"Przyczyną głębokiego kryzysu Zachodu jest odejście Ameryki od geostrategicznej zasady, jaką była dotychczas amerykańska kontrola atlantyckiego wybrzeża Europy. Donald Trump dąży do zerwania z Europą, aby całkowicie skoncentrować się na obszarze Pacyfiku" – powiedział niemiecki politolog Herfried Muenkler w wywiadzie dla tygodnika "Die Zeit".
Trump chce przeciwdziałać "imperialnemu przeciążeniu" Ameryki zawężając granice amerykańskiego imperium – tłumaczy politolog. W jego ocenie jest to "racjonalny motyw" wyjaśniający podejmowane przez prezydenta decyzje. Część amerykańskich elit wojskowych i politycznych uważa, iż należy "dogadać się" Rosją, a uwolnione dzięki temu siły i środki wykorzystać w polityce wobec Chin.
Cel – osłabienie Unii Europejskiej
Zdaniem Muenklera przyszły porządek świata będzie się opierał na "pentarchii" – władzy pięciu mocarstw: USA, Europy, Chin, Rosji i Indii. Niewiadomą jest jego zdaniem rozwój sytuacji w Ameryce. "Pytanie brzmi – czy instytucje demokratyczne wytrzymają konfrontację z Trumpem, czy też Ameryka stanie się autokracją rządzoną przez rodzinę Trumpa. Dopóki nie jest to rozstrzygnięte, Europa jest zdana na własne siły i pozostaje +ostatnim chorążym+ demokracji" – uważa politolog. "Przywódca Chin Xi i prezydent Rosji Putin widzą to i próbują rozbić UE. Trump też ma interes w osłabieniu Unii" – powiedział Muenkler.
Jak zaznaczył, USA, Chiny i Rosja wspierają siły odśrodkowe w Europie, stawiając przede wszystkim na Węgry i Słowację. "Celem jest sparaliżowanie UE" – podkreślił.
"UE musi się przekształcić w siłę zdolną do politycznego działania. Konieczne jest powstanie silniejszego centrum – Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, chociaż ta ostatnia pozostaje poza Wspólnotą. Polska i Włochy też powinny dołączyć do tego centrum wyznaczającego kierunek w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa" – czytamy w portalu "Die Zeit".
Merkel i Hollande jak Chamberlain
Muenkler zarzucił politykom zachodnim błędną reakcję na aneksję Krymu w 2014 r. Angela Merkel i Francois Hollande myśleli jego zdaniem tak, jak brytyjski premier Neville Chamberlain w 1938 r. na Konferencji Monachijskiej – "jak damy coś agresorowi, żeby go zaspokoić, to zapobiegniemy wielkiej wojnie. Tak samo myślano w 2014 r." – krytykuje Muenkler.
Niemiecki rząd uważał, iż Rosjanie zrozumieją, iż niekończąca się, kosztowna i pełna ofiar wojna nie opłaca się. Berlin nie docenił jednak "siły resentymentu", która odsunęła na dalszy plan kalkulację kosztów i zysków. "Nie doceniliśmy poczucia poniżenia i upokorzenia byłego imperium, ponieważ wyznajemy neoliberalną wiarę, iż w polityce chodzi o maksymalizację ekonomicznych korzyści" – przyznał politolog.
Historyk opowiedział się za dalszym wspieraniem Ukrainy, aby "była w stanie walczyć tak długo, aż Rosja zrezygnuje i wyrazi gotowość do negocjacji jak równy z równym". "Moraliści mają rację, gdy mówią, iż oznacza to dużo dalszych ofiar. Ale pacyfizm nie prowadzi do pokoju. Jest pacyfizmem podporządkowania się i zaproszeniem dla Putina do kontynuacji wojny, ponieważ prezydent Rosji uważa, iż ma do czynienia z dekadenckimi tchórzami" – powiedział na zakończenie wywiadu Muenkler.
Koniec Zachodu?
O "Końcu Zachodu" mówi też Nicole Deitelhoff, szefowa Instytutu Badań nad Pokojem i Konfliktami we Frankfurcie.
"Trzy lata temu uważałam, iż atak Rosji na Ukrainę jest punktem kulminacyjnym kryzysu porządku światowego. Dzisiaj mogę powiedzieć, iż był to zaledwie początek o wiele większego kryzysu. Uważałam, iż wojna doprowadzi do zbliżenia państw Zachodu. To, co obserwujemy teraz, jest końcem Zachodu" – powiedziała Deitelhoff w wywiadzie dla tygodnika "Der Spiegel".
Jak podkreśliła, jesteśmy świadkami wycofywania się państw z międzynarodowego systemu i odrzucania międzypaństwowych ograniczeń na rzecz władzy wykonawczej. "Reguły są odrzucane, zarówno w polityce wewnętrznej, jak i w rywalizacji między mocarstwami. Widzimy to zarówno u Putina, jak i u Xi, Milei'a i Trumpa" – zaznaczyła.
"Europa jest być może potęgą ekonomiczną, ale jeżeli chodzi o politykę, siedzimy przy podrzędnym stoliku. Stany Zjednoczone wykazują coraz mniejsze zainteresowanie Europą i opartym na zasadach porządkiem międzynarodowym" – oceniła.
Jej zdaniem możliwy jest powrót do sytuacji z XIX wieku, gdy kilka europejskich mocarstw podzieliło między siebie niemal cały świat. "W przyszłości będą to inne mocarstwa, ale system może mieć taki sam charakter, jak opisywał go Tukidydes – silni robią, co chcą, a słabi godzą się na to, na co muszą" – podsumowała Deitelhoff.