Były minister rolnictwa Robert Telus usiłuje gasić pożar, który sam pomógł wzniecić. Zamiast jednak tłumaczyć fakty, produkuje kolejne wersje wydarzeń, które wzajemnie się wykluczają. Jego wyjaśnienia w sprawie afery działkowej pod CPK brzmią coraz bardziej desperacko, a momentami – po prostu niewiarygodnie.
Na antenie Telewizji wPolsce24 polityk próbował przekonać widzów, iż cała sprawa to zemsta za jego rzekome „atakowanie Tuska” w sprawie umowy handlowej z Mercosurem.„Ostatnio bardzo mocno atakuję rząd na czele z Donaldem Tuskiem za umowę z Mercosurem i oczywiście w tym momencie wypalono z tą działką” – tłumaczył.
Trudno o mniej przekonujące tłumaczenie. Jakby cała afera, obejmująca decyzje administracyjne, notarialne, i sprzedaż ziemi wartej setki milionów złotych, była tylko sprytnym odwetem za kilka wypowiedzi w telewizji.
Telus utrzymuje, iż nie wiedział nic o sprzedaży działki, mimo iż to jego resort – Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi – wydał zgodę na transakcję. „Ja o sprzedaży tej działki nic nie widziałem. U mnie na biurku nie pojawiła się ta sprawa sprzedaży” – zapewnił.
Tyle iż to z jego podpisu i struktur podległych mu urzędników wyszła decyzja umożliwiająca sprzedaż 160 hektarów ziemi w Baranowie, którą od lat dzierżawiła firma Dawtona. Transakcja została sfinalizowana tuż przed wyborami, kiedy PiS tracił władzę. Przypadek? Dla opinii publicznej – trudno w to uwierzyć.
Tym bardziej, iż – jak ujawniła Wirtualna Polska – sam Telus odwiedzał Dawtonę w trakcie kampanii wyborczej. To nie było kurtuazyjne spotkanie na pięć minut. „Wizyta trwała kilka godzin” – podkreślali dziennikarze. Trudno więc utrzymywać, iż minister, który zaledwie kilka miesięcy wcześniej gościł w siedzibie firmy, nic nie wiedział o tym, iż ta sama firma kupuje kluczową działkę od państwowego KOWR.
W kolejnych wywiadach Telus usiłuje zrzucić odpowiedzialność na podległy resortowi Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa (KOWR). „Decyzję w sprawie sprzedaży działki podejmował KOWR za zgodą wiceministra rolnictwa” – powiedział.
Brzmi to jak klasyczna próba rozmycia winy – urzędniczy ping-pong: to nie ja, to oni. Jednak KOWR podlegał bezpośrednio ministerstwu Telusa, a więc również jego politycznej odpowiedzialności. To nie był autonomiczny organ, który działał bez wiedzy szefa resortu.
Co więcej, Telus przyznał, iż dopiero teraz zapoznał się z aktem notarialnym, w którym – jak twierdzi – znalazł się zapis o możliwości unieważnienia transakcji w ciągu pięciu lat. „Jeżeli byłaby taka potrzeba, to akt notarialny można unieważnić i oddać pieniądze rolnikowi” – mówił.
To tłumaczenie jest równie groteskowe, co bezużyteczne. Nikt poważny nie traktuje poważnej afery o setki milionów złotych jako transakcji z opcją zwrotu „jak w sklepie z butami”.
Po wybuchu afery Jarosław Kaczyński ogłosił, iż Telus i jego zastępca Rafał Romanowski zostali zawieszeni w prawach członka PiS do czasu wyjaśnienia sprawy. Sam Telus próbował ten gest obrócić w cnotę. „Zwróciłem się do sekretarza generalnego o zawieszenie, żeby nie szkodzić partii” – oświadczył z dumą.
To brzmi jak zły żart. Bo jeżeli minister faktycznie nic nie wiedział, jak sam twierdzi, to dlaczego miałby się zawieszać? jeżeli jednak wie, iż sprawa śmierdzi, to jego „honorowe zawieszenie” jest jedynie zabiegiem PR-owym – gestem mającym uspokoić nastroje w obozie PiS.
Telus, polityk znany dotąd z populistycznych wystąpień i gorliwej obrony partii, wpadł we własne sidła. Jego tłumaczenia pokazują, jak wyglądała logika rządzenia w PiS: wszyscy decydowali, ale nikt nie ponosił odpowiedzialności. Zamiast konkretów – emocje. Zamiast dokumentów – oskarżenia wobec Tuska. Zamiast przeprosin – opowieść o spisku mediów.
W rzeczywistości cała historia z działką pod CPK obnaża chaos i bezkarność, które przez lata były codziennością w resortach PiS. To nie był incydent – to systemowe przyzwolenie na niekompetencję.
I jeżeli Telus naprawdę wierzy, iż wystarczy powiedzieć „nie wiedziałem”, by oczyścić się z podejrzeń, to powinien zrozumieć jedno: władza, która nie wie, co podpisuje, jest tak samo winna jak ta, która robi to z premedytacją.
Bo w polityce niewiedza nie jest usprawiedliwieniem – jest dowodem winy.

6 godzin temu













