Cała Polska żyje skandalem, jakim jest upadek rosyjskiej rakiety pod Bydgoszczą. Bulwersuje fakt, iż rosyjski pocisk zdolny do przenoszenia ładunków jądrowych (choć nieuzbrojony) mógł przelecieć nad naszym krajem. Rosjanie (inna sprawa czy zrobili to przypadkiem) udowodnili, iż obrona przeciwlotnicza nad Wisłą po prostu nie istnieje.
Nasze władze jednak bagatelizują całe zdarzenie. A szef rządu twierdzi wprost, iż takie rzeczy się „zdarzają”. I nie ma co robić problemu.
– Przypomnę pewne zdarzenie, które miało miejsce dwa i pół miesiąca temu na niebie, nad USA, najpotężniejszym państwem na świecie. Chińskie balony szpiegowskie pojawiły się nad Alaską, potem nad Kanadą i znów nad USA. Dopiero po kilku dniach te balony zostały zestrzelone. Przypomnę też incydent z dronem, który przeleciał nad terytorium Rumunii, spadł w Chorwacji, o rakietach, które spadają na terytorium Mołdawii – wyliczał.
– Niestety tego typu rzeczy w całej Europie zdarzają się, mogą się zdarzać. Jesteśmy w stałym kontakcie z naszymi sojusznikami z NATO – przekonywał premier.
Warto więc przypomnieć, iż Amerykanie śledzili i zestrzelili chińskie balony. Przez Polskę zaś rosyjska rakieta przeleciała, spadła pod Bydgoszczą. Została wreszcie przypadkowo znaleziona po prawie pięciu miesiącach.
Niech Morawiecki nam nie mydli oczu. W Europie takie rzeczy się po prostu nie zdarzają. Polska rządzona przez PiS jest tu niechlubnym wyjątkiem.