demokracji. Zatem to dzięki Tuskowi mieliśmy prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Teraz zła karma wraca do Tuska i on sam stał się rosyjskim agentem, a ponieważ podobna akcja medialna mogłaby tym razem się nie powieść, wymyślono na niego komisję.
Przychylni PO dziennikarze oburzają się strasznie, iż komisja rosyjska i próba odebrania biernego prawa wyborczego Tuskowi za bycie agentem obcych sił, czyli dokładnie to, co on sam robił w 2005 roku w nieco inny sposób, to bezprawie i rzecz niesłychana w wolnym i demokratycznym kraju. Jednak nie trzeba daleko szukać, aby znaleźć kontrprzykład. Tuż za naszą granicą ich idol, prezydent Ukrainy zlikwidował praktycznie całą opozycję. Jej przedstawiciele zostali zabici lub uwięzieni, część uciekła za granicę. W tym przypadku zarzuty prorosyjskości były niewątpliwie prawdziwe, gdyż od zawsze cały wschód Ukrainy jest taki, a Zeleński został wybrany, ponieważ obiecał tym ludziom równe prawa i ochronę przed czystkami prowadzonymi przez nacjonalistów z zachodniej Ukrainy i atakami neonazistowskiego pułku Azov, również artyleryjskimi. Potem, częściowo dzięki wpływowi USA, zmienił front i o swoich obietnicach zapomniał. Jaką przewidziano procedurę odwoławczą dla członków tamtejszej opozycji? Także ukraińscy przywódcy religijni i niezależni dziennikarze zostali uwięzieni przez tego obrońcę demokracji pod zarzutem prorosyjskości i jakoś nikomu u nas to nie przeszkadza.
Ktoś może odrzucić ten przykład, argumentując, iż Ukraina jest krajem toczącym wojnę, więc rzekomo władza może tam więcej, również łamać prawa obywateli. Spójrzmy więc na największego obrońcę demokracji, wolności i praworządności na świecie, czyli USA, których przedstawiciele ostatnio często i ostro wypowiadają się o polskiej komisji nadzwyczajnej. Polskie media przedstawiają to skąpo i jednostronnie, ale toczy się tam szereg postępowań mających na celu uniemożliwienie Donaldowi Trumpowi start w wyborach prezydenckich. W większości te postępowania nie spełniają wymagań praworządności, a opierają się na wyssanych z palca podejrzeniach rosyjskiego wpływu na poprzedni jego wybór. Wymyślane są coraz to nowe zarzuty, które są po kolei obalane jako bezpodstawne, ale tego nie dowiemy się z TVN czy TOK FM. Tak jak nie dowiemy się o poważnych zarzutach kryminalnych ciążących na całej rodzinie Bidenów, gdyż przychylne Demokratom media amerykańskie oraz polskie całkowicie pomijają ten temat, skupiając się na Trumpie. Tymczasem:
18 listopada 2022
https://kanekoa.substack.com/p/what-do-hunter-biden-ghislaine-maxwell
Republikanie w Izbie Reprezentantów ogłosili dochodzenie w sprawie rodziny prezydenta Joe Bidena, w tym jego syna Huntera Bidena, w czwartek, zaledwie dzień po zdobyciu kontroli nad izbą niższą Kongresu.
„Chcę, żeby było jasne, to jest dochodzenie w sprawie Joe Bidena i na tym komisja skupi się na następnym kongresie” – powiedział przedstawiciel Partii Republikańskiej James Comer.
„Obejmują one spisek lub oszukanie Stanów Zjednoczonych, oszustwo elektroniczne, spisek w celu popełnienia oszustwa elektronicznego, naruszenie ustawy o rejestracji agentów zagranicznych (FARA), naruszenie ustawy o zagranicznych praktykach korupcyjnych, naruszenie ustawy o ochronie ofiar handlu ludźmi, uchylanie się od płacenia podatków, pranie brudnych pieniędzy oraz spisek mający na celu pranie brudnych pieniędzy”.
Szczegółowy raport wysłany do prokuratorów okręgowych, prokuratorów amerykańskich i wszystkich 535 członków Izby i Senatu obejmuje 140 domniemanych przestępstw związanych z biznesem, 191 przestępstw związanych z seksem i 128 przestępstw związanych z narkotykami.
Duża część dowodów w tej sprawie została uzyskana w konsekwencji ujawnienia zawartości laptopa Huntera Bidena (syna Joego). Temat też u nas całkowicie nieznany.
https://bidenlaptopreport.marcopolousa.org/
Zatem można się domyślać, iż głośne zamieszanie wokół Trumpa jest nie tylko próbą pozbawienia go biernego prawa wyborczego. Służy także medialnemu „przykryciu” i odwracaniu uwagi od kryminalnej działalności Joe Bidena i jego familii.
Jednak chciałem poruszyć nieco odmienny, bardziej ogólny i zasadniczy temat, a mianowicie, czy ludzie działający na rzecz obcych państw, czy organizacji powinni móc piastować w Polsce stanowiska publiczne? Zagadnienie to od dawna było przedmiotem rozważań i kontrowersji w wielu krajach, co doprowadziło do powstania zjawiska, a choćby instytucji lobbyingu. Uznano tam, iż rzecznicy interesów różnych grup, gałęzi przemysłu itp. nie powinni móc zasiadać w organach przedstawicielskich, natomiast mogą przedstawiać swoje postulaty i argumenty osobom wybranym do tych organów. Lobbyści są rejestrowani, a wszystko powinno odbywać się jawnie i otwarcie. Przynajmniej w założeniu.
Podobnie w powojennej Polsce uznano, iż przedstawiciele episkopatu, księża i zakonnice nie powinni być wybierani do sejmu i senatu. w tej chwili podobno zabrania im tego prawo kościelne. Niezależnie od zmian prawnych, różnych okoliczności i opinii na ten temat, decyzja taka jest słuszna. Ich władzą i krajem, którym lojalnie służą, nie jest Polska, ale papież i Watykan. Wielokrotnie postępowanie członków episkopatu udowadniało, iż dla nich wyższą rangę ma instrukcja z Watykanu niż obowiązujące prawo państwa polskiego. Interesy ugrupowań religijnych mogą reprezentować posłowie i senatorowie z ramienia różnych partii.
W przypadku osób będących rzecznikami obcych państw lub zagranicznych organizacji postępowania w różnych krajach są różne. W wielu krajach także w Polsce jest to sprawa nieuregulowana prawnie, zatem warto się przyjrzeć, jak wygląda to w USA, gdzie istnieje regulacja tej materii. Według Wikipedii (cytuję fragment):
https://en.wikipedia.org/wiki/Foreign_Agents_Registration_Act
Ustawa o rejestracji agentów zagranicznych (Foreign Agents Registration Act - FARA) (22 U.S.C. § 611 i nast.) to prawo Stanów Zjednoczonych, które nakłada obowiązek publicznego ujawniania informacji na osoby reprezentujące zagraniczne interesy. Wymaga, aby „zagraniczni agenci” — definiowani jako osoby lub podmioty zaangażowane w lobbing krajowy lub rzecznictwo na rzecz zagranicznych rządów, organizacji lub osób („zagraniczni zleceniodawcy”) — zarejestrowali się w Departamencie Sprawiedliwości (DOJ) i ujawnili swoje relacje, działania, i związaną z tym rekompensatę finansową.
FARA nie zabrania lobbowania na rzecz interesów zagranicznych ani nie zakazuje ani nie ogranicza żadnych określonych działań. Jego wyraźnym celem jest promowanie przejrzystości w odniesieniu do zagranicznego wpływu na amerykańską opinię publiczną, politykę i prawo; w tym celu Departament Sprawiedliwości jest zobowiązany do upublicznienia takich informacji.
[…]
FARA jest administrowana i egzekwowana przez jednostkę FARA Sekcji Kontrwywiadu i Kontroli Eksportu (CES) w ramach Wydziału Bezpieczeństwa Narodowego Departamentu Sprawiedliwości (NSD). Od 2016 roku nastąpił 30-procentowy wzrost rejestracji; od listopada 2022 r. w Jednostce FARA zarejestrowanych było ponad 500 aktywnych agentów zagranicznych.
Jak widać, problem został potraktowany dosyć poważnie i pragmatycznie. Możesz lobbować, a choćby brać za to pieniądze, ale powinieneś robić to jawnie. Ciekawe, jak w świetle takiej ustawy wyglądałaby wierchuszka Solidarności onego czasu regularnie chadzająca do ambasady USA po wypłaty wynagrodzenia (tak było, wiem to od nich samych, czasem kupowałem te dolary), rzekomo od centrali związkowej AFL-CIO, de facto od CIA? Zresztą w tym samym czasie terenowi działacze Solidarności ponosili wszelkie konsekwencje działalności związkowej bez żadnej pomocy. Jak wygląda założenie Gazety Wyborczej za amerykańskie pieniądze? Pamiętam gwałtowne zaprzeczenia, udawanie Greka i kpinki, gdy ówczesna władza ośmielała się wspominać o wpływach amerykańskich na działania Solidarności.
O ile wszyscy gotowi są się zgodzić, iż lobbowanie na rzecz podmiotów zewnętrznych powinno być w jakiś sposób ujawniane i kontrolowane, to kontrowersje budzić może lista tych podmiotów oraz konkretne rozwiązania. Na hasło Rosja wszyscy zakrzykną zgodnie, iż kontrola powinna być i to surowa, najlepiej byłoby rosyjskich agentów uwięzić, a jeszcze lepiej rozstrzelać. Podobnie Chiny, ale co z innymi? Gdy zechcemy do listy dopisać USA, znajdą się tacy, którzy gwałtownie zaprotestują. Przecież jest to nasz sojusznik, dobry wujek, zbawca. Mało komu przyjdzie do głowy, iż interesy imperium są całkowicie odmienne od naszych, a Polska jest dla niego tylko mało istotną zabawką i środkiem do celu. Bez mrugnięcia okiem poświęci nas, tak jak poświęciło Ukrainę. Inne kraje też dbają o swoje interesy, nie o nasze. A jak to będzie z różnymi organizacjami międzynarodowymi, NATO, WHO, EU, WEF? Albo międzynarodowymi koncernami jak Pfizer, czy globalnymi bankami? Moje w tej sprawie stanowisko jest proste. Wszystkie kraje i wszystkie te organizacje mają swoje cele i interesy, które na wiele sposobów różnią się od naszych polskich. Tak, tak, Unia Europejska, a w szczególności jej biurokracja też ma interesy całkiem inne niż nasze, podobnie NATO. Zatem wszyscy reprezentanci interesów zewnętrznych podmiotów powinni się zarejestrować jako obcy agenci.
Warto zwrócić uwagę, iż w amerykańskich przepisach FARA brak jest procedury odwoławczej. Agent ma bezwzględny obowiązek rejestracji, a jeżeli tego nie dopełni, popełnia przestępstwo. Polska powinna mieć analogiczny akt prawny. Amerykański Departament Sprawiedliwości jest zobowiązany do upublicznienia informacji o zarejestrowanych agentach. Podobnie powinno być u nas. Byłoby to istotne, zwłaszcza przed wyborami.
Jak wiadomo, w Polsce wzmianka o wpływach rosyjskich budzi powszechną histerię, więc dlatego przeciwko Tuskowi wysunięto właśnie takie zarzuty. Takie, jakie on sam wykorzystał przeciwko Cimoszewiczowi. Uważam, iż są one absurdalne, a w polskim życiu publicznym w tej chwili rosyjskich agentów poza Macierewiczem raczej się nie znajdzie. Podobnie podpisanej ostatnio przez prezydenta ustawie rosyjskiej można wytknąć całą masę błędów prawnych. Zresztą sam prezydent natychmiast po podpisaniu ustawy zapowiedział wysłanie jej do Trybunału oraz zgłosił projekt jej nowelizacji. Ośmiesza to ustawę i stawia pod znakiem zapytania jej podstawy prawne. PiS działa jak zwykle arogancko i niekompetentnie. prawdopodobnie ktoś inny, na przykład PO, zrobiłby to bardziej elegancko przy lepszym zachowaniu pozorów praworządności. Nie zgadzam się z formą i treścią obecnego postępowania, ale pozostaje meritum, czyli zasadnicze pytanie: jak powinien być traktowany fakt bycia obcym agentem wpływu przez osobę z życia publicznego i jakie powinny być tego faktu konsekwencje?
Minimalistyczne rozwiązanie na wzór amerykański oznaczałoby obowiązek ujawnienia i upublicznienia faktu bycia agentem wpływu obcego państwa czy organizacji. Wprowadzenia prawa obowiązującego przynajmniej w takim zakresie powinniśmy się stanowczo domagać.
Twierdzę, iż Tusk i kilka innych osób, zwłaszcza z PO, powinno otwarcie przyznać się do reprezentowania obcych interesów. Tusk i Trzaskowski odbyli pranie mózgów w szkole globalnych młodych liderów WEF i są janczarami tej organizacji, której cele nie mają nic wspólnego z interesami naszymi i naszego kraju. Niespecjalnie się tym chwalą w swoich CV, jakby to była mało ważna lub wstydliwa sprawa. Niestety nikt im takiego zarzutu nie postawi, bo dla ludzi w Polsce WEF jest tylko spotkaniem bogaczy w Davos przy wystawnym posiłku. Mało kto zdaje sobie sprawę, jakie są cele WEF i jak potężne ma wpływy. A trzeba wiedzieć co to jest za organizacja i do czego dąży, gdyż to ona i jej ludzie kształtują naszą przyszłość. Krótki wstęp można przeczytać tutaj:
https://jacekh.substack.com/p/wef-swiatowe-forum-ekonomiczne
Tuski, Trzaskowski i inni, którzy odbyli szkolenia w różnych agendach WEF i realizują politykę tej organizacji, powinni ujawnić się jako agenci obcych wpływów.
Młodzi liderzy WEF zostali przeszkoleni, aby wspierać interesy globalnego ponadnarodowego rządu reprezentującego partnerstwo publiczno-prywatne, w którym interesy biznesowe globalnych korporacji będących członkami WEF mają pierwszeństwo przed konstytucją Polski i innych państw. WEF uważa, iż koncepcja niezależnych państw narodowych jest przestarzała i musi zostać zastąpiona globalnym rządem, który kontroluje wszystko. Także indywidualne prawa jednostek są przeżytkiem i powinny ustąpić przed globalnymi wyzwaniami, zdefiniowanymi przez światowy kapitał i podległe mu ponadnarodowe organizacje, jak ONZ, WHO, IPCC.
Piękne hasła i całe gadanie o demokracji i swobodach obywatelskich uprawiane przez Tuska i jemu podobnych są tylko mamieniem publiczności i przykrywką na drodze do zdobycia władzy. Celem tych ludzi nie jest dobre życie i wolność Polaków, tylko interesy globalnych korporacji. Ich zadanie, to pozbawienie nas podstawowych praw, uformowanie nas na posłusznych niewolników wielkiego kapitału oznaczonych cyfrowo-biometrycznymi identyfikatorami i zamkniętych w 15-minutowych miastach bez możliwości ich opuszczania. Wykorzystają do tego zmyślony stan wyższej konieczności klimatycznej, pandemicznej, wojny z terroryzmem, czy jeszcze jakiejś i krok po kroku zrealizują te cele. Czy na pewno chcemy, aby oni rządzili Polską?
Thanks for reading Jacek’s Substack! Subscribe for free to receive new posts and support my work.