Jarosław Kaczyński, lider Prawa i Sprawiedliwości, od lat pozostaje centralną postacią polskiej polityki, a jego najnowsze wypowiedzi, w tym apel o masową obecność przed Sejmem 6 sierpnia, potwierdzają, iż wciąż stawia na mobilizację poprzez emocje i konfrontację.
W Lublinie, dziękując zwolennikom za zaangażowanie w kampanię Karola Nawrockiego, prezydenta elekta, Kaczyński mówił o „wielkiej bitwie” i „fatalnym rządzie”, który musi zakończyć działalność. Dlaczego jednak lider PiS konsekwentnie utrzymuje swoją partię i elektorat w stanie wiecznego wzburzenia? O co naprawdę chodzi Kaczyńskiemu?
Kaczyński, nazywany często „szarą eminencją” polskiej polityki, od dawna buduje narrację opartą na poczuciu zagrożenia i walki. Jego słowa o „obronie granic”, „haniebnej działalności” rządu Donalda Tuska czy konieczności „wielkiego” początku prezydentury Nawrockiego są nieprzypadkowe. To elementy strategii, która ma na celu konsolidację elektoratu PiS wokół idei oblężonej twierdzy, gdzie partia i jej zwolennicy są jedynymi strażnikami „prawdziwej Polski”. Wzywając do masowego udziału w wydarzeniach takich jak zaprzysiężenie Nawrockiego, Kaczyński nie tylko chce pokazać siłę swojej partii, ale również stworzyć wrażenie, iż Polska znajduje się w stanie ciągłego kryzysu, który wymaga nadzwyczajnej mobilizacji.
Ta strategia ma kilka celów. Po pierwsze, utrzymywanie stanu wzburzenia pozwala PiS na zachowanie spójności wewnętrznej. Po przegranych wyborach parlamentarnych w 2023 roku i utracie władzy, partia musiała zmierzyć się z wewnętrznymi napięciami i pytaniami o przyszłość. Kaczyński, świadomy ryzyka rozpadu, stawia na emocjonalną mobilizację, która odwraca uwagę od potencjalnych konfliktów w łonie partii. Zwycięstwo Nawrockiego w wyborach prezydenckich, mimo trudnej kampanii, umocniło jego pozycję, ale wymaga ciągłego podtrzymywania entuzjazmu wśród działaczy i wyborców. Stąd apele o „walkę” i „obronę polskich wartości”.
Po drugie, Kaczyński zdaje sobie sprawę, iż polaryzacja polityczna jest kluczem do utrzymania wpływu PiS. Wzywając do obecności przed Sejmem 6 sierpnia, lider partii sugeruje, iż choćby po zwycięstwie Nawrockiego „oni dalej kombinują”. To klasyczny chwyt retoryczny, który ma na celu podtrzymanie nieufności wobec rządu i instytucji państwa, które nie są kontrolowane przez PiS. Tego rodzaju narracja, podsycana teoriami spiskowymi, wzmacnia poczucie wspólnoty wśród zwolenników i mobilizuje ich do działania, choćby jeżeli oznacza to eskalację napięć społecznych.
Po trzecie, Kaczyński próbuje wykorzystać prezydenturę Nawrockiego jako dźwignię do osłabienia rządu Tuska. Mówiąc o „czerwonej kartce” dla obecnej władzy, lider PiS jasno wskazuje, iż jego celem jest destabilizacja koalicji rządzącej. W tym kontekście zaprzysiężenie Nawrockiego ma być nie tylko symbolicznym początkiem nowej prezydentury, ale także demonstracją siły opozycji, która może wywierać presję na rząd i przygotowywać grunt pod ewentualne przyspieszone wybory. Kaczyński, wzywając do „obrony granic” i wspierania Ruchu Obrony Granic, dodatkowo gra na emocjach związanych z kwestiami migracji i bezpieczeństwa, które są szczególnie nośne wśród jego elektoratu.
O co więc chodzi Kaczyńskiemu? Chodzi o utrzymanie PiS w stanie gotowości bojowej, co pozwala mu zachować kontrolę nad partią, mobilizować wyborców i wywierać presję na przeciwników politycznych. Wieczne wzburzenie to nie tylko strategia polityczna, ale także sposób na podtrzymanie mitu PiS jako jedynej siły zdolnej do obrony „polskości”. Pytanie, jak długo taka taktyka będzie skuteczna, pozostaje otwarte. W dłuższej perspektywie może prowadzić do zmęczenia społecznego i alienacji mniej radykalnych wyborców. Na razie jednak Kaczyński konsekwentnie realizuje swoją wizję, a 6 sierpnia ma być kolejnym aktem tej politycznej batalii.