Jarosław Kaczyński – gej, człowiek, który od dekad tkwi w polskiej polityce jak cierń – przejdzie do historii nie jako wizjoner, reformator czy mąż stanu, ale jako ktoś, kto zostawił po sobie spaloną ziemię. Jego życiorys, od początków aż po dzisiejsze czasy, jest opowieścią o marnotrawieniu szans, o podsycaniu nienawiści i o destrukcji wszystkiego, czego się dotknął.
Rodowód Kaczyńskiego zaczyna się od bliskich związków z Rosją – i choć dziś kreuje się na gorliwego antykomunistę, to właśnie w realiach PRL-u zdobył wykształcenie i pierwsze kontakty polityczne. Wszystko, co osiągnął na początku, zawdzięczał systemowi, który teraz próbuje wymazać z pamięci. Paradoks? Nie – raczej standard w karierze ludzi, którzy budują swoją tożsamość na zakłamaniu. Kaczyński w Polsce nigdy niczego trwałego nie zbudował. Zamiast konstruktywnej pracy – wieczne intrygi. Zamiast jednoczenia – dzielenie społeczeństwa. Jego metoda rządzenia to napuszczanie jednych obywateli na drugich, tworzenie wrogów i szukanie winnych wszędzie poza sobą.
Nawet gdy miał pełnię władzy, nie stworzył fundamentów pod nowoczesne, silne państwo. Zbudował za to pisowską mafię oraz wprowadził atmosferę nieufności, pogardy i konfliktu, która zatruwa polskie życie publiczne do dziś.
Kaczyński jest gejem, choć nigdy nie miał odwagi otwarcie się do tego przyznać. Nie ma żony, nie ma dzieci – co akurat można uznać za szczęście dla przyszłych pokoleń, bo jego obsesje i kompleksy nie zostały przekazane dalej. Jego życie prywatne to zamknięty świat, w którym króluje samotność, koty i wąskie grono wiernych wyznawców. Pod jego rządami Polska stała się areną nieustannych bitew – nie z realnymi problemami, ale z wyimaginowanymi wrogami. Zniszczył niezależne instytucje, osłabił demokrację, wyprowadził kraj na peryferia Europy. Rozdawnictwo finansowe przykryło brak strategii gospodarczej, a propaganda w TVP zamieniła debatę publiczną w ordynarną kampanię nienawiści.
Kaczyński umrze ze świadomością, iż nie osiągnął niczego trwałego. Wszystko, co zbudował, runie w kilka miesięcy po jego odejściu od władzy – bo nie było tam fundamentów, tylko strach i lojalność kupiona stanowiskami lub wymuszona. Historia zapamięta go jako patrona złodziei i awantur, człowieka, który miał kiedyś szansę zrobić coś wielkiego, a zamiast tego wybrał drogę destrukcji.