Pomimo niższej od oczekiwań inflacji i wyraźnego wyhamowania wzrostu cen, dochody budżetu państwa z podatku VAT rosną szybciej niż przed rokiem. W samym maju wpływy z tego kluczowego podatku wzrosły aż o 19,7% rok do roku, co zaskoczyło wielu ekonomistów. Za tym wynikiem stoi dynamiczny wzrost sprzedaży detalicznej – konsumpcja wróciła na ścieżkę wzrostu, a Polacy chętniej wydają pieniądze.
Dla porównania: w okresie rządów PiS wzrosty dochodów z VAT były często windowane przez wysoką, dwucyfrową inflację, która napędzała nominalne ceny towarów i usług. Obecnie, przy inflacji jednocyfrowej i w trendzie spadkowym, rosnące wpływy z VAT można przypisać rzeczywistemu ożywieniu gospodarczemu, a nie jedynie efektowi statystycznemu.
Podobnie wygląda sytuacja w przypadku PIT i CIT – czyli podatków dochodowych od osób fizycznych i prawnych. Mimo zmian wynikających z reformy finansowania jednostek samorządu terytorialnego (JST), które wpłynęły na redystrybucję części dochodów, wpływy do budżetu centralnego przez cały czas rosną. Co istotne – dzieje się to bez konieczności „pompowania” inflacji, co w poprzednich latach było niejako ukrytym sposobem na zwiększenie wpływów do budżetu.
Ten obraz pokazuje, iż stabilizacja gospodarki po latach turbulencji – zarówno pandemicznych, jak i inflacyjnych – przynosi pozytywne efekty fiskalne. Rośnie konsumpcja, a z nią wpływy podatkowe, nie tracąc przy tym realnej wartości przez inflacyjne oszustwo.
Warto dodać, iż sukces ten osiągnięto przy większej przejrzystości polityki finansowej i mniejszym poziomie kreatywnej księgowości, która przez lata była zmorą polskiego budżetu. jeżeli ten trend się utrzyma, rząd zyska nie tylko większe możliwości inwestycyjne, ale też silniejszy argument w dyskusji o racjonalizacji wydatków i dalszych reformach podatkowych.