Komentator dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zauważa, iż decyzja kanclerza Niemiec o wstrzymaniu dostaw broni, która mogłaby zostać wykorzystana w wojnie w Strefie Gazy, "nie skłoniła izraelskiego premiera do odwołania rozkazu rozpoczęcia zapowiadanej ofensywy. Częściowe wstrzymanie dostaw nie zmniejszy znacząco siły bojowej izraelskiej armii. Jednak decyzja kanclerza wybuchła w trakcie niemieckich letnich wakacji jak przysłowiowa bomba. Została ona odebrana i przedstawiona jako złamanie tabu – zerwanie z niemiecką racją stanu, zgodnie z którą Niemcy muszą dbać o bezpieczeństwo Izraela".
Kanclerz Niemiec i relacje z Izraelem
Kanclerz oświadczył tymczasem, iż zasady niemieckiej polityki wobec Izraela nie uległy zmianie. Istnieje jedynie rozbieżność zdań co do dalszego postępowania Izraela w Strefie Gazy. Nie mogłaby ona jednak być większa, choćby jeżeli wszyscy są całkowicie zgodni co do tego, kto ponosi winę za tę wojnę: Hamas, który chce zniszczyć państwo Izrael i jego naród. Jednak bestialskim atakiem prawie dwa lata temu Hamas przypieczętował swój los".
Komentator dziennika "Süddeutsche Zeitung" uważa, iż Friedrich Merz podjął słuszną decyzję. "Odmowa dostarczenia rządowi broni, która mogłaby posłużyć do prowadzenia wojny w Strefie Gazy, nie jest brakiem solidarności z Izraelem. Dopóki Izrael naprawdę bronił się przed atakiem terrorystycznym Hamasu z 7 października 2023 r. pomoc była uzasadniona. Jednak w tej chwili armia izraelska popełnia zbrodnie wojenne w Strefie Gazy, strzela do ludzi stojących w kolejkach po żywność, pozwala umierać z głodu dzieciom oraz chorym i rannym, ponieważ nie można im zapewnić opieki medycznej. Czy Niemcy mają to wspierać, dostarczając broń?" – pyta.
"Przez wiele tygodni nie tylko opozycja w Bundestagu, ale także Merz i jego rząd wzywali do zaprzestania biernego przyglądania się brutalnej polityce Beniamina Netanjahu i podjęcia działań. Kanclerz właśnie to zrobił. W praktyce jego decyzja nie będzie miała większego znaczenia – o ile wiadomo, nie planuje się żadnych konkretnych dostaw broni. Jednak symbolicznie jest to długo oczekiwany, adekwatny sygnał dla Netanjahu, iż posunął się już zbyt daleko w wojnie z Palestyńczykami" – czytamy.
"Odważna i słuszna decyzja"
Również komentator dziennika "Frankfurter Rundschau" chwali decyzję kanclerza.
"Friedrich Merz podjął odważną i słuszną decyzję o ograniczeniu eksportu broni do Izraela. Niemiecka racja stanu nie musi ślepo prowadzić do całkowitego, krwawego zajęcia miasta Gaza, w wyniku czego oprócz bojowników Hamasu zginie wielu cywilów – i prawdopodobnie również ostatni żyjący izraelscy zakładnicy. Decyzja Merza nie zagrozi bezpieczeństwu Izraela tylko dlatego, iż Berlin przez pewien czas nie dostarczy broni, która mogłaby zostać użyta w Gazie".
Innego zdania jest komentator dziennika "Die Welt":
"Islamofaszyzm panuje na terytoriach palestyńskich znacznie dłużej niż nazizm w Niemczech. Wszystkie pokolenia Palestyńczyków po 1948 roku – a adekwatnie już od 1920 roku – wychowywano w przekonaniu, iż ich świętym zadaniem jest zniszczenie państwa żydowskiego: to ideologiczna i religijna dusza narodu palestyńskiego. "Organizacja pomocowa" UNRWA odgrywa w tym szatańską rolę. Organizacja ta podtrzymuje iluzję 'prawa do powrotu' Palestyńczyków i zapewnia im pomoc medyczną, edukację i żywność, jakby Palestyńczycy byli wiecznie potrzebującymi pomocy dziećmi.
Friedrich Merz wie o tym wszystkim. Jego służby wywiadowcze znają schematy przemocy w Strefie Gazy i rzeczywistą liczbę ofiar cywilnych oraz zabitych terrorystów. Jednak w ostatnich tygodniach Merz nie był w stanie wytrzymać ogromnej presji mediów. Został zmuszony do wykonania 'ruchu' (...).
Również w Niemczech większość społeczeństwa, po roku pełnym nagonki medialnej przeciwko państwu żydowskiemu, uważa, iż uznanie państwa palestyńskiego jest konieczne dla pokoju. To iluzja. Dla Izraela jest to choćby iluzja zagrażająca jego istnieniu. Najpierw należy 'zdehamasować' Palestyńczyków – zachodnie elity polityczne doskonale o tym wiedzą" – pisze "Die Welt".