Jest jedna rzecz, która wyjątkowo nie podoba się Nowogrodzkiej w kampanii Rafała Trzaskowskiego. Chodzi o… Lecha Kaczyńskiego. – Jestem przekonany, iż prezydent Lech Kaczyński zareagowałby na haniebne słowa. Jestem przekonany, iż Lech Kaczyński zareagowałby na antysemityzm, bo taką zawsze prezentował postawę – mówił pod koniec kwietnia Rafał Trzaskowski na swoim wiecu w Toruniu. Nawiązywał do zachowania Grzegorza Brauna podczas debaty w „Super Expressie”. Europoseł mówił między innymi, iż żółty żonkil, symbol upamiętniający ofiary powstania w getcie warszawskim, jest „znakiem hańby”. Tak, Rafał Trzaskowski w tej kampanii wyborczej wspomina o Lechu Kaczyńskim. Na przykład w marcu przypomniał jego wystąpienie w Tbilisi w 2008 roku. – Nieważne, czy ktoś głosował wtedy na Lecha Kaczyńskiego, czy nie, ale wszyscy czuliśmy dumę: tak, jesteśmy twardzi, umiemy to robić i staliśmy się symbolem – mówił prezydent Warszawy. Gdy na Nowogrodzkiej to słyszą, aż drżą ze złości. – Nasi wyborcy są tym zdegustowani. To widać na spotkaniach w terenie. Oni wiedzą, iż Trzaskowski nie jest żadnym miłośnikiem Lecha Kaczyńskiego, tylko instrumentalnie wykorzystuje naszego prezydenta w swojej kampanii – skarży się jeden z posłów PiW w rozmowie z „Newsweekiem”. Wiadomo, iż Jarosław Kaczyński nie cierpi, gdy ktoś „z tej drugiej strony” politycznego sporu mówi o jego bracie. Dla