Natrafiłem w ostatnich dniach na dwie bardzo interesujące teorie i analizy sytuacji na świecie po powtórnym wyborze Donalda Trumpa. Obie pokrywają się w jednym punkcie: zależności Trumpa od syjonistycznego lobby.
Moim najwyżej cenionym źródłem jest Voltairenet, zacznę więc od niego. W najbliższych dniach postaram się udostępnić drugie źródło.
Początek tłumaczenia.
Autor: Thierry Meyssan
To jeden z tych rzadkich momentów, w których największe mocarstwa zmieniają swoją politykę w tym samym czasie. Nie popełnijcie błędu: ci, którzy przegapią pociąg, będą musieli poczekać na następny.
Reelekcja Donalda Trumpa, pomimo kampanii prowadzonej przeciwko niemu przez niemal wszystkich zachodnich intelektualistów, przetasowuje karty.
Władimir Putin i Donald Trump, obaj ponownie wybrani z dużym poparciem społecznym, niedługo się spotkają. Rozmawiają już za pośrednictwem specjalnych wysłanników. Wznawiają swoje dawne stosunki, z tym wyjątkiem, iż Rosja jest teraz silniejsza militarnie niż Stany Zjednoczone.
Stosunki międzynarodowe zmieniają się niezwykle gwałtownie na kilku frontach jednocześnie.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni pokazaliśmy, iż Iran porzucił swoje rewolucyjne ideały i zdystansował się od swoich sunnickich sojuszników Hamasu i Islamskiego Dżihadu, a choćby szyickich sojuszników libańskiego Hezbollahu, irackiego Hashd al-Shaabi i jemeńskiego Ansar Allah [1]. Punkty te są w dużej mierze potwierdzone przez spotkanie, na którym Hassan Nasrallah został zamordowany przez IDF „dzięki” irańskim informacjom, niejasne oświadczenia ajatollaha Alego Sistaniego w Iraku oraz środki podjęte w celu zapobieżenia zabójstwu Abdela Maleka al-Houthiego w Jemenie [2].
Następnie pokazaliśmy, iż BRICS na szczycie w Kazaniu potwierdziły swoje przywiązanie do prawa międzynarodowego wbrew anglosaskiemu „porządkowi opartemu na zasadach” [3].
W tym tygodniu miażdżące zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach w USA oznacza triumf jacksonian nad demokratami, ale także nad republikanami, mimo iż Trump był wspierany przez ich partię. Powinno to oznaczać, iż USA zakończą swoje wojny na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie na rzecz wojny handlowej.
Na kontynencie europejskim, w Wielkiej Brytanii byliśmy świadkami upadku Rishiego Sunaka i zastąpienia go przez członka Komisji Trójstronnej (tj. zwolennika amerykańskich interesów politycznych), Keira Starmera. W Niemczech spodziewamy się upadku kanclerza Olafa Scholza, a we Francji premiera Michela Barniera, nie wiedząc, kto ich zastąpi.
Na Zachodzie wydarzenia te mają wszędzie to samo znaczenie: neokonserwatywna ideologia i religia Woke zostają potępione na rzecz ochrony praw narodów. To bunt klasy średniej. Ci ludzie, którzy nie są ksenofobami, nie akceptują już poświęcania się w imię specjalizacji świata narzuconej przez anglosaską globalizację.
Ogólnie rzecz biorąc, w ciągu najbliższych kilku lat nastąpi porzucenie zarówno imperialistycznej woli Anglosasów, jak i antyimperialistycznej woli Iranu. Jednocześnie powinniśmy zobaczyć wzmocnienie prawa międzynarodowego, choć nie jest to uznawane przez jacksonian. Uznają oni jednak znaczenie podpisów w sprawach handlowych. Waszyngton prawdopodobnie popchnie Inicjatywę Trójmorza do Europy Środkowej po tym, jak zmusił Ukrainę do przyznania się do porażki z rąk Rosji. Rezultatem będzie wzrost znaczenia Polski kosztem Niemiec i osłabienie Unii Europejskiej. Stany Zjednoczone i BRICS zgodzą się co do potrzeby współpracy, ale będą spierać się o status dolara jako standardu rozliczeniowego.
Te poważne zmiany są wciąż dla nas niewidoczne, ponieważ nie rozumiemy sposobu myślenia każdego z tych graczy. Błędnie interpretujemy to, co mówią i robią w kontekście ich miejsca w starym świecie.
Jesteśmy szczególnie zaślepieni Stanami Zjednoczonymi, które uparcie uważamy za naszych przywódców. Znamy tylko neokonserwatywną propagandę i wyobrażamy sobie, iż Stany Zjednoczone myślą w ten sposób, mimo iż właśnie uwolniły się spod jej rządów.
Wybór, a raczej reelekcja, Donalda Trumpa, jego miażdżące zwycięstwo zarówno w Białym Domu, jak i w Kongresie, oznacza bunt amerykańskiej klasy średniej przeciwko zachodnim intelektualistom, którzy zjednoczyli się przeciwko niej.
Należy pamiętać, iż Donald Trump, gdy był deweloperem w Nowym Jorku, był pierwszą osobą publiczną, która po południu 11 września 2001 r. zakwestionowała oficjalną wersję rzekomo islamskich ataków. Następnie sfinansował zakwestionowanie przez Tea Party legalności prezydenta Baracka Obamy. Wreszcie przejął Partię Republikańską pomimo oporu byłego wiceprezydenta Dicka Cheneya (który był członkiem „rządu ciągłości”, co Trump nazwał „Deep State”). Prowadził kampanię w nowy sposób, opierając się na obserwacji sieci społecznościowych i symbolicznie odpowiadając na oczekiwania klasy średniej. Gdy tylko został wybrany, a choćby zanim zasiadł w Białym Domu, Partia Demokratyczna rozpoczęła przeciwko niemu ogólnoświatową kampanię oszczerstw [4]. Przez całą swoją kadencję musiał zmagać się z własnymi współpracownikami, którzy nie wahali się go okłamywać i robić wszystko odwrotnie do otrzymanych poleceń, a potem jeszcze się tym chwalili. Udało mu się jednak, wbrew wszelkim przeciwnościom, powstrzymać „niekończącą się wojnę” na Bliskim Wschodzie oraz militarne i finansowe wsparcie CIA dla Al-Kaidy i Daesh.
W przeciwieństwie do niego, Joe Biden zebrał swój zespół spośród pracowników Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), Centrum Nowego Bezpieczeństwa Amerykańskiego (CNAS), Rand Corporation oraz General Dynamics, Raytheon, Northrop Grumman i Lockheed Martin. Wznowił wojny na Bliskim Wschodzie, a następnie rozpoczął nową na Ukrainie.
Nie wiemy, czy Donald Trump będzie próbował kontynuować w drugiej kadencji to, co zaczął w pierwszej. Teraz zna pułapki Waszyngtonu i zebrał zespół, którego brakowało mu za pierwszym razem. Jedyną niewiadomą jest to, z czego musiał zrezygnować, aby tym razem wygrać. Jego polityka bliskowschodnia polegała na zastąpieniu wojny handlem w ramach porozumień Abrahama. Zostało to źle zrozumiane, ponieważ jego zięć, Jared Kushner, który był odpowiedzialny za ich wdrożenie, jest skrajnym rasistą. Przeniósł również ambasadę USA z Tel Awiwu do Jerozolimy, sugerując, iż jest to stolica jedynego państwa żydowskiego. Podczas swojej kampanii przyjął znaczne darowizny od wdowy po Sheldonie Adelsonie, zagorzałym zwolenniku „rewizjonistycznych syjonistów”. Nie jest jasne, czy zadeklarował swoje poparcie w zamian za państwo Izrael, czy też za kolonialny projekt Władimira Żabotyńskiego.
Zwycięstwo Donalda Trumpa nie położy kresu konfrontacjom, ale przeniesie je z militarnego pola bitwy na ekonomiczne. jeżeli chodzi o analizę jego polityki, kategorie polityczne, których używamy od XVIII wieku, okażą się nieskuteczne. Nie zamierza on wybierać między protekcjonizmem a wolnym handlem, ale między sektorami gospodarki: produktami, których będzie bronił dzięki ceł, ponieważ nie będą one w stanie konkurować z produktami jego konkurentów, a produktami, które są w stanie zalać globalny rynek. Donald Trump nie jest przyjacielem wszystkich przedsiębiorców. Jest przeciwny tym, którzy żyją z państwa, sprzedając mu złe produkty, tak jak przez trzydzieści lat robił to amerykański kompleks wojskowo-przemysłowy. Pojęcia prawicy i lewicy, interwencjonizmu i izolacjonizmu są równie przestarzałe. Dzisiejsza stawka jest innej natury.
[1] “Israeli-Iranian auctions mask the reorganization of alliances in the Middle East”, by Thierry Meyssan, Translation Roger Lagassé, Voltaire Network, 5 November 2024.
[2] هل ينجح الاحتلال باغتيال قادة „أنصار الله” على غرار حزب الله اللبناني؟„عدن” – عربي21- أشرف الفلاحي، 30 أكتوبر 2024
[3] “W Kazaniu porządek świata został wywrócony do góry nogami”, autor: Thierry Meyssan, Voltaire Network, 29 October 2024.
[4] “The Clinton system to discredit Donald Trump”, by Thierry Meyssan, Translation Pete Kimberley, Zero Hedge (USA) , Voltaire Network, 28 February 2017.
Koniec tłumaczenia.
Meyssan przewiduje, iż USA mogą promować inicjatywę Trójmorza. To byłaby dla nas bardzo dobra wiadomość, gdyby… No właśnie! Gdybyśmy mieli elity z prawdziwego zdarzenia i społeczeństwo potrafiące zrozumieć, gdzie leży główne zagrożenia dla naszego państwa i dla nas, jako narodu. Z pewnością nie jest nim Rosja! Niestety wielowiekowe szczucie na Rosję i nasza „murzyńskość” wobec Zachodu uniemożliwią skorzystanie z okazji usamodzielnienia się i wzmocnienia pozycji naszego kraju. To wymagałoby także wyjścia nam naprzeciw ze strony Rosji. Ale na ile widzę to z obserwacji rosyjskiej myśli politycznej, nie byłoby to wielkim problemem.