„Niezamierzone konsekwencje”. Największym przegranym ceł Donalda Trumpa może być on sam. Zrobił idealny prezent rywalom USA

news.5v.pl 1 dzień temu

— Ameryka jest stracona! — zauważył zrozpaczony brytyjski król Jerzy III, analizując przyczyny i konsekwencje rewolucji amerykańskiej z XVIII w., zwanej również wojną o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Czy dzisiejszy przywódca w Waszyngtonie pewnego dnia będzie podobnie żałował tego, iż stracił świat?

Mało prawdopodobne. Prezydent USA Donald Trump nie jest człowiekiem, który przyznaje się do błędów czy wyraża jakikolwiek żal. Wystarczy spojrzeć na to, jak ostatnio zareagował na sytuację na amerykańskiej giełdzie. Gdy po ogłoszeniu szeroko zakrojonych ceł na ponad 100 państw notowania szeregu amerykańskich spółek mocno spadły, Donald Trump stwierdził, iż niedługo wszystkie się odbiją i rozkwitną. I iż Ameryka zmierza ku dniom chwały.

Wiceprezydent J.D. Vance narzekał natomiast, iż krytycy przyjmują zbyt krótkoterminową perspektywę. — Będziemy mieć boom na giełdzie przez długi czas, ponieważ reinwestujemy w Stany Zjednoczone Ameryki — powiedział.

To zwrócenie się na USA mogło jednak pozbawić Waszyngton dużej szansy, czego prezydent i wiceprezydent zdają się jeszcze nie dostrzegać.

Brutalność Trumpa, oparta na niedorzecznych kalkulacjach i głęboko błędnych zasadach ekonomicznych, jest jednak tak samo irytująca, jak restrykcyjne praktyki handlowe króla Jerzego III wobec amerykańskich kolonii w XVIII w. Brytyjski monarcha miał jednak pewne usprawiedliwienie w postaci epizodów klinicznego szaleństwa.

Globalne przetasowanie

Deklaracja niezależności gospodarczej Trumpa i przyjęcie XIX-wiecznego protekcjonizmu oznacza zatrzaśnięcie drzwi przed resztą świata — i prawdopodobnie będzie to miało niezamierzone konsekwencje. Najważniejsza będzie taka, iż reszta świata — choć boleśnie i powoli — zdecyduje się na przebudowę globalnego porządku handlowego. Stworzy nowy ład i zastąpić nim ten, który USA ukształtowały, rozwijały — a teraz bezceremonialnie porzuciły.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Do tego dojdą konsekwencje geopolityczne. Wiele państw już teraz bada perspektywy zawarcia nowych dwustronnych umów handlowych lub zastanawia się, jak rozszerzyć regionalne bloki handlowe.

Przykładowo i mówią o przyspieszeniu negocjacji w sprawie trójstronnej umowy o wolnym handlu. Członkowie Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) oraz Kompleksowego i Progresywnego Porozumienia o Partnerstwie Transpacyficznym (CPTPP) prowadzą natomiast rozmowy dotyczące szybszej i mocniejszej integracji.

Dla Amerykanów i większości świata „Dzień wyzwolenia” Donalda Trumpa z pewnością przyniesie poważny szok gospodarczy — taki, który najprawdopodobniej wywoła globalną recesję.

Sprzeczne sugestie

Kristalina Georgiewa, dyrektorka Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jak dotąd ograniczyła się do stwierdzenia, iż cła Trumpa stanowią „znaczące ryzyko” dla globalnej gospodarki. Analitycy z JPMorgan — jednego z największych holdingów finansowych na świecie — podnieśli jednak swoją ocenę ryzyka globalnej recesji z 40 proc. do 60 proc. Ostrzegli też, iż jej oddziaływanie może być „spotęgowane przez działania odwetowe, zakłócenia w łańcuchu dostaw i nastroje szoku”.

Oczywiście wiele będzie zależeć od tego, jak poszczególne kraje zareagują na cła Trumpa. Odwet może zachęcić go do podjęcia środków zaradczych, co doprowadzi do spirali „wet za wet”, która jeszcze bardziej pogorszy globalne perspektywy gospodarcze. Niewątpliwie reakcje będą jednak również zależeć od tego, jaki jest naprawdę główny cel Trumpa — a tego nie wiadomo. Brak spójności działania i chaos są nieodłącznym elementem strategii prezydenta USA i częściowo odzwierciedlają rozdźwięk w jego administracji.

Czy cła są chwytem negocjacyjnym mającym skłonić kraje do zawierania umów korzystnych dla USA? Według syna Trumpa, Erica, o to właśnie chodzi jego ojcu. „Nie chciałbym być ostatnim krajem, który próbuje negocjować umowę handlową z @realDonaldTrump. Pierwszy, który podejmie negocjacje, wygra — ostatni absolutnie przegra. Oglądałem ten film przez całe życie” — napisał w serwisie X.

Sam Trump zadeklarował, iż jest otwarty na negocjacje handlowe i gotowy do rozmów z innymi krajami na temat obniżenia ceł, jeśli zaoferują coś „fenomenalnego”.

Ta logika jest jednak sprzeczna z opiniami doradców Białego Domu, którzy twierdzą, iż drakońskie cła nie są taktyką negocjacyjną. Główny doradca Trumpa ds. handlu, Peter Navarro, powiedział w rozmowie z CNBC, iż cła nie podlegają negocjacjom.

Same obliczenia stojące za wysokością ceł są również bezsensowne. Opierają się na wątpliwej formule uzyskanej poprzez wzięcie deficytu handlowego USA z określonym krajem, podzielenie go przez całkowity import z tego kraju, a następnie przez dwa.

Czy zatem cła są tylko sposobem na zasypanie deficytów handlowych USA? Wydaje się, iż w administracji Trumpa panuje zgoda co do tego, iż deficyty handlowe USA są winą złośliwych partnerów handlowych czerpiących korzyści kosztem Waszyngtonu. Politycy Trumpa nie biorą jednak pod uwagę kontrargumentu — iż deficyty są konsekwencją zbyt silnego dolara, niezrównoważonych wydatków rządowych i tego, iż Amerykanie mało inwestują, a dużo wydają.

W takiej sytuacji cła niekoniecznie będą w stanie poprawić sytuację gospodarczą USA.

Nowy porządek handlowy

Czy mają być elementem polityki podatkowej Trumpa zakładającej przedłużenie wprowadzonych przez niego w 2017 r. obniżek podatku dochodowego? A może mają cofnąć czas do XIX w., kiedy to rząd był w dużej mierze finansowany z dochodów z ceł? — Najbogatsi byliśmy w latach 1870-1913. A wtedy byliśmy krajem taryfowym — powiedział Trump w lutym, co powtórzył w Ogrodzie Różanym, ogłaszając cła.

Opodatkowanie każdego, kogo się da, w celu obniżenia krajowych podatków, na dłuższą metę jednak nie zadziała. Dochody z ceł nie wystarczą na sfinansowanie działalności obecnego rządu USA — choćby znacznie pomniejszonego. Ponadto są one znacznie mniej przewidywalne niż podatki dochodowe.

Czy cła mogą zachęcać Amerykanów do ponownego przenoszenia produkcji do USA? W środę Trump powiedział, iż „miejsca pracy i fabryki powrócą do naszego kraju”, w podobnym tonie wypowiadał się również Vance. Z pewnością nie myślał tak jednak w 2017 r., kiedy ostrzegał, iż polityka protekcjonistyczna nie pomoże przywrócić miejsc pracy „z powodu automatyzacji i nowych zmian technologicznych”.

Ostatecznie wszystkie powody nałożenia ceł, które przywołał Trump i jego najlepsi doradcy — od obniżenia podatków po zmniejszenie deficytów i ponowne przenoszenie produkcji — sprawiają, iż partnerzy USA nie wiedzą, co robić.

Czy powinni się z tym pogodzić, czy zaatakować? Niezależnie od tego, co zdecydują, jedno jest pewne. Zarówno przyjaciele, jak i wrogowie USA prawdopodobnie zaczną tworzyć nowy globalny porządek handlowy. Taki, który USA może podobać się znacznie mniej niż ten, który właśnie zniszczyły.

Idź do oryginalnego materiału