Niemiecki „Die Welt” znów poucza Polaków, iż mają nienawidzić Karola Nawrockiego. A wara niemiecka propagando!

2 dni temu

Niemiecki „Die Welt” znów poucza Polaków. Według tej gazety wybór Karola Nawrockiego na Prezydenta RP „ogromnie osłabił międzynarodową pozycję Polski”. Autor tekstu roztacza wizję, w której polski prezydent „blokuje rząd Tuska”, ma rzekomo „oddalać się od Ukrainy”, a w relacjach z USA powinien uważać, by „nie wpaść w pułapkę Trumpa”. To nie jest neutralna analiza — to presja polityczna i próba wpływu na polską scenę publiczną przez zagraniczne medium.

Takie publikacje pojawiają się zawsze wtedy, gdy polskie władze nie wpisują się w oczekiwania Berlina. Cel jest prosty: osłabić mandat demokratycznie wybranego prezydenta, jeżeli ten stawia polski interes ponad cudze.

Kto nadaje ton w Polsce? Problem zagranicznej dominacji

Nie udawajmy, iż niemieckie komentarze zostają w Berlinie. W Polsce od lat działa potężna infrastruktura medialna kontrolowana przez kapitał z zagranicy — w tym przez koncerny powiązane z rynkiem niemieckim. To m.in. Onet, „Newsweek” i „Fakt”. To nie są niszowe tytuły, ale duże tuby wpływu, które kształtują opinię publiczną i agendę debaty.

Jeżeli niemieckie media piszą, iż wybór polskiego prezydenta „osłabia pozycję Polski”, a równocześnie posiadają w naszym kraju własne megafony, mamy do czynienia z klasycznym konfliktem interesów. To nie pluralizm — to asymetria kapitału i narracji.

Suwerenność informacyjna to standard, nie fanaberia

Najwięksi gracze na świecie bronią własnych rynków informacji. Państwa ograniczają możliwość przejmowania kluczowych mediów przez obcy kapitał, stosują zasady wzajemności i mechanizmy weryfikacji inwestycji ze względu na bezpieczeństwo. Tak trzeba patrzeć na media: jak na infrastrukturę krytyczną debaty publicznej.

Polska ma pełne prawo robić to samo. Nikt za nas suwerenności nie obroni.

Co należy zrobić teraz? Projekt kierunkowy

Skoro niemieckie tytuły po raz kolejny atakują polskiego prezydenta, czas skończyć z naiwnością. Potrzebujemy ustawy o suwerenności informacyjnej, która wprowadzi:

  1. Kategoryczny zakaz bezpośredniej i pośredniej kontroli nad mediami informacyjnymi i nadawcami w Polsce przez podmioty zagraniczne — niezależnie od tego, czy to kapitał niemiecki, rosyjski, izraelski czy jakikolwiek inny. Wyjątki wyłącznie dla ściśle zdefiniowanych produkcji kulturalnych bez wpływu na treści informacyjne.

  2. Zasadę wzajemności — pozwalamy na tyle, na ile dane państwo pozwala polskim podmiotom u siebie.

  3. Pełną przejrzystość własności i finansowania — publiczny rejestr udziałów, pożyczek, umów licencyjnych, sponsoringu i sprzedaży powierzchni reklamowej.

  4. Screening inwestycji medialnych — obowiązkowa kontrola wszystkich transakcji z udziałem podmiotów zagranicznych w sektorze mediów i reklamy, z kryterium bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego.

  5. Twarde standardy oznaczeń — jawne oznaczanie materiałów inspirowanych lub finansowanych z zagranicy i wysokie kary za ukrywanie powiązań oraz lobbingu.

To nie jest cenzura. To wyrównanie szans i odbudowa realnego pluralizmu — tak, aby o polskiej debacie decydowali obywatele Polski, a nie zagraniczne korporacje.

Dlaczego akurat teraz?

Bo właśnie teraz zagraniczne tytuły próbują delegitymizować głowę państwa i narzucić nam „jedynie słuszny” kurs. Prezydent Karol Nawrocki ma mandat Polaków oraz konstytucyjny obowiązek stać na straży interesu Rzeczypospolitej. A naszym obowiązkiem jest wreszcie odrobić lekcję suwerenności informacyjnej.

Polska jest państwem poważnym. Mamy prawo powiedzieć „dość” zagranicznej kontroli nad informacją w naszym domu. Czas na ustawę, która usunie obcy kapitał z polskich mediów informacyjnych i przywróci równowagę w przestrzeni publicznej. jeżeli ktoś ma z tym problem — to znaczy, iż do tej pory miał nieproporcjonalny wpływ na nasze państwo. Koniec z tym.

Idź do oryginalnego materiału