Z wyborów jestem ogólnie zadowolony. Nie przeraża mnie to, iż Korwin będzie teraz mieć sos od muli na wąsach.
Każdy kraj demokratyczny musi mieć skrajną prawicę, to logicznie nieuniknione. Czterech korwinistów jako kabaretowa ekstrema to ciągle coś mniej groźnego od ekstremizmu francuskiego czy brytyjskiego – a także mniej mnie przerażają od innych wariantów polskiej skrajnej prawicy.
Jeszcze parę lat temu zamiast Korwina mieliśmy partię Giertycha i Wierzejskiego. Partię koneserów „piosenki patriotycznej”, lubujących się w towarzystwie półnagich młodzieńców „zamawiających pięć piw”.
Giertych został ministrem edukacji, na litość boską. Korwin, ze swoją zerową zdolnością koalicyjną, po prostu narobi trochę bydła w europarlamencie. Bez znaczenia, bo w europarlamencie albo działasz w jakiejś większej frakcji, albo jesteś nieszkodliwym generatorem śmiesznych filmików na jutuba.
Cieszy mnie za to odpadnięcie pozostałych partii prawicowych. Nie chciało mi się zapamiętywać ich nazw, bo wiadomo było, iż długo już tych muli żreć nie będą. Cieszę się więc, iż mogę wreszcie zapomnieć o tej uogólnionej Solidarnej Polsce IXI, która Jest Najważniejsza.
Nie zapamiętywałem nazw tych partyjek, ale zapamiętałem tego boksera, co to teraz na deskach leży (gdy słychać drobiu krzyk nieświeży). Tego nieszczęsnego doktora niehabilitowanego.
Tego pirata drogowego, który szczęśliwie nie będzie już mieć immunitetu, po raz kolejny łamiąc przepisy w swoim BMW. I tego nieszczęsnego intelektualisty o umyśle tworzącym konstrukcje tak imponujące, iż biedak dawno już ze szczętem sam się w nich zagubił.
Cieszy mnie porażka Ruchu Palikota, czy jak on tam się teraz w końcu nazywa – też mi się nie chciało zapamiętywać, bo też czułem, iż to kolejna efemeryda. Byłoby mi przykro, gdyby jarmarczny satanizm Armanda Ryfińskiego albo świńskie ryje Palikota naprawdę okazały się kluczem do budowy nowoczesnej lewicy w Polsce.
Deklaracja Ryszarda Kalisza, iż chce reprezentować Polskę przedsiębiorczą i używkową, odstraszyła mnie od niego na dobre. Chcę lewicy reprezentującej głównie ludzi pracy – tego słowa, na którym rok temu Leszek Miller zaciął się podczas przemówienia.
Czerwono-zielona koalicja, na którą sam głosowałem, też oczywiście odpadła, ale ewidentny sukces tego samego środowiska w krakowskim referendum to jednocześnie dobry prognostyk dla wyborów samorządowych. Era niezatapialnych prezydentów miast się chyba już kończy – i całe szczęście.
Nie neguję tego, co oni dokonali dla swoich miast. Ta nieszczęsna kostka bauma jest brzydka i banalna, ale ja pamiętam, co tam było przedtem – błoto, rozjechany asfalt albo w najlepszym wypadku nierówne płyty chodnikowe.
Nie potępiam więc tej formuły modernizacji w czambuł. Odegrała swoją rolę historyczną, która się właśnie skończyła. Już nie ma czego pokrywać kostką, teraz ważniejsze są pytania o ludzi, którzy po tej kostce gdzieś tam sobie idą w różnych sprawach.
Czy biegną do pracy? Czy z dzieckiem do przedszkola? Czy chcą kupić pietruszkę czy wynająć mieszkanie? Co samorząd może zrobić, żeby im to wszystko ułatwić?
„Niezatapialni prezydenci” rzadko mieli na to odpowiedź. Zwykle ograniczali się do „bla bla bla niewidzialna ręka rynku pierdu pierdu klasa kreatywna mumble bumble wspieranie biznesmenów tworzących miejsca pracy”.
I tak ich wspierali, iż firma przez cały czas płacąca jakieś podatki w Polsce wygląda na frajerów. Więc zamykali szkoły, żeby znaleźć pieniądze na kolejny stadion. A gdy ktoś mówił o żłobkach, obrażali się, iż to temat niegodny niezatapialnego prezydenta.
Wygląda na to, iż w nadchodzących wyborach samorządowych niejeden niezatapialny Titanic spotka swoją górę lodową. To będzie chwila dla czerwono-zielonej koalicji, która z natury rzeczy ma więcej do powiedzenia o ludziach biegających po kostce bauma szukając żłobka czy mieszkania – raz, iż z powodów generacyjnych w tej koalicji jest wielu młodych rodziców na dorobku, dwa, iż w odróżnieniu od niezatapialnych, nie są wożeni przez osobistych kierowców w służbowych limuzynach.
Nie mówię, iż ta koalicja jesienią obejmie władzę w polskich miastach. Ale kto ją zignoruje, prawdopodobnie przegra. Kluczem do wygrania tych wyborów będzie albo wciągnięcie jej do koalicyjnej współpracy, albo próba odebrania jej głosów przez przejęcie jej postulatów.
A więc tak czy siak, czerwono-zieloni umocnią wpływ na władzę. A to będzie dobre przygotowanie do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych.