Nikt nie może być sędzią we własnej sprawie – a jednak pisowscy łże-sędziowie są

8 godzin temu

„Nemo iudex in causa sua” – ta zasada to nie łaciński ozdobnik w prawniczych podręcznikach. To fundament cywilizowanego wymiaru sprawiedliwości, na którym zbudowano cały system demokratycznego państwa prawa. Zasada ta obowiązuje w postępowaniach karnych, cywilnych, administracyjnych, a także – a może przede wszystkim – w procesach o znaczeniu ustrojowym, takim jak orzeczenie o ważności wyborów prezydenckich.

Tymczasem w Polsce ta zasada została właśnie podeptana przez ludzi, którzy twierdzą, iż są sędziami. Osoby zasiadające w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego – izbie, która została powołana z rażącym naruszeniem prawa – orzekają o ważności wyborów, czyli o własnym politycznym i zawodowym być albo nie być. Bo nie miejmy złudzeń: jeżeli wybory wygrałby Rafał Trzaskowski, to jednym z jego pierwszych działań byłaby likwidacja tej właśnie izby, wypełnionej tzw. neosędziami, których legalność podważyły zarówno sądy krajowe, jak i Trybunał Sprawiedliwości UE.

A więc orzekają osoby, których osobisty interes leży w tym, aby wybory uznać za ważne. Dwóch z nich – co warte podkreślenia – miała odwagę to przyznać i wyłączyć się z postępowania. Jak zostali potraktowani? Zostali odsunięci od orzekania przez Małgorzatę Manowską, byłą wiceminister u Ziobry i obecną pierwszą prezes SN. Kara za uczciwość. Tym samym osobisty i polityczny interes członków tej izby stał się nadrzędnym kryterium orzekania. To już nie złamanie Konstytucji – to polityczna zbrodnia na zaufaniu publicznym.

Dlaczego łże sędzia, była wiceminister u Ziobry, Małgorzata Manowska nie zdecydowała, by o ważności wyborów orzekał:

– pełny skład SN?
– piętnastu najstarszych stażem sędziów?
– albo Izba Pracy, która przed deformą PiS zajmowała się protestami wyborczymi?

Bo prawdopodobnie wynik orzeczenia byłby wtedy inny. A na to nie może pozwolić obecny układ, który swoją władzę zawdzięcza nie wyborom, ale machinacjom. jeżeli decyzję o ważności wyborów podejmują osoby, które powinny być ich przedmiotem, a nie sędzią, to nie mamy do czynienia z demokracją. Mamy do czynienia z farsą, z ustrojem hybrydowym, który zachowuje dekoracje państwa prawa, ale w środku jest spróchniały, upartyjniony i chory.

A jeżeli Karol Nawrocki, człowiek, który chce być prezydentem wszystkich Polaków, nie domaga się dziś przejrzystości i pełnego przeliczenia tam, gdzie są poważne wątpliwości – to nie zasługuje na ten urząd.

Ponad 10 milionów wyborców ma prawo nie uznać tego werdyktu, jeżeli zostanie wydany w atmosferze zakłamania, konfliktu interesów i braku podstaw prawnych. I może właśnie o to chodzi – żeby Polska nigdy nie wyszła z chaosu. Żeby ciągle trwała wojna o prawdę, której nie wolno pokazać.

Ale jeżeli przez cały czas będziemy udawać, iż „to tylko wybory”, „to tylko procedura” – to stracimy resztki demokracji. I nie odzyskamy ich już nigdy.

Komu zależy na chaosie w Polsce? Rosji. PiS realizuje plan Putina.

Idź do oryginalnego materiału