„Nothing ever happens”. Szum informacyjny wypacza nasz odbiór rzeczywistości

2 tygodni temu

„Toż i wojny, i rozruchy, i bitwy znikądinąd nie pochodzą, tylko z ciała i z jego żądz. […] I dlatego nie mamy kiedy oddawać się filozofii; przez to wszystko. A koniec wszystkiego taki, iż jeżeli ono komuś z nas da kiedy pokój i człowiek się zwróci do rozważań nad czymś, ono znowu podczas rozważań zaczyna się zgłaszać na wszystkie sposoby, sprawia nam zamieszanie i niepokój, i myśl płoszy, tak iż niepodobna przy nim dojrzeć prawdy” – mówił Sokrates w Fedonie Platona swym bliskim przed śmiercią, dając lekcję, którą powinniśmy sobie dziś przypomnieć.

„Nothing ever happens”

Problem swego rodzaju zafiksowania na bieżących zdarzeniach o niewielkim znaczeniu nie jest nowy, i jest charakterystyczny nie tylko dla trwającego w tej chwili „sezonu ogórkowego”. Nie mam najmniejszych wątpliwości, iż gdy wszyscy wrócimy z wakacji, a życie społeczne i polityczne powróci do „normy”, będzie mniej więcej tak samo – tylko bardziej i gorzej. Zjawisko to bowiem, które w okresie rozprężenia można określić informacyjnym hałasem, niedługo zmieni się w szum – ciągły dźwięk o jednolitym natężeniu, który jeszcze bardziej utrudni oddzielenie ziarna od plew.

Cechą, która łączy wszystkie te wydarzenia, oprócz emocjonalności i nadużywania wielkich kwantyfikatorów, jest to, iż wszystkie one błyskawicznie straciły swoją aktualność. W przypadku „afery” Kanału Zero ujawnionej przez Zbigniewa Stonogę wystarczyło pójść spać i obudzić się z jej zdementowaniem. Gdy pewien znajomy zapytał mnie, czy coś go ominęło, odpowiedziałem przewrotnie, iż sęk w tym, iż nie ominęło go nic. I zasadę tę można odnieść adekwatnie do większości zdarzeń, którymi emocjonuje się opinia publiczna, a które z perspektywy nie lat, ale często tygodni lub choćby dni i godzin, okazują się nie mieć znaczenia.

Zwróćmy przy tym uwagę, iż mówimy o interpretacji zdarzeń co do zasady prawdziwych. A przecież wkraczamy właśnie w nową, nieznaną erę, w której nasze zmysły coraz częściej będą oszukiwane przez wytwory programów opartych na sieciach neuronowych (tzw. „sztuczna inteligencja”). Wówczas opisywany problem może urosnąć do rozmiarów, których choćby nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.

Nie dziwi zatem rosnąca popularność hasła-memu „Nothing Ever Happens” („Nic się nigdy nie dzieje”), które pojawia się np. wtedy, gdy po raz trzeci w tym tygodniu jesteśmy karmieni nagłówkami o Iranie, który już jutro ma wywołać trzecią wojnę światową.

Epistemologia chwili i epistemologia procesu

Głębszym problemem, który przynosi nam szum informacyjny, jest fakt, iż osłabia on naszą zdolność do holistycznego ujmowania biegu rzeczy. Powinniśmy być świadomi tego, iż nasz „feed” na portalach społecznościowych nie jest powieścią, a najwyżej kroniką. Pokazem slajdów, ale nie filmem. Zbiorem nut, nie pieśnią. Tak jak kronika nie ma wartości powieści, a pokaz stopklatek filmu, tak i pojedyncze zdarzenia nie są procesem (jak np. pojedyncze sondaże wyborcze nie są wyborczym trendem).

Być może prawdziwym analitykiem rzeczywistości będzie w przyszłości nie ten, kto pieczołowicie śledzi wybuchy na Bliskim Wschodzie, ale ten, kto codziennie spaceruje godzinami po ulicach naszych miast, dostrzegać będzie bowiem bieg adekwatnego życia – zobaczy, jak władze samorządowe ogarnięte zieloną modą sadzą drzewa, a Polacy bogacą się jako społeczeństwo, parkując coraz to droższe samochody.

CZYTAJ TAKŻE: Big Tech silniejszy niż atomowy przycisk

Ćwiczenie się w umieraniu

Jednak aby móc to dostrzec, trzeba wcześniej wykonać inną pracę. Tak jak podróże kształcą tylko wykształconych, tak ruch może analizować tylko ktoś, kto opanował kwestie statyczne (np. prawa fizyki). Z pomocą przyjdzie nam tu klasyczna mądrość, nakazująca „ćwiczenie się w umieraniu” – tym, co niezmienne i obiektywne. Jak tłumaczy Sokrates w Fedonie Platona:

Tylko z takim ćwiczeniem intelektualnym można pozostać przy sednie wszystkich istotnych spraw.

Idź do oryginalnego materiału