"Nie ma tak słabego kandydata". Debata pokazała cenę, jaką płacimy

3 tygodni temu
Ach, co to była za debata. Piątkowy spektakl obnażył z pełną mocą druzgocącą cenę, jaką płacimy - my wyborcy - za całkowitą dominację duopolu PO-PiS na scenie politycznej - pisze Miłosz Wiatrowski-Bujacz, współautor podcastu "Co to będzie".
Zobaczyliśmy przede wszystkim jedno. Nie ma tak słabego kandydata, który nie mógłby w sprzyjających okolicznościach nie wygrać w Polsce wyborów prezydenckich. Wystarczy tylko, żeby niezdecydowani wyborcy mieli wystarczająco dość partii będącej przy władzy.


REKLAMA


Można nie mieć żadnego doświadczenia w piastowaniu najwyższych urzędów w państwie, chwalić się udziałem w nielegalnych brutalnych ustawkach kiboli, dzielić się z milionami widzów marzeniem o tym, by mieć status osoby najbliższej skazanego prawomocnym wyrokiem przestępcy seksualnego, nie być w stanie odpowiedzieć na żadne merytoryczne pytanie i wciąż mieć około 50 proc. szans na prezydenturę. Bo jako kandydat popierany przez PiS Nawrocki miał adekwatnie zagwarantowany udział w drugiej turze wyborów, a tam o wyniku decydować będzie mobilizacja wokół tego, który z kandydatów budzi większą niechęć jak najszerszej grupy wyborców - i czy jest ona na tyle intensywna, żeby zmotywować ich do pójścia do lokalu wyborczego.


Zobacz wideo Nawrocki faworytem drugiej tury? Trzaskowskiego uratują kobiety?


Trudno o bardziej dobitny dowód na to, iż Karol Nawrocki w najmniejszym choćby stopniu nie nadaje się na prezydenta, niż jego odpowiedzi dotyczące chuligańskiej przeszłości.
Ustawki Nawrockiego
To, iż brał udział w nielegalnych, ściganych przez policję kibolskich ustawkach, nie jest w moich oczach samo w sobie koniecznie dyskwalifikujące. Ludzie przechodzą w życiu różną drogę, a jeżeli mielibyśmy do czynienia z historią o ewolucji światopoglądowej młodego chłopaka, który zostawia za sobą chuligański półświatek i zamiast tego poświęca się pracy na rzecz dobra ojczyzny, to byłoby to choćby godne podziwu.
Rzecz w tym, iż u Nawrockiego żadna taka przemiana nie zaszła. We wczorajszej debacie z dumą opowiadał o ustawkach i przynależności do fanatycznej grupy kibiców Lechii Gdańsk z bliskimi związkami ze światem przestępczym, iż były to "aktywności sportowe" opierające się na "sile jego serca, jego mięśni, jego pięści", po czym dodał, iż "zawsze była to uczciwa rywalizacja", a ustawki to po prostu "inna arena walk".


Jak ustalił dziennikarz Wirtualnej Polski Szymon Jadczak, w tej "uczciwej rywalizacji" Nawrocki walczył ramię w ramię między innymi z Danielem U., ps. "Dzidek", skazanym w 2023 roku na 15 lat więzienia za usiłowanie zabójstwa przy użyciu maczety. "Dzidek" był wtedy jednym z liderów grupy kiboli, w której szeregach według ustaleń dziennikarzy Onet.pl i Wirtualnej Polski znajdował się Nawrocki. W swoim tekście Jadczak cytuje wypowiedź Marcina Kulasa, ówczesnego naczelnika Wydziału do zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Kryminalnej Centralnego Biura Śledczego Komendy Głównej Policji. O uczestnikach tej konkretnej "aktywności sportowej opierającej się na sile serca, mięśni i pięści", w której w 2009 brał udział Nawrocki, naczelnik mówił tak:


Tam nie ma ludzi przypadkowych. Do grupy można wejść z polecenia, wciąga znajomy znajomego. To osoby z różnych środowisk. Niektórzy są zawodowymi bandytami - bawią się, nigdzie nie pracują i czekają na telefon, ale wielu z nich normalnie funkcjonuje w społeczeństwie.


Nic zresztą dziwnego, iż Nawrocki nie zrzuca odpowiedzialności za udział w ustawkach na błędy młodości - miał wtedy 26 lat, był już pracownikiem Instytutu Pamięci Narodowej.
Przypomnijmy, iż za udział w bójce grozi zgodnie z polskim prawem choćby pięć lat więzienia. Nawrockiemu już to nie grozi, bo sprawa się przedawniła.
Łamanie prawa i kontakty ze światem przestępczym to nie jedyny aspekt przeszłości popieranego przez PiS kandydata, o którym wypowiadał się w debacie z trudną do uwierzenia dumą. W tym samym dniu, w którym dziennikarze "Gazety Wyborczej" opublikowali wyniki śledztwa dziennikarskiego, z którego wynika, iż słynny już "Pan Jerzy" był skazanym prawomocnie na karę więzienia przestępcą seksualnym, Nawrocki postanowił się podzielić się z nami swoim niespełnionym marzeniem o tym, żeby uzyskać status jego osoby najbliższej, bo wtedy "może nie udałoby się schować pana Jerzego, pana koleżance w Gdańsku i odciąć tego biednego porzuconego człowieka ode mnie, kiedy pomagałem mu przez kilkanaście lat". Szef IPN-u chyba go jakoś intensywnie nie szukał, bo przez rok nie zorientował się, iż tak bliska mu osoba trafiła do Domu Pomocy Społecznej.


Co padło na debacie
O meritum samej debaty trudno się szczególnie rozwodzić. Jak napisała Agata Kalińska, byliśmy po raz kolejny świadkami "rytualnych przepychanek, kto co zrobił, czego nie zrobił i kto bardziej szkodzi Polsce.", bez odrobiny prawdziwej refleksji na temat realnych problemów nas wszystkich.
Po jednej stronie mieliśmy kandydata z satysfakcją obwieszczającego, iż unijnego Zielonego Ładu już nie ma, świętującego fakt, iż Polska zawiesiła prawo azylowe, chwalącego się tym, jak sprawnie deportuje imigrantów i grzmiącego, iż nasz kraj nie przyjmie ani jednego uchodźcy.
A po drugiej Karola Nawrockiego. Czyli kandydata, który chętnie by się pod tym wszystkim podpisał, ale dodatkowo chciałby mieć status osoby najbliższej skazanego prawomocnym wyrokiem przestępcy seksualnego, widzi w ściganych przez policję brutalnych ustawkach kibolskich (w których sam uczestniczył) honorową sportową rywalizację i nie może wytrzymać choćby godziny w czasie swojego najważniejszego w dotychczasowym życiu występu publicznego bez wetknięcia sobie pod wargę saszetki nikotynowej na oczach milionów wyborców.
Trzaskowski wypadł dużo lepiej, niż przez większość kampanii, miał więcej werwy, był sprawny retorycznie, celnie punktował brak kompetencji merytorycznych Nawrockiego i jego wątpliwe przymioty moralne. Ale sam również uciekał od odpowiedzi na pytania, a to co serwował było albo jałowe, albo niestrawne. Mimo wszystko w warunkach dobrze funkcjonującej demokracji, w której wyborcy czują, iż mają przed sobą realny wybór, wygrałby z tak skompromitowanym kandydatem jak Nawrocki w cuglach.


O ile którykolwiek z nich dostałby się w ogóle do drugiej tury.
Idź do oryginalnego materiału