Norweski eksperyment na dzieciach

2 godzin temu

Seksedukacja to nie żadna ochrona przed pedofilią, tylko wręcz przygotowanie dzieci pod tę pedofilię, jeżeli nie pedofilia sama w sobie – ostrzega Anna Targońska, która spędziła kilka lat w Norwegii i osobiście doświadczyła, jak funkcjonuje tamtejszy system edukacji (deprawacji), w rozmowie z Jakubem Zgierskim.

Chciałbym porozmawiać z Panią o doświadczeniach płynących z kilkuletniego pobytu w Norwegii, a więc „wzorcowym” kraju Europy Zachodniej, przodującym w testowaniu wszelkich nowinek ideologicznych. Choć ta historia miała szczęśliwe zakończenie – powróciła Pani do Polski i uchroniła dzieci przed zgubnym wpływem systemu demoralizacji – to jednak wszystko wskazuje na to, iż nasze społeczeństwo czeka podobny scenariusz. Jak rozumiem, zaangażowała się Pani w działalność Koalicji dla Życia i Rodziny, aby ostrzegać ludzi przed nadchodzącymi zmianami?

– Tak, ponieważ dokładnie wiem, o czym mówię – ten temat dotknął mnie osobiście, gdy przez siedem lat mieszkałam w Norwegii. Moje dzieci chodziły tam do przedszkola, a potem do szkoły, dlatego niestety to zjawisko miało na nas bezpośredni wpływ. Gdy moja córka miała dziewięć lat, pewnego dnia przyszła do mnie i zapytała: mamo, czy słyszałaś o czymś takim, co się nazywa „seks”? Od razu chciałam się dowiedzieć, skąd w ogóle takie pytanie. W odpowiedzi usłyszałam, iż do szkoły przyszedł jakiś pan i bardzo dużo na ten temat opowiadał, a choćby pytał dzieci o różne rzeczy związane z seksem. Wówczas zapaliła mi się czerwona lampka.

To jednak nie koniec – tydzień później córka ponownie mnie zapytała, czy może nie chodzić do szkoły we wtorki. Spytałam dlaczego. Okazało się, iż na lekcjach są puszczane bardzo dziwne filmy, które wywołują u niej złe samopoczucie. Jako iż nagrania były dostępne w internecie, postanowiłam zobaczyć, co w nich jest. Gdy je obejrzałam, oczy po prostu wyszły mi na wierzch. Byłam w szoku, iż takie rzeczy pokazuje się dziewięcioletnim dzieciom.

Obrazowe instruktaże masturbacji dla chłopców i dziewczynek, przedstawione na manekinach, z sugestią, iż wszyscy to robią, a choćby z podkreśleniem „zalet” samogwałtu i poleceniem, by o tym śmiało rozmawiać, zwłaszcza dziewczynki, bo niby chłopcy nie mają podobnych oporów, tylko właśnie dziewczynki niepotrzebnie się krępują. Tak jakby to było największym problemem… Ale to taka feministyczna narracja, iż chłopców wychowuje się na pewnych siebie, a dziewczynki utrzymuje w poczuciu wstydu, więc trzeba to zmienić i je ośmielać. Nie wiem, na ile szczegółowo mogę opowiedzieć, co było na tych filmach, bo w moim poczuciu są to treści straszne, wręcz drastyczne…

Zaryzykujmy – myślę, iż nasi Czytelnicy powinni wiedzieć, z czym się mierzymy.

– Były takie sceny: na przykład mężczyzna wychodzi spod prysznica owinięty samym ręcznikiem, a gdy przechodzi przez szatnię, seksedukatorka zrywa z niego okrycie, a następnie zaczyna dotykać jego genitaliów i opowiadać dzieciom, co jak jest zbudowane. Były też tak obrzydliwe sceny, iż do dziś mam je w głowie – wystarczy raz coś takiego zobaczyć, żeby już ten obraz pozostał w pamięci. Proszę więc pomyśleć, jak to musi oddziaływać na dzieci. Inna scena – wspomniana seksedukatorka z głową między nogami mężczyzny, używając jakiejś substancji wyciskanej z tubki, próbuje przedstawić, jak wygląda wytrysk. Kolejna scena – krew spływająca po udzie kobiety ma pokazywać, z czym wiąże się okres. Było to tak obrzydliwie przedstawione, iż nie wiem, jak kilkuletnie dzieci miałyby przejść nad tym do porządku dziennego.

Rozumiem, iż mówimy cały czas o nagraniach dostępnych w państwowym serwisie edukacyjnym dla dzieci, a nie na jakiejś stronie pornograficznej?

– Niestety tak. W mojej ocenie takie treści mają za zadanie zabić naturalną intymność dzieci. Ich niewinność ma zostać wyeliminowana jako coś niedobrego. Oficjalny przekaz głosi, iż seksedukacja pomaga w ochronie przed pedofilią. Tylko w jaki sposób, jeżeli do szkoły przychodzi obcy mężczyzna i opowiada kilkuletnim dziewczynkom o seksie? Albo te filmiki – męskie genitalia w dwudziestu odsłonach. Po co? Żeby dziecko od razu wiedziało, czego może się spodziewać? jeżeli po takim instruktażu na placu zabaw podejdzie do dziecka dorosły mężczyzna i zacznie opowiadać o takich rzeczach albo się obnaży, to naturalną reakcją dziecka już nie będzie ucieczka z wrzaskiem i przerażeniem. Zna przecież taką sytuację ze szkoły. Wie, iż to jest normalne, iż przychodzi obcy pan i pyta o seks. jeżeli podobne rzeczy były pokazywane na lekcjach przy pełnej aprobacie nauczycieli, to znaczy, iż nie ma się czego obawiać. To nie jest żadna ochrona przed pedofilią, tylko wręcz przygotowanie dzieci pod tę pedofilię, jeżeli nie pedofilia sama w sobie!

Wydaje mi się, a choćby jestem tego pewien, iż w polskich szkołach wywołałoby to skandal, natomiast w Norwegii to już raczej chleb powszedni, nieprawdaż?

– Obawiam się, iż wywołałoby to skandal, ale tylko do czasu. Całą tę agendę wprowadza się małymi kroczkami; jesteśmy rozmiękczani, aby to, co teraz wydaje się nam szokujące, niedługo przestało takie być. Najlepiej świadczy o tym reakcja norweskich rodziców, bo ja oczywiście starałam się przeciwdziałać tym praktykom. Zadzwoniłam najpierw do nauczycielki, która powiedziała mi, iż zna te wszystkie filmiki i nie ma z nimi żadnego problemu. Próbowałam dopytać, czy może się pomyliłam albo wybrałam niewłaściwą kategorię wiekową. Nie – to treści już dla dziewięciolatków.

Następnie zgłosiłam się do rodziców uczniów z klasy mojej córki, pisząc post na grupie na Facebooku. Wstawiłam tam linki do nagrań i zapytałam, czy oni uważają, iż jest to adekwatne dla ich dzieci. Zaznaczyłam, iż seksualność jest w nich przedstawiana w bardzo rozrywkowy sposób, w oderwaniu od relacji, związku, miłości, rodzicielstwa czy małżeństwa. Chciałam się dowiedzieć, jakie jest ich stanowisko, bo moje było bardzo krytyczne. Takie treści daleko odbiegały od tego, jak chciałabym wychowywać swoje dzieci. Co ciekawe, zaległa cisza i przez trzy dni nikt się nie odzywał. W końcu jednak zadzwoniła do mnie przewodnicząca trójki klasowej, żeby powiedzieć mi, iż rozmawiała z pozostałymi rodzicami o moim wpisie na Facebooku. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, iż problemem nie są te okropne filmiki przeznaczone dla dzieci, ale moje wątpliwości i konserwatywne podejście do tematu. Stwierdziła, iż oni wszyscy (rodzice) przechodzili w dzieciństwie taką edukację i jakoś żyją, więc wszystko jest w jak najlepszym porządku. I iż ich zdaniem szkoła jest miejscem, w którym dzieci powinny się o takich rzeczach dowiadywać…

Skoro nikt nie widział problemu – ani nauczycielka, ani rodzice – to jak udało się Pani uchronić dzieci przed tymi lekcjami?

– Oczywiście nie uchroniłam wszystkich dzieci w szkole, natomiast udało mi się pomóc własnej córce, pokonując to nieprzyjazne otoczenie jego własną bronią. Przypomniałam sobie, jak na wywiadówce nauczycielka tłumaczyła, iż jeżeli dziecko nie chce odrabiać pracy domowej, to nie odrabia. jeżeli dziecko nie chce pisać testu z matematyki, to ma nie pisać i tak dalej, więc dziecko samo decyduje i nie można go do niczego zmuszać. Wszystko, co próbujemy dzieciom narzucić, niemalże całe wychowanie jest w Norwegii traktowane jak forma przemocy. Poszłam więc tym tokiem rozumowania. Na początku chciałam po prostu zwolnić córkę z tych zajęć, ale usłyszałam, iż byłoby to łamanie prawa dziecka do edukacji. „Edukację” seksualną wychowawczyni uznała za element ogólnej edukacji, niezależnej od światopoglądu rodzica.

Zastanawiam się, ile wspólnego z wiedzą ogólną miało tłumaczenie przez tę nauczycielkę dzieciom, iż jeżeli chodzi o seks, to każdy może z każdym – chłopak z chłopakiem, dziewczyna z dziewczyną, a choćby człowiek ze zwierzęciem. Na pytania dzieci odpowiadała, iż oczywiście ptak ze świnią czy słoń z żyrafą również, jeżeli tylko będzie obustronna zgoda. I choćby byłoby to śmieszne, gdyby nie fakt, iż niektóre dzieci wzięły sobie to mocno do serca, na przykład jedna dziewczynka z klasy córki całkowicie poważnie pytała nauczycielkę, czy z jej związku z jej ukochanym psem wyjdą dzieci czy szczeniaczki!

Wobec tego, iż według norweskiego prawa nie miałam możliwości sprzeciwu, spróbowałam innego podejścia. Powiedziałam, iż moja córka odczuwa na tych lekcjach bardzo duży dyskomfort i nie ma ochoty w nich uczestniczyć. Na to nie mogli już nic powiedzieć, bo dziecko samo odmówiło udziału w zajęciach. To była jedyna droga, aby uchronić je przed systematyczną deprawacją.

Według Pani obserwacji jaki to wszystko ma wpływ na kondycję norweskiego społeczeństwa? Pytam nie tylko o dzieci i młodzież, ale również dorosłych.

– Negatywne konsekwencje widać bardzo wyraźnie – jest to społeczeństwo rozseksualizowane, ateistyczne i pozbawione jakichkolwiek głębszych wartości. Dziecko traktuje się jak skutek uboczny współżycia i panuje przyzwolenie na aborcję, na którą decyduje się wiele kobiet, głównie młodych. O ślubach rzadko jest mowa, jest za to dużo tak zwanych rodzin patchworkowych i luźnych związków, bez emocjonalnych więzi. W Norwegii odnotowuje się również wysoki odsetek samobójstw, bo najwyraźniej ludzie nie widzą głębszego sensu w życiu. Co najważniejsze zaś, oficjalnym celem tej całej edukacji seksualnej jest rzekomo uświadamianie ludzi od najmłodszych lat właśnie po to, aby nie było niechcianych ciąż i wczesnej inicjacji młodzieży. A w praktyce wszystko wychodzi na odwrót! Statystyki wskazują, iż zachodzą zupełnie inne zjawiska, co oznacza, iż prawdziwy cel tych działań jest ukryty.

Czy nasze społeczeństwo ma świadomość, iż taki sam scenariusz czeka Polskę?

– Niestety ogół Polaków nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co nadchodzi. Zupełnie co innego przedstawia się oficjalnie jako plan ministerstwa, a zupełnie co innego możemy mieć w rzeczywistości. Chciałabym zaapelować, abyśmy nie dali się manipulować i nie uwierzyli, iż tak zwana edukacja zdrowotna nie będzie się wiązać z permisywnym modelem edukacji seksualnej. Ta historia już się wydarzyła w Norwegii.

Dziękuję za rozmowę.

Tekst został opublikowany w magazynie „Polonia Christiana”, nr 105 (lipiec-sierpień 2025)

Aby zamówić pismo zadzwoń: +48 12 423 44 23

Idź do oryginalnego materiału