Niemcy wprowadzają kontrole na granicach. "Desperacki akt o podłożu populistycznym"

6 dni temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Liesa Johannssen


- Decyzja rządu o kontrolach granicznych jawi się jako desperacki akt o podłożu populistycznym - mówi Gazeta.pl Bartosz Dudek, dziennikarz Deutsche Welle.
Od najbliższego poniedziałku Niemcy będą prowadzić kontrole na wszystkich swoich granicach. Te wyrywkowe kontrole kanclerz Niemiec tłumaczył sukcesem tego modelu. Przez niemal cały ostatni rok, odkąd wprowadzono je na granicach między innymi z Polską, policja i straż graniczna namierzyły ponad 50 tysięcy nielegalnych imigrantów, a ponad 30 tysięcy skutecznie zawracając.


REKLAMA


- Liczba osób nielegalnie wjeżdżających do Niemiec spadła. Także dlatego, iż wprowadziliśmy kontrole graniczne i teraz na początku tego tygodnia zdecydowaliśmy rozszerzyć je na wszystkie granice Niemiec, na tak długo, jak to będzie możliwe. Osiągnęliśmy zauważalne efekty i nie zejdziemy z tej skutecznej drogi - przekonywał w Bundestagu Olaf Scholz.


Zobacz wideo Czy studia są konieczne, by znaleźć dobrą pracę? "To jest już trochę sztuczne" Wybierz serwis


Niemcy przywracają wyrywkowe kontrole na granicy. "Odebrać trochę wiatru AfD"
Eksperci zwracają jednak uwagę na kontekst polityczny, szczególnie na rosnącą w siłę radykalną prawicę. - Na decyzję ws. kontroli na granicach bardzo duży wpływ ma polityka wewnętrzna. Za ponad tydzień odbędą się wybory w Brandenburgii i tam Alternatywa dla Niemiec idzie łeb w łeb z SPD. Chodzi więc między innymi o to, aby odebrać trochę wiatru AfD. Drugi czynnik to wybory do Bundestagu, które odbędą się jesienią przyszłego roku. W tym przypadku AfD także wyraźnie przybiera na sile w sondażach. W poprzednich wyborach ta partia miała około 11 procent. Teraz znajduje się w okolicach 17 z tendencją wzrostową. To są znaki ostrzegawcze i między innymi w tym upatrywałbym decyzji o przywróceniu kontroli granicznych - mówi nam Bartosz Dudek, dziennikarz "Deutsche Welle". Jak podkreśla, nie jest to jedyna motywacja rządu w Berlinie. - Drugi czynnik to bezpieczeństwo wewnętrzne. Zamach w Solingen sprzed miesiąca przelał czarę, zmusił rząd federalny i rządy landowe do działania. Politycy czują na karku oddech swoich wyborców i wiedzą, iż muszą działać - mówi.


Dziennikarz zwraca uwagę, iż w Niemczech przebywa około 220 tys. osób, które powinny opuścić kraj. - Chodzi w większości o migrantów, których wnioski o azyl zostały oddalone. Jednocześnie do połowy tego roku deportowano jedynie ok. 10 tys. To przykład bezsilności, a choćby nieudolności tej władzy w egzekwowaniu prawa. Obywatel musi mieć zaufanie do państwa i widzieć, iż prawo jest egzekwowane. Inaczej państwo jest po prostu słabe - mówi.
"Desperacki akt"
Według Bartosza Dudka działanie koalicji rządzącej w sprawie granic jest aktem desperacji. - jeżeli Niemcy będą odsyłać migrantów z granicy, to ktoś powinien ich przyjąć. Tymczasem Francja, Austria, Polska już zapowiedziały, iż nie będą przyjmować tych ludzi. Co się wówczas z nimi stanie? To też prowadzi do pytania o całą Strefę Schengen, która opiera się na ochronie granic zewnętrznych. Wydaje się, iż należałoby właśnie tam skierować dodatkowe siły, porozmawiać z partnerami o uszczelnieniu granic zewnętrznych. W tym kontekście decyzja rządu o kontrolach granicznych jawi się jako desperacki akt o podłożu populistycznym - ocenił.


Reakcje w Niemczech
Dziennikarz Deutsche Welle opowiedział o reakcjach na decyzję rządu Olafa Scholza. - Większość opcji politycznych, na czele z CDU-CSU, największą frakcją opozycyjną, popiera te działania. Głosy krytyki słychać jedynie wśród Zielonych, którzy z założenia popierają model multi-kulti. Negatywnie wypowiada się biznes, ponieważ z punktu widzenia interesów kontrole są uciążliwe. Widzieliśmy w pandemii, jak źle zamknięcie granic wpływa na gospodarkę. Trzeba też pamiętać o sporej grupie ludzi, którzy codziennie przekraczają granicę w drodze do pracy. Kontrole krytykuje też część organizacji broniących praw człowieka - relacjonuje nasz rozmówca.
Idź do oryginalnego materiału