Niepokój Czechów, mogą wyjść na ulice. To jest solą w oku Andreja Babisza

3 godzin temu
Lider czeskiej opozycji Andrej Babisz jesienią może wrócić do władzy. Jeden z jego pierwszych planów: ujarzmienie nadawców publicznych. Sąsiednia Słowacja służy mu za wzór do naśladowania.


Andrej Babisz na razie pozostało liderem opozycji w czeskim parlamencie. Jednak oligarcha i lider partii ANO (Ruch Niezadowolonych Obywateli) chce powrócić do władzy w jesiennych wyborach. Jego szanse nie są małe. Według sondażu przeprowadzonego przez Ipsos na początku lutego 36,7 procent czeskich wyborców chce głosować na jego partię. Tylko 20,5 procent chce głosować na trójpartyjny sojusz Spolu (Razem) premiera Petra Fiali, który rządzi krajem wraz z dwiema innymi partiami od 2021 roku.

Jeśli wygra wybory, 70-letni Babisz prawdopodobnie nie będzie miał partnera koalicyjnego, który mógłby go kontrolować, tak jak robili to proeuropejscy socjaldemokraci podczas jego pierwszej kadencji w latach 2017-2021. ANO zradykalizowała się w ciągu ostatniego roku i przesuwała się coraz bardziej na prawo. W Parlamencie Europejskim przeszła od liberalnej grupy Odnówmy Europę do skrajnie prawicowej Patrioci za Europą, kierowanej przez francuskie Zjednoczenie Narodowe.

Fico i Orban jako wzór


Babisz nie ukrywa również swoich bliskich relacji z premierem Węgier Viktorem Orbanem i premierem Słowacji Robertem Fico. Obaj politycy są kontrowersyjni w UE, nie tylko ze względu na ich relacje z rosyjską głową państwa Władimirem Putinem. Ich autorytarny sposób sprawowania władzy jest również postrzegany z niepokojem w Brukseli.

Babisz chce teraz skopiować to, co Fico i Orban zrobili z mediami publicznymi w swoich krajach. Podczas gdy przynajmniej część proeuropejskiej centroprawicowej koalicji rządzącej w tej chwili w Pradze stara się wzmocnić niezależność mediów publicznych, Babisz chce czegoś przeciwnego. Jego celem jest nacjonalizacja publicznych nadawców, którzy są finansowani z opłat abonamentowych.

Od miesięcy ANO – wraz z prawicowo-populistyczną i eurosceptyczną partią Wolność i Demokracja Bezpośrednia – blokuje w parlamencie proponowaną przez rząd Fiali podwyżkę opłat abonamentowych. Nie były one podnoszone od 2008 roku, a teraz mają zostać podniesione umiarkowanie: ze 135 do 155 koron (ok. 6,2 euro) za telewizję i z 45 do 55 koron (ok. 2,2 euro) za radio.

Pod kontrolę państwa


Babisz obiecuje swoim wyborcom, iż całkowicie zniesie opłaty abonamentowe. Po dojściu do władzy chce połączyć telewizję i radio i finansować je z budżetu państwa. – Głównym powodem naszej propozycji jest aspekt ekonomiczny – przekonywał w Izbie Deputowanych pod koniec stycznia. – Chodzi o to, iż obywatele nie powinni płacić pieniędzy na nieprzejrzyste instytucje, które są nadużywane z korzyścią dla tego rządu i koalicji – mówił.

Babisz nie ukrywa, iż chce wdrożyć słowacki model Roberta Fico. Rząd tego ostatniego w zeszłym roku poddał publiczną radiofonię i telewizję politycznej kontroli, łącząc jej finansowanie bezpośrednio z budżetem państwa.


Ivana Szulakova, przewodnicząca Czeskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, krytykuje te plany. – Transformacja mediów publicznych poprzez ich nacjonalizację i finansowanie z budżetu państwa jest naszym zdaniem nie do przyjęcia. Ponieważ oznacza to bezpośrednią zależność od woli politycznej najwyższej nomenklatury politycznej – powiedziała Szulakova w wywiadzie dla DW.

– To, co dzieje się na Słowacji, jest przerażającym i wyraźnym dowodem na to, iż jeżeli nie ma mediów publicznych, ludność nie ma gwarancji, iż otrzyma wszystkie istotne informacje, niezależnie od tego, kto sprawuje władzę polityczną – dodała.

Podobnie jak wielu innych dziennikarzy i ekspertów ds. mediów w Czechach, Szulakova krytykuje również obecny rząd Petra Fiali. Jej zdaniem zrobił on zbyt mało, aby wzmocnić pozycję mediów publicznych wobec polityków takich, jak Babisz i Fico.

– Nie mam poczucia, iż obecny rząd wzmocnił pozycję mediów publicznych w społeczeństwie – mówi Szulakova. – Nie był też w stanie wyjaśnić społeczeństwu, na co przeznaczana jest opłata abonamentowa i co ona gwarantuje społeczeństwu – mówi.


Czesi wyjdą na ulice?


Senator David Smoljak ze współrządzącego Ruchu Burmistrzów i Niezależnych (STAN) zgadza się z Szulakovą. W ostatnich latach prowadził on kampanię na rzecz wzmocnienia niezależności mediów publicznych w celu ich ochrony przed nacjonalizacją.

– Osiągnęliśmy to, iż jedna trzecia członków rad nadzorczych mediów publicznych jest mianowana przez Senat, który jest wybierany w innym cyklu politycznym niż Izba Deputowanych – powiedział Smoljak w wywiadzie dla DW.


On sam chciał, aby Senat wybierał połowę składu. Jednak w rządzie okazało się to niewykonalne. Wynika to z faktu, iż część Obywatelskiej Partii Demokratycznej premiera Fiali, najsilniejszej siły w trójpartyjnym sojuszu Spolu, jest również przeciwna wzmocnieniu mediów publicznych. – Ale myślę, iż uda nam się przeforsować podwyżkę abonamentu przed wyborami – mówi z przekonaniem Smoljak.

On także uważa plany lidera opozycji Andreja Babisza za próbę likwidacji mediów publicznych w kraju. Niemniej jednak wierzy, iż choćby po powrocie Babisza do władzy media przetrwają. – Jesteśmy w lepszej sytuacji niż Słowacja, nasze media publiczne są bardziej odporne, a próba przymusowego podporządkowania ich rządzącemu rządowi spotkałaby się z oporem zarówno dziennikarzy, jak i dużej części obywateli – mówi Smoljak.

I przypomina praski „kryzys telewizyjny“ z lat 2000-2001, kiedy rząd Milosza Zemana próbował zainstalować nowego dyrektora generalnego z pomocą nowo powołanej Rady Telewizyjnej i przejąć kontrolę nad nadawaniem na krótko przed przełomem roku. Pracownicy telewizji rozpoczęli strajk i zmobilizowali społeczeństwo do akcji protestacyjnych. Demonstracje odbywały się na Placu Wacława w Pradze i w innych miastach w całym kraju, aż nowy dyrektor generalny i inni urzędnicy telewizyjni podali się do dymisji.

Lubosz Palata. Artykuł ukazał się pierwotnie nad stronach Redakcji Niemieckiej DW


Idź do oryginalnego materiału