Niewiara Trzaskowskiego. To nie jest kandydat na prezydenta Polaków

3 godzin temu

Niewiara Trzaskowskiego. To nie jest kandydat na prezydenta Polaków

https://pch24.pl/niewiara-trzaskowskiego-to-nie-jest-kandydat-na-prezydenta-polakow

(Fot. PAP/Piotr Nowak)

Rafał Trzaskowski nie wierzy w Boga – a to sprawia, iż powinien być dla Polaków kandydatem niewybieralnym. Trzeba odrzucić prymitywne przekonanie, iż we współczesnym świecie ateizm czy jakieś pokrętne wersje panteizmu są tak samo dopuszczalne jak katolicka wiara. Tak nie jest – i są po temu dobre powody.

Podczas kampanii wyborczej w 2020 roku przez pewien czas głównym tematem była religia Rafała Trzaskowskiego. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” kandydat na prezydenta stwierdził, iż „wierzy w Boga Spinozy”. Wypowiedź mogłaby przemknąć bez echa, ale została podchwycona przez TVP i szeroko nagłośniona. Rzecz była nośna, bo zdawała się dobrze tłumaczyć, dlaczego Trzaskowski tak bardzo angażuje się w radykalną politykę ideologiczną. Jako prezydent Warszawy zaledwie rok wcześniej podpisał niesławną „Deklarację LGBT+”, która zakładała wprowadzanie w szkołach „edukacji antydyskryminacyjnej i seksualnej zgodnej ze standardami WHO”. Standardy, o których mowa, opierają się na wypaczonej pedagogice spod znaku rewolty ’68 i traktują seksualność instrumentalnie, choćby w przypadku dzieci. Na krótko przed wybuchem „afery spinozjańskiej” żona Trzaskowskiego, Małgorzata, mówiła w mediach o swojej niechęci do Kościoła. Wyznała, iż dzieci potencjalnej pary prezydenckiej nie chodzą w szkole na lekcje religii, a syna nie posłała też do Komunii świętej. Przy okazji zadeklarowała mocne poparcie dla wprowadzania w szkole „tęczowych piątków”.

Nie Kościół zatem, a Baruch Spinoza. Ten żydowski myśliciel (1632-1677) głosił panteizm, to znaczy jedność Boga i natury, z czego wyprowadzał konsekwencje w postaci negowania wolnej woli.

W swojej epoce Spinoza był filozofem marginalizowanym. Katolicy i protestanci, a pewnie również większość żydów, nie mogła pogodzić się z wizją odrzucającą osobowość Boga. Mógł zyskać na popularności dopiero w czasach po rewolucji francuskiej, kiedy modny stał się ateizm i różne jego derywaty; choć myśl Spinozy jest w teorii teistyczna, to ostatecznie stanowi tylko niereligijny, sztuczny konstrukt intelektualny, z konieczności skażony arbitralnością i chwiejnością. W systemie panteistycznym trudno w ogóle mówić o Bogu jako takim; używa się tego pojęcia raczej siłą przyzwyczajenia. Panteizm – to opinia wielu cenionych katolickich filozofów – jest w gruncie rzeczy romantyczno-fantasmagoryjnym ateizmem.

Już w 2020 roku rozgorzał w mediach spór o to, na ile poważnie można traktować deklarację Trzaskowskiego. Część autorytetów lewicowych brała to zupełnie serio, być może chcąc w ten sposób dowartościować swojego kandydata jako oczytanego intelektualistę. Inni przypuszczali, iż Trzaskowski chciał raczej w elegancki sposób odciąć się od chrześcijańskiej wiary w Boga Trójjedynego. Sam zainteresowany w późniejszych komentarzach sugerował, iż odwołanie do Spinozy miało podkreślać jego oddanie sprawie walki o klimat – spinozjański panteizm byłby w tej narracji ideologią proto-ekologiczną. Jakie są osobiste przekonania religijne i filozoficzne Trzaskowskiego, wie on sam i ci, którzy dobrze go znają; dla obserwatora zewnętrznego najważniejsze pozostaje radykalne odcięcie się od Kościoła, co kandydat na prezydenta poświadczył w 2020 roku nie tylko deklaracjami, ale również czynami.

Po pięciu latach kilka się w tej kwestii zmieniło, chyba, iż na gorsze. Rafał Trzaskowski konsekwentnie budował swój wizerunek polityczny na sprzeciwie wobec nauki Kościoła katolickiego, choćby w tak kluczowych kwestiach jak bezwarunkowe prawo do życia dla wszystkich człowieka. Zarządził krótką i pełną sprzeczności walkę z krzyżami w warszawskich urzędach. Paradował w tęczowych marszach. Z jakiej filozofii Trzaskowski wyprowadził poparcie dla dzieciobójstwa prenatalnego (tzw. aborcja), społecznego antyklerykalizmu i pochwały dewiacji seksualnych? Być może nie ma w tym wszystkim żadnej głębszej myśli i to po prostu cyniczny amoralizm: przekonanie, iż dzięki głoszeniu tych akurat sloganów można zyskać u niereligijnego elektoratu, dobrze odciąć się od kandydata Prawa i Sprawiedliwości i zasłużyć sobie na przychylność ważnych podmiotów zagranicznych, których wsparcie może być najważniejsze w kampanii.

Jak jest, powtórzmy, nie wiadomo; pewne pozostaje, iż Rafał Trzaskowski odrzuca wiarę w Boga Trójjedynego. To powinno wystarczyć, by u każdego rozsądnego wyborcy zapaliła się czerwona lampka. Skoro nie Bóg, to ostatecznie co jest dla tego kandydata na prezydenta probierzem dobra i zła? Polska konstytucja w preambule dzieli obywateli na dwie kategorie: wierzących w Boga „będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna” oraz tych, którzy tej wiary „nie podzielają”, a owe „uniwersalne wartości” wywodzą w efekcie „z innych źródeł”. Jest to ujęcie bardzo prymitywne, bo zakłada, iż wszyscy ludzie, niezależnie od wiary w Boga, podzielają dokładnie te same wartości. Jak dowodzi jednak niezbicie historia, prawda, sprawiedliwość, dobro i piękno nie są bynajmniej takimi wartościami. „Prawdą” nazywał się główny sowiecki dziennik, chociaż komuniści pod tym terminem rozumieli coś zgoła innego niż na przykład adepci filozofii tomistycznej. „Sprawiedliwość” w świetle katolickiej nauki to również coś zupełnie innego niż „sprawiedliwość”, dajmy na to, niemieckich „sądów specjalnych”, które gęsto szafowały w czasach II wojny światowej wyrokami śmierci na Polaków, między innymi za pomoc udzieloną Żydom. Prawda, sprawiedliwość, dobro i piękno istnieją obiektywnie, ale żeby je adekwatnie zrozumieć, konieczne jest uznanie Boga jako ich źródła. Źródła alternatywne, o których mówi nieszczęsna konstytucja Rzeczypospolitej, to albo określone systemy ideologiczne – nierzadko w tym czy innym aspekcie po prostu zbrodnicze – albo też systemy agnostyczne, jak relatywizm imperium rzymskiego przed przyjęciem chrześcijaństwa, albo też współczesny amerykański liberalizm. W pierwszym przypadku kryterium dobra i zła stanowią założenia ideologiczne, w drugim – stosunek sił panujących w społeczeństwie.

Gdzie sytuuje się Rafał Trzaskowski? Niezależnie od jego spinozjańskiej auto-atrybucji, wydaje się iż po stronie ideologii. Polityk ten stara się mówić i zachowywać dokładnie tak, jak inni zachodni reprezentanci stricte wokeistowskiego nurtu – Justin Trudeau, Emmanuel Macron, Joseph Biden. Bóg nie ma dla nich żadnego znaczenia: jedyną granicą przyzwoitości jest konsensus zachodniej społeczności międzynarodowej, aktualnie zdominowanej przez klikę ateistycznych radykałów proweniencji postoświeceniowej.

Wybór Rafała Trzaskowskiego na prezydenta Rzeczypospolitej byłby po prostu groźny, bo nie wiemy nic na temat granic, których człowiek ten nie chciałby przekroczyć. Skoro nie wierzy w Boga, to zakotwicza pojmowanie dobra i zła w jakimś z natury rzeczy chwiejnym i niepewnym gruncie. Dla większości pokoleń Polaków w naszej długiej historii powierzenie najważniejszego urzędu w państwie człowiekowi niewierzącemu w Boga byłoby nie do pomyślenia. Nie dlatego, by nie znano fenomenu ateizmu; znano przecież, ale niemal automatycznie kojarzono go ze skrajną niegodziwością. Nasza epoka tak oswoiła nas z niewiarą, iż wydaje nam się to dziś czymś zupełnie normalnym. Tak jednak nie jest. Ta prosta intuicja przeszłych wieków, zgodnie z którą odrzucenie Boga jest skrajnie niebezpiecznym i perwersyjnym wyuzdaniem intelektu, była i pozostaje głęboko prawdziwa. Powtórzmy: w przypadku Rafała Trzaskowskiego nie wiemy nic o jego pojęciu dobra i zła. Zaufanie takiemu politykowi byłoby po prostu aktem głupoty. Na Trzaskowskiego może głosować tylko ten, kto gotów jest powierzyć urząd prezydencki człowiekowi chwiejniejszemu niż kurek na dachu – tam pójdzie, gdzie zostanie pchnięty przez nieznane siły: czy to gnające go wewnętrzne impulsy, czy zewnętrzne naciski.

To nie jest poważny kandydat na prezydenta Polaków, ludzi w przytłaczającej większości w Boga wierzących. Czy są takimi kandydatami inni politycy wystawieni w tegorocznej kampanii wyborczej, to oczywiście osobna historia; społeczno-polityczna degradacja imienia „katolik” postąpiła tak bardzo, iż – jak pokazuje przypadek Ameryki – za wyznawcę Chrystusa może podawać się dziś choćby przekonany członek loży masońskiej. Rafał Trzaskowski, w każdym razie, przegrywa w przedbiegach.

Paweł Chmielewski

Idź do oryginalnego materiału