Podczas konferencji prasowej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Donald Tusk przedstawił skład swojego nowego gabinetu, sygnalizując jednocześnie zasadniczą zmianę w trybie funkcjonowania rządu.
Choć wystąpienie premiera operowało retoryką konfrontacyjną, momentami wręcz wojenną, intencje stojące za jego słowami i decyzjami są jednoznaczne: konsolidacja władzy wykonawczej, eliminacja wewnętrznego chaosu oraz przygotowanie struktur państwa na narastające zagrożenia zewnętrzne i wewnętrzne.
Tusk mówi wprost: Polska znajduje się w stanie trwałego kryzysu bezpieczeństwa – nie tylko ze względu na agresywną politykę Rosji, ale również przez aktywność wewnętrznych środowisk, które – świadomie bądź nie – destabilizują sytuację polityczną i społeczną w kraju. Zmiany w składzie Rady Ministrów nie są więc kosmetyczne ani taktyczne. Są one elementem szerzej zakrojonej strategii uszczelniania państwa – zarówno na poziomie personalnym, jak i instytucjonalnym.
Wymiana części ministrów oraz symboliczne nominacje – jak powrót Marcina Kierwińskiego do MSWiA czy powołanie Waldemara Żurka na stanowisko ministra sprawiedliwości – to nie działania pod publiczkę. To jednoznaczny sygnał, iż priorytety rządu uległy przeformułowaniu: pierwszeństwo mają dziś porządek, bezpieczeństwo i przyszłość. W tym kontekście „wojenna” retoryka Tuska nie jest przejawem emocjonalności, ale elementem świadomej mobilizacji aparatu państwowego do działania w warunkach kryzysu.
Warto podkreślić, iż premier nie ograniczył się do wezwań ogólnych. Przedstawił również konkretne kryteria doboru współpracowników: determinacja, wiara w sens pracy rządu, kompetencje, zdolność do działania w zespole. Tusk jasno zakomunikował, iż nie będzie tolerował „marudzenia”, „defetyzmu” ani jałowych konfliktów wewnątrz koalicji. Zapowiedział również, iż każdy polityk – bez względu na zaplecze – może zostać usunięty z funkcji, jeżeli nie spełni oczekiwań.
W ten sposób premier wyznaczył granice odpowiedzialności politycznej i operacyjnej – nie tylko wobec opozycji, ale również wobec własnych koalicjantów. To istotna zmiana wobec atmosfery kompromisu i negocjacji, która dominowała w pierwszych miesiącach rządów po wyborach parlamentarnych. Tusk sygnalizuje koniec etapu adaptacyjnego. Rozpoczyna się okres twardego zarządzania.
Na płaszczyźnie geopolitycznej premier podkreślił, iż Polska musi być przygotowana zarówno na zagrożenia militarne, jak i hybrydowe. Szczególną uwagę poświęcił problemowi nielegalnej migracji jako jednemu z narzędzi destabilizacji wykorzystywanych przez Rosję i Białoruś. Jednocześnie skrytykował tych polityków, którzy – jego zdaniem – próbują instrumentalizować strach społeczny w celu osiągnięcia doraźnych korzyści. W tym kontekście Tusk użył określenia „polityczni łajdacy”, co – choć ostre – wpisuje się w narrację o konieczności ochrony państwa przed wewnętrzną dezintegracją.
Premier wyraźnie oddzielił dwie Polski: tę, która wierzy w reformę, w Europę i w instytucje państwowe – oraz tę, która ulega pokusie izolacjonizmu, retoryki antyunijnej, a niekiedy jawnie prorosyjskiej. Zdaniem Tuska 15 października 2023 roku – dzień wyborów parlamentarnych – nie zakończył politycznego sporu, ale go zdefiniował. Teraz jego konsekwencją ma być dalsza konfrontacja – tym razem nie na poziomie kampanijnych obietnic, ale realnych decyzji legislacyjnych, kadrowych i instytucjonalnych.
Warto zauważyć, iż cała konferencja premiera była pozbawiona elementów typowych dla kampanii PR. Tusk nie próbował przypodobać się opinii publicznej ani tłumaczyć każdej nominacji w kategoriach oczekiwań społecznych. Przedstawił swoje decyzje jako konieczne i nienegocjowalne. Tego rodzaju styl – oschły, zdyscyplinowany, skoncentrowany na obowiązkach – można uznać za próbę przywrócenia elementarnego ładu instytucjonalnego, którego brakowało w poprzednich latach, zarówno pod względem dyscypliny wewnętrznej, jak i spójności polityki rządowej.
Deklaracja, iż nie będzie „świętych krów”, to również jasne przesłanie: państwo prawa powraca jako kategoria operacyjna, a nie wyłącznie normatywna. To również odpowiedź na wieloletnie osłabienie instytucji wymiaru sprawiedliwości oraz próbę odbudowy zaufania społecznego do państwa jako całości.
Tusk nie ukrywa, iż przed jego rządem stoi długotrwała, być może najtrudniejsza faza politycznego procesu po roku 2015. W obliczu polaryzacji, międzynarodowej presji i niestabilności gospodarczej, jego strategia opiera się na twardej dyscyplinie wewnętrznej i jednoznacznym przywództwie. W tym sensie ogłoszona rekonstrukcja gabinetu nie jest jedynie aktem administracyjnym, ale początkiem nowego etapu: uporządkowania państwa po okresie destrukcji.
Czy będzie to skuteczne? Czas pokaże. Jednak kierunek działań – jasno wyznaczony, racjonalny i oparty na rozpoznaniu zagrożeń – wskazuje, iż Donald Tusk traktuje funkcję premiera nie jako trybunatu ludowego, ale jako centrum dowodzenia w kryzysie. I to jest, w obecnej sytuacji Polski, postawa zasadna.