W ostatnich dniach polska scena polityczna zyskała kolejny dowód na to, iż politycy potrafią instrumentalizować najbardziej dramatyczne sytuacje, by zdobyć punkty polityczne.
Europoseł PiS Jacek Ozdoba wywołał burzę, żądając wykluczenia z Platformy Obywatelskiej Michała Szczerby za słowa, które – zdaniem Ozdoby – miałyby rzekomo obrażać pacjentów onkologicznych. Sytuacja w szpitalu w Koninie, gdzie czasowo wstrzymano przyjęcia na oddział onkologiczny z powodu zaległych płatności NFZ, stała się areną kolejnej politycznej przepychanki.
Nie można jednak nie zauważyć, iż pomysł, by Szczerba został wyrzucony z partii, jest groteskowy w swojej politycznej logice. Polityk jednej partii upomina polityka innej, wzywając do dyscyplinowania kolegów partyjnych za komentarze na temat sytuacji pacjentów? To rodzi pytanie o granice odpowiedzialności politycznej – i o to, gdzie kończy się troska o obywatela, a zaczyna polityczny teatr.
Trudno oprzeć się wrażeniu, iż Ozdoba w swojej interwencji nie tyle broni pacjentów, ile wykorzystuje dramatyczną sytuację do politycznej autopromocji. Wszak sam fakt, iż szpital nie otrzymał finansowania za drugi kwartał i czasowo wstrzymał przyjęcia, jest efektem systemowych problemów w służbie zdrowia, w które wpisani są wszyscy rządzący. Wykorzystywanie cierpienia ludzi walczących z chorobami nowotworowymi jako narzędzia do publicznych żądań wykluczeń partyjnych jest nie tylko nieetyczne, ale wręcz cyniczne.
Słowa Szczerby, które Ozdoba kwestionuje, nie sugerują przecież, iż pacjenci mają być ignorowani. Europoseł PO wskazał jedynie, iż w sytuacji, gdy pacjenci nie mogą być przyjęci w jednej placówce, system powinien zapewnić alternatywę – inne ośrodki w regionie. To racjonalna, praktyczna uwaga, wynikająca z troski o pacjentów, a nie ich deprecjonowania. I właśnie to racjonalne podejście zostaje w publicznym dyskursie PiS obrócone w oskarżenie o pogardę wobec chorych.
Takie działanie rodzi poważne pytania o etos polityczny i granice debaty publicznej. Czy każda krytyka lub analiza sytuacji może być teraz przedstawiana jako atak na pacjentów? Czy politycy mają prawo decydować, kto może, a kto nie może zabrać głosu w dyskusji o służbie zdrowia, grożąc wykluczeniem z partii? Tego rodzaju logika nie sprzyja ani rzetelnej debacie, ani rozwiązywaniu rzeczywistych problemów. Wręcz przeciwnie – skupia uwagę mediów i opinii publicznej na spektakularnych gestach, zamiast na faktycznych potrzebach pacjentów.
Co więcej, instrumentalizacja cierpienia osób chorych przez polityków w roli „moralnych strażników” jest w praktyce działaniem wysoce szkodliwym. Chorych traktuje się nie jako pacjentów potrzebujących realnej pomocy, ale jako element gry politycznej. W efekcie problem, który wymaga konkretnych działań systemowych – takich jak zapewnienie finansowania oddziałów onkologicznych – schodzi na dalszy plan.
Ozdoba w swoim apelu domaga się reakcji Tuska, wykluczenia Szczerby i publicznego potępienia jego słów. Ale zamiast refleksji nad realnymi problemami służby zdrowia, mamy kolejną odsłonę spektaklu, w którym cierpienie pacjentów staje się kartą przetargową w politycznej walce. Czy to jest etycznie do przyjęcia? Trudno sobie wyobrazić, by racjonalny obserwator mógł to uznać za konstruktywne działanie polityczne.
Chłodna analiza sytuacji wskazuje więc, iż PiS – w politykach takich jak Ozdoba – skupia się na spektakularnych gestach, które mają wrażenie zdecydowanych działań, zamiast podejmować konkretne kroki systemowe. Skandaliczne jest to, iż cierpienie pacjentów onkologicznych zostaje wykorzystane jako narzędzie polityczne. Tego rodzaju praktyki niszczą zaufanie społeczne, polaryzują debatę i odciągają uwagę od realnych wyzwań, jakie stoją przed polską służbą zdrowia.
Wniosek jest jasny: instrumentalizacja dramatów pacjentów przez polityków nie jest ani moralnie do przyjęcia, ani racjonalnie uzasadniona. Każdy, kto choć odrobinę kieruje się poczuciem odpowiedzialności za społeczeństwo, powinien dostrzec, iż takie działania są nie do obrony. Publiczna krytyka słów Szczerby mogła być przeprowadzona w sposób merytoryczny i bez dramatyzowania, jednak zamiast tego mamy kolejny przykład politycznej nadinterpretacji, w której cierpienie ludzi staje się jedynie narzędziem w grze o władzę.