O hordach bolszewickich i Izraelu na forum ONZ

myslpolska.info 6 dni temu

Oglądałem ostatniej nocy na żywo przemówienie prezydenta Karola Nawrockiego na forum ONZ. Wbrew złośliwym komentarzom uważam, iż nie ma w tym nic złego, iż mówił po polsku, ponieważ państwo formatu Polski, z tysiącletnią historią oraz liczną Polonią rozsianą po świecie ma do tego prawo. Natomiast dziwi mnie, iż człowiek posiadający tytuł doktora nauk humanistycznych w Polsce nie potrafi posługiwać się językiem angielskim, tak samo jak dziwi mnie, iż taka osoba mogła być szefem IPN, interesujące jak to się ma do wymagań na takim stanowisku. To są pozytywy teraz przejdźmy do treści przemówienia a tu jest gorzej.

Prezydent zaczął od snucia wizji naszych sukcesów w wojnie z bolszewikami w roku 1920, kiedy jak to ujął „zatrzymaliśmy bolszewickie hordy” w domyśle „teraz też je powstrzymamy”. Prezydent zdaje się zapominać, iż tamten konflikt to pokłosie wizji Piłsudskiego, który dla ustanowienia niepodległej Ukrainy rozpoczął wojnę z bolszewikami, czemu sprzeciwiała się znaczna część polskich parlamentarzystów i kadry dowódczej. Piłsudski nie zatrzymał się choćby wówczas, kiedy bolszewicy oferowali mu pokój na lepszych warunkach niż te które znalazły się potem w traktacie ryskim. Parł dalej na wschód w efekcie końcowym omal doprowadzając świeżo odrodzoną Rzecząpospolitą do katastrofy. Cała ta awantura została okupiona śmiercią 200 tys. Polaków tak przecież potrzebnych wykrwawionym ziemiom polskim w trakcie I wojny światowej. Strat materialnych nie sposób choćby zliczyć, ale były gigantyczne. Podpalenia, grabieże, gwałty. W zdecydowanej większości zginęli młodzi Polacy, którzy nie założyli rodzin. To oni i ich synowie mogliby bronić granic Polski dwie dekady później. Następnie Karol, który został prezydentem zaczął mówić obszernie o rosyjskim imperializmie oraz zbrodniach na Ukraińcach. Potem było jeszcze o tym jakie zasługi ma Polska na arenie międzynarodowej z zakresie walki o prawa człowieka i pokój na świecie. Ten wywód miał uzasadnić pomysł obecności Polski w Radzie Praw Człowieka na lata 2029-2031. Wszystko byłoby pięknie, gdyby Nawrocki potwierdził tę troskę przywołując sytuację w jakiej znajduje się ludność cywilna w Gazie. tu jednak w przeciwieństwie do wypowiedzi na temat Rosji, był bardzo stonowany, rzucił kilka ogólnych i wytartych frazesów o prawie do obrony Izraela do obrony oraz o potrzebie funkcjonowania równolegle dwóch państw gwarantujących Palestyńczykom i Izraelczykom bezpieczeństwo i pokój. Nie padło tu jednak żadne potępienie dla polityki Izraela oraz nie padła informacja o nałożeniu sankcji na Izrael.

Oczywiście wystąpienie prezydenta RP na „odcinku” rosyjskim było stonowane względem słownej nawałnicy wygłoszonej przez naszego szefa MSZ Radosława Sikorskiego. Obaj przedstawiciele polskich władz zdają się nie zauważać, iż o kwestii zestrzeleń rosyjskich samolotów nie będą decydować oni tylko prezydent USA. Oczywiście nikt nie powstrzyma polski od samodzielnej decyzji o zestrzeleniu rosyjskiego myśliwca. Tu warto wspomnieć, iż na F-16 możemy sobie pozwolić na taką decyzję, bo ten model samolotu dedykowany SZ RP posiada jedynie ograniczenia w zakresie niszczenia amerykańskich myśliwców, natomiast w F-35, już takiej możliwości nie będzie, tam bowiem o wszystkim decydować będą amerykanie, choć formalnie samoloty będą nasze (sic!). jeżeli jednak zestrzelimy rosyjskiego myśliwca bez zgody USA, to na wypadek odwetu możemy się spodziewać, iż Stany nie koniecznie ruszą nam z pomocą, wszystko będzie zależeć którą nogą tego dnia wstanie Trump. jeżeli Stany nie podejmą interwencji, nie zrobi tego również żadne z liczących się państw NATO. Mam nadzieję, iż polscy politycy, w tym Prezydent i szef MSZ wyślą wtedy na pierwszą linię walki własnych synów, kto wie może syn Sikorskiego dostanie na ten czas urlop z armii amerykańskiej i przyjedzie do Polski. Dodajmy iż młodszy z synów szefa polskiego MSZ posiada oprócz obywatelstwa polskiego obywatelstwo brytyjskie i amerykańskie. Mocno wierzę, iż kiedy wojna obejmie Polskę, to on na pewno nie opuści Polski w potrzebie. „Chociaż jestem ministrem spraw zagranicznych Polski, moja żona, jak niektórzy z was wiedzą, jest Amerykanką. Ale większość z was może nie wiedzieć, iż nasz syn jest amerykańskim żołnierzem. Moje serce i obowiązki są zatem w Polsce, ale moim interesem jest również utrzymanie dostatniości i pewności Ameryki, aby pozostała wierna swoim sojusznikom” – mówił Radosław Sikorski.

Arkadiusz Miksa

Idź do oryginalnego materiału