Niech mi ktoś powie, iż historia się nie powtarza

niepoprawni.pl 1 miesiąc temu

Stare porzekadło często się nie sprawdza. Z historią jestem od kilkudziesięciu lat. To zapisana przeszłość. nie grzęźnie ona w źródłach ani dziełach. Te ostatnie są refleksją nad zawartością źródeł. Ale to, co minęło nie minęło bezpowrotnie. Tam, gdzie pamięć zawodzi, a przewrotność i głupota mają się dobrze, do głosu dochodzi zło, które czai się w człowieku. I to właśnie bywa, choć nie koniecznie musi być, powtórką z historii. Dziś jesteśmy tego świadkami, ofiarami, obiektem, na którym wyżywa się historia naszego poranionego powojennego losu.

Ludzie najstarsi pamiętają z własnych przeżyć, bardzo często przetkanych zadawanym im cierpieniem, tamte czasy 1944-1956. Tylko oni mogą i potrafią dostrzegać analogię do tego, co dziś Polska przeżywa. Analogię bardzo ścisłą, nie potrzebującą żadnych przenośni, bo tamte zdarzenia i te obecne przylegają do siebie szczelnie. Oczywiście trzeba by obszernego studium, by zestawić ze sobą wszystkie zdarzenia tamtego czasu i obecnego. Ale na niektóre wskazać trzeba. Po ustaniu okupacji niemieckiej – sowiecka nigdy nie ustała – na pozostawionym Polakom terytorium oczekiwania były, gdy chodzi o ogromną większość narodu, jednoznaczne: powrót do tego, co zbudowano w Dwudziestoleciu, a co często legło w gruzach lub zrabowano. Rychło okazało się, iż nie będzie odbudowy, ale stworzenie atrapy Polski, na tyle samodzielnej – nie mylmy z niepodległością – na ile odpowiadało to Związkowi Sowieckiemu. I mamy analogię. Podobnej przebudowie Polska zostaje poddana dziś pod dyktando niemieckiej opcji firmowanej przez Unię Europejską. Innymi słowy kraj, który po raz pierwszy po 1939 roku rozpoczął w 2015 r. rzeczywistą odbudowę nie tylko ekonomiczną, ale także na płaszczyźnie suwerenności, teraz pod rządami oddanymi przez znaczącą część Polaków elementom zhołdowanym przez Brukselę-Berlin ulega dekompozycji, czy nazwijmy to, wygaszaniu. Rozciąga się to na wszystkie dziedziny życia, w pierwszym rzędzie na ekonomikę, a równolegle na oblicze moralne społeczeństwa, zatomizowanego i owładniętego przez jedną partię rządzącą – rząd jest dla niej raczej listkiem figowym i maczugą od mokrej roboty – a trzęsie Polską aktyw partyjny przyciągający coraz więcej oportunistów. Tak było przecież także od chwili, kiedy Armia Czerwona „oswobodziła” Polskę.

Młodzież urabiana była przez organizacje ZWM, OM TUR, a zwłaszcza od 1948 r. przez ZMP. Ta ostatnia organizacja miała od środka rozsadzać „sanacyjny” system szkolny i korumpować młodzież szkół średnich. Osiągnęła spory sukces. Z kolei dziś korumpuje się młodzież bezideowością, hedonizmem, promowaniem zboczeń różnego rodzaju, używek i odwracania jej od wartości nie tylko religijnych i światopoglądowych, ale i od patriotyzmu. Patriotą wówczas był każdy, kto bezkrytycznie przyjmował sowiecki styl życia i widzenie świata. w tej chwili słowo patriotyzm jest, gdzie można, eliminowane. W miejsce wzorców „radzieckich” wprowadza się europejskie, unikając wyjaśnień, co się przez to rozumie. W sumie wiodącym celem komunistycznego państwa było potępienie i wyrzucenie poza nawias przeszłości, co w praktyce oznaczało plugawienie Polski niepodległej, nie tylko tej sanacyjnej, ale także każdej opcji politycznej przeciwnej nowej okupacji sowieckiej wspieranej przez rodzimych renegatów. Ten obraz powrócił do nas teraz w zmienionej formie, ale podobnej do tamtej w treści. Mamy więc walkę z religią, z tradycją polską, ze szkołą, w której obok płytkości kształcenia mamy całkowity zanik dyscypliny i wdrażanie od najmłodszych lat dzieci do permisywizmu i relatywizmu moralnego. W sumie są to wysiłki mające na celu zasianie ateizmu i wykorzenienie rodzimej polskiej kultury i zastąpienie jej antywartościami Europy skazanej na autodestrukcję, islamizację i stanie się skansenem swej własnej historii.

Wymienione wyżej analogie nie wymagają żadnych potwierdzeń, gdyż dla człowieka rozumnego są oczywiste. Dla starszych uderzające jest to co zostało utrwalone w obrazie. Pogodna, pełna spokoju fizys Bieruta, jednego z najzagorzalszych sługusów stalinizmu, choćby po śmierci Stalina. Prezentował się jednak na fotografii korzystniej niż Donald Tusk z tą ściągniętą nienawiścią twarzą aparatczyka, rzekomo zwalczającego mowę nienawiści, a w rzeczywistości czyniąc z tego hasła bicz na niepokornych. Podobnych fizjognomii w latach przed 1956 r. nie brakowo. Niech mi wybaczą Żydzi, ale ich pobratymcy w tym przodowali. Choć ci najgroźniejsi, jak Jakub Berman czy Julia Brystygierowa stwarzali o wiele korzystniejsze wizualnie wrażenie, aniżeli n. p. w tej chwili europoseł Szczerba, Bodnar, Nitras, czy Kierwiński. O niektórych niewiastach, dziś licznych w polityce, wówczas raczej nie, nie wspominając. Wandę Odolską słuchało się tylko w radio, co jedynie mogło aktywizować wyobraźnię, dziś wiemy jak wygląda n. p. pani Jachira, Marta Lempart i podobne im sufrażystki.

Na koniec przypomnieć trzeba, iż reżim przyniesiony na bagnetach sowieckich nie znosił żadnej konkurencji, żadnych spółek w sprawowaniu władzy, dlatego w miejsce rozgromionego PSL stworzył zeszmacone ZSL, mniej sponiewierane SD, PAX przeznaczony do roli konia trojańskiego w Kościele. Te organizacje miały przekonać kogo trzeba, iż w komunizmie jest możliwa demokracja, praworządność. Dziś jest podobnie, z tym iż przyzwoitkami dla PO są PSL Kamyszowe i Polska 2050 – sezonowe danie upitraszone przez niejakiego Hołownię – to istny deus ex machina, chluba sejmu III RP wskrzeszonego przez PO/PSL w 2023 r.. Trzeba jednak gwoli prawdy przyznać, iż nie wszystko w analogii tamtych czasów do obecnych da się zdyskontować negatywnie dla pierwocin Polski Ludowej. N. p. wówczas nie do pomyślenia byłoby powierzenie Służby Zdrowia nauczycielce szkoły podstawowej. W latach 1944-1956 funkcję tę sprawowało 3 lekarzy i działaczy społecznych, z których tylko jeden był komunistą. Wtedy nie mówiono o praworządności, bo jej nie było. Był słynny Mały Kodeks Karny i karząca ręka ludu, MBP i sądownictwo zależne od władzy politycznej. w tej chwili mówi się o praworządności, a prawo i wymiar sprawiedliwości leży w rękach Bodnara, który gwiżdże na trójpodział władzy, gdyż dla niego władzą jest Tusk, a sądy i prokuratura jego „karzącą ręką”. Główny oskarżony w procesie szczecińskim bezpiecznie za parawanem immunitetu przesiaduje w senacie, a ksiądz i urzędniczki, którym niczego nie udowodniono siedzą w areszcie. PiSowi wbrew orzeczeniu kontroli chce się odebrać należne mu środki, bo Tuskowi polecono w Berlinie likwidować opozycję antyeuropejską. Oczywiście w Brukseli i Berlinie taka praworządność jest ceniona, bo uwalnia ona budowniczych Grossdeutschland od rozprawy z niesfornymi Polakami. Niech sami się wykończą.

Można by mnożyć te analogie. Jedne pokazują jak Polska pod rządami Tuska z sukursem PSL i zbieraniny Hołowni bardzo jest podobna do tej, którą w 1956 r. nazwano okresem błędów i wypaczeń, z drugiej, gwoli prawdy, trzeba przyznać, iż pewne tamtejsze agendy traktowane były uczciwiej. N. p. do 1948 r. oświata miała się lepiej niż dziś pod samowolą kobiet dalekich od pozytywnych wzorców wychowania i edukacji. Ateizm może być osobistą sprawą wychowawcy, ale przerzucanie jego na instytucję oświatową to jest już nadużycie, które w demokratycznym państwie jest nie do pomyślenia. Rzecz cała jednak w tym, iż demokracja, choćby ta z przymiotnikami, w systemie coraz bardziej totalitarnej w swych zapędach władzy eurolewackiej jest co najwyżej pium desiderium – pobożnym życzeniem ludu, który w 1956 r. wprawdzie tylko częściowo, ale ją odzyskał. Czy i tu wypadnie odnotować analogię? I czy znowu będziemy potem biadać nad okresem błędów i wypaczeń? Tym razem już dobrze nam znanych?

Idź do oryginalnego materiału