Wreszcie ktoś mówi o migracji w Polsce językiem odpowiedzialności, a nie strachu.
Minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński, po spotkaniu ministrów na Szczycie Migracyjnym w Monachium, jasno określił stanowisko rządu: bezpieczeństwo Polaków jest najważniejsze, ale nie będzie ono oparte na kłamstwach i cynicznej grze emocjami. Jak powiedział:
„Nie zgodzimy się na żadne rozwiązanie, o ile chodzi o kwestie migracyjne, które zagrażałoby bezpieczeństwu Polski bądź Polaków.”
To zdanie można by potraktować jak banał, gdyby nie fakt, iż przez osiem lat rządów PiS bezpieczeństwo granic stało się po prostu narzędziem propagandy. Władza Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego używała migrantów jak rekwizytów w spektaklu strachu – raz, by wywołać panikę przed „islamskim najazdem”, innym razem, by pokazać rzekomą „twardość” wobec Unii Europejskiej.
W praktyce wyglądało to tak: płot na granicy, konferencje w świetle kamer i kompletny brak strategii. Gdy trzeba było, PiS wpuściło dziesiątki tysięcy pracowników z państw azjatyckich, gdy nie trzeba było – udawało, iż broni cywilizacji chrześcijańskiej. Hipokryzja w najczystszej postaci.
Kierwiński mówi dziś o konkretach. Nie o emocjach. Nie o „najeźdźcach”, ale o wspólnym europejskim bezpieczeństwie, które wymaga współpracy, a nie wymachiwania pięścią w Brukseli. Minister słusznie zauważył:
„Polska jako kraj frontowy ponosi gigantyczne koszty obrony naszej granicy zewnętrznej. Te wszystkie inwestycje – to ponad 2 miliardy złotych na granicy polsko-białoruskiej – to jest gwarantowanie realnego bezpieczeństwa wszystkim krajom Unii Europejskiej.”
To nie są puste słowa. W tym roku polskie służby zatrzymały prawie 25 tysięcy migrantów, którzy próbowali nielegalnie przedostać się przez wschodnią granicę. To twarde dane, nie polityczny teatr. Kierwiński nie potrzebuje drutu kolczastego w telewizyjnym kadrze, żeby udowadniać, iż państwo działa.
Kontrast z rządami PiS jest uderzający. Morawiecki i jego ministrowie chętnie krzyczeli o „obronie granic”, ale w praktyce ich polityka migracyjna przypominała chaos ubrany w patriotyczne hasła. Z jednej strony, PiS odrzucał unijne rozwiązania solidarnościowe, z drugiej – w ciszy podpisywał umowy o przyjmowaniu pracowników z państw muzułmańskich. A gdy pojawiał się kryzys, natychmiast sięgał po to, co zna najlepiej – szantaż emocjonalny i fake newsy.
Kierwiński reprezentuje zupełnie inną postawę – państwową, nie partyjną. W Monachium zaznaczył, iż Polska jest „zwolennikiem wspólnej pracy z krajami europejskimi nad najlepszymi modelami polityki migracyjnej i azylowej”, ale „nie ma mowy o przymusowej relokacji”. To stanowisko, które łączy twardą obronę interesów narodowych z odpowiedzialnością europejską.
To właśnie jest różnica między polityką Tuska a polityką Morawieckiego: pierwszy buduje sojusze, drugi budował wrogów. Rząd PiS przez lata obrażał Brukselę, Berlin i Paryż – a potem błagał o pomoc, gdy sytuacja na granicy wymykała się spod kontroli. Dziś Polska znów jest słuchana, bo mówi rozsądnie, a nie przez megafon.
Warto też odnotować, iż Kierwiński nie ucieka od trudnych tematów – wprost stwierdza, iż tzw. pakt migracyjny „nie odpowiada sytuacji ostatnich lat”. To nie jest uległość wobec Unii, jak chcieliby komentatorzy prawicy, ale zdolność do krytycznego myślenia i realnej negocjacji, której PiS nigdy nie opanowało.
Kiedy PiS rządziło, Polska była izolowana i wyśmiewana za swoją „politykę graniczną”, dziś – jak zauważył Kierwiński – „cała Unia Europejska zaczyna mówić głosem Polski”. Tyle iż tym razem to głos rozsądku, nie paranoi.
Nowy rząd nie straszy migrantami – on po prostu pilnuje granicy. Nie dzieli ludzi na „naszych” i „obcych” – tylko chroni obywateli, nie zapominając o prawach człowieka. I właśnie dlatego, iż w tym działaniu nie ma miejsca na propagandę, jego efekty widać w liczbach, a nie w telewizyjnych materiałach.
Polityka migracyjna to sprawdzian dla dojrzałości państwa. Rząd Tuska i Kierwińskiego właśnie pokazuje, iż Polska potrafi być jednocześnie bezpieczna i przyzwoita – coś, czego PiS nigdy nie zrozumiało, bo zawsze wybierało strach zamiast odpowiedzialności.