Niemcy ostrzegają Polaków: grozi nam ogromna katastrofa?

8 godzin temu

„Berliner Zeitung” alarmuje, iż Polska może powtórzyć losy Grecji sprzed dekady. Główną przyczyną problemów ma być polityka socjalna prowadzona od 2015 roku. Niemiecki ekonomista Klaus Bachmann ostrzega: spirala oczekiwań społecznych może doprowadzić do załamania finansowego.

Fot. Warszawa w Pigułce

Analiza niemieckiego dziennika „Berliner Zeitung” nie pozostawia złudzeń. Polska może stanąć w obliczu kryzysu finansowego podobnego do tego, jaki przeżywała Grecja 15 lat temu. Ekonomista Klaus Bachmann wskazuje, iż decyzja o wprowadzeniu zasiłków na dzieci bez ograniczeń dochodowych może doprowadzić do nadmiernego zadłużenia państwa.

Spirala oczekiwań społecznych w ruchu

Według Bachmanna, decyzja o rozszerzeniu zasiłków na każde dziecko w 2019 roku wprawiła w ruch spiralę oczekiwań społecznych. Program 500 plus, wprowadzony przez PiS w 2015 roku, a następnie podniesiony do 800 złotych, miał być wsparciem dla polskich rodzin. Jednak brak ograniczeń dochodowych w dystrybucji świadczeń stał się, zdaniem niemieckich ekonomistów, głównym czynnikiem destabilizującym finanse publiczne.

Niemiecki ekspert zauważa, iż w momencie przejęcia władzy przez Donalda Tuska, państwowa kasa była pusta. Co więcej, obietnice podniesienia zasiłków do 200 euro (około 860 zł) tylko pogłębiły problem. Wydatki socjalne rosły szybciej niż budżet na obronność, co dodatkowo obciążało finanse publiczne.

Najnowsze dane potwierdzają obawy niemieckiego dziennika. Deficyt budżetowy na 2025 rok wyniesie rekordowe 289 mld zł, co stanowi 7,3% PKB. Program 800 plus pochłania 62,8 mld zł rocznie – to największa pozycja w budżecie państwa, stanowiąca ponad 1,5% PKB.

Greckie problemy, polska rzeczywistość

Kryzys zadłużenia w Grecji był kulminacją długotrwałego procesu finansowego, który rozpoczął się po ujawnieniu przez nowy rząd grecki znacząco zawyżonego deficytu budżetowego. Grecja stanęła w obliczu utraty zaufania rynków finansowych i poważnych trudności w spłacie zadłużenia. Negocjacje z wierzycielami doprowadziły do ostatecznego przyjęcia kolejnego programu oszczędnościowego i reform.

Podobieństwa między Polską a przedkryzysową Grecją są uderzające. Oba kraje akumulowały ogromne długi publiczne wynikające z chronicznego deficytu budżetowego. Wydatki państwa systematycznie przewyższają dochody, a koszty obsługi zadłużenia rosną w tempie, które może stać się nie do utrzymania.

Jednak Klaus Bachmann wskazuje na kluczową różnicę: Polska, nie będąc w strefie euro, nie może liczyć na wsparcie podobne do tego, jakie otrzymała Grecja. Mniej niż 13% polskiego długu jest w rękach zagranicznych, co oznacza, iż banki nie obawiają się upadku. Z jednej strony to zmniejsza ryzyko nagłego odpływu kapitału, z drugiej jednak oznacza brak zewnętrznej pomocy w razie kryzysu.

Matematyka zadłużenia

Bachmann podkreśla, iż obsługa długu pochłania już 9-10% wpływów budżetowych, co jest porównywalne z Niemcami, ale mniej niż w USA. Jednak tempo wzrostu tego wskaźnika budzi niepokój. Koszt obsługi długu publicznego dramatycznie rośnie – w 2025 roku na odsetki Polska wyda 103 mld zł, to niemal połowa całego deficytu budżetowego.

Dla porównania, w 2015 roku było to zaledwie 1,8% PKB, a teraz sięga 2,6% PKB. Dług publiczny ma wzrosnąć do 59,8% PKB, zbliżając się niebezpiecznie do konstytucyjnego limitu 60%.

Wydatki publiczne w Polsce wyniosą w 2025 roku około 48,9% PKB – więcej niż w słynących z rozbudowanego państwa opiekuńczego Szwecji i Danii. W Polsce wydatki publiczne są o 7,1% PKB wyższe niż 10 lat wcześniej, co stanowi jeden z najwyższych wzrostów w całej UE.

Ukryty deficyt pogłębia problem

Prawdziwa skala problemu jest jednak jeszcze większa. Oprócz oficjalnych 289 mld zł deficytu, ekonomiści wskazują na dodatkowe 100 mld zł ukrytego deficytu w funduszach Banku Gospodarstwa Krajowego. Oznacza to, iż rzeczywista luka w finansach publicznych może sięgać niemal 400 mld zł rocznie.

Te fundusze BGK ponoszą 155 mld zł wydatków, w większości finansowanych z drogiego długu. To oznacza brak kontroli parlamentarnej i społecznej nad środkami BGK, ponieważ nie są one zatwierdzane w formie ustawy przez parlament.

Procedura nadmiernego deficytu – pierwszy krok ku kryzysowi

Polska została objęta unijną procedurą nadmiernego deficytu – tym samym mechanizmem, który uruchomiono wobec Grecji przed kryzysem. Gdy deficyt przekracza 3% PKB, kraj musi przedstawiać regularne raporty o działaniach zmierzających do jego redukcji. Kraje objęte tym postępowaniem mają 4-7 lat na realizację działań naprawczych.

Deficyt Polski na poziomie 7,3% PKB to drugi najwyższy wskaźnik w całej Unii Europejskiej, ustępujący jedynie Rumunii. Paradoksalnie, Grecja, która ledwo dekadę temu balansowała na skraju bankructwa, w 2024 roku odnotowała nadwyżkę budżetową na poziomie 1,3% PKB.

Koszty programów socjalnych eksplodują

Głównym winowajcą rosnącego zadłużenia są, jak wskazuje Bachmann, wydatki socjalne. Program 800 plus to największa pozycja w budżecie, ale to nie jedyny kosztowny program: 800 plus to dodatkowe 62,8 mld zł rocznie, 13 i 14. emerytura kosztuje budżet 31,5 mld zł, tzw. „Babciowe” (aktywny rodzic) to 8,4 mld zł. Najmniejszym wydatkiem jest renta wdowia, której koszt to 4,2 mld zł.

Sama podwyżka z 500 plus do 800 plus kosztuje budżet dodatkowo 29,4 mld zł rocznie. Łącznie transfery socjalne pochłaniają już 17-18% całego PKB. To oznacza, iż niemal co piąta złotówka wypracowana w polskiej gospodarce trafia na programy społeczne.

Polityczne kalkulacje blokują reformy

Minister finansów Andrzej Domański zapewnia, iż „program 800 plus wpisał się w budżety polskich gospodarstw domowych i nie ma żadnych planów, żeby od niego odchodzić”. Jednak według nieoficjalnych doniesień, Unia Europejska zgodziła się, by program 800 plus był realizowany w 2025 roku bez żadnych ograniczeń, ale od 2026 roku ma zostać zamrożony.

Cięcia wydatków socjalnych są politycznie toksyczne, szczególnie w roku wyborów prezydenckich. Obecny rząd kontynuuje i rozwija politykę zapoczątkowaną przez PiS, bojąc się reakcji wyborców. Prawdziwe reformy można spodziewać się najwcześniej jesienią 2025 roku.

Czy Polska uniknie greckiego scenariusza?

Bachmann podkreśla, iż różnica między Polską a Grecją sprzed kryzysu jest taka, iż Warszawa ma jeszcze czas na korekty. Dług publiczny, choć rosnący, nie osiągnął jeszcze poziomów krytycznych. Gospodarka jest w lepszej kondycji niż grecka dekadę temu, a wzrost PKB może pomóc w stabilizacji wskaźników zadłużenia.

Jednak okno możliwości gwałtownie się zamyka. Każdy rok zwłoki oznacza głębszą dziurę w budżecie i wyższe koszty obsługi długu. Spirala oczekiwań społecznych, o której pisze niemiecki ekonomista, może okazać się nie do zatrzymania bez drastycznych cięć wydatków.

Grecja pokazała, iż choćby kraje europejskie mogą znaleźć się na skraju bankructwa. Pytanie brzmi: czy Polska wyciągnie wnioski z tej lekcji, zanim będzie za późno? Odpowiedź na to pytanie może zdecydować o przyszłości polskich finansów publicznych na dekady.

Idź do oryginalnego materiału