Nie dał nam przykładu Bonaparte

5 lat temu

Arcydzieła literatury mają to do siebie, iż wciąż odkrywamy w nich nowe treści. Z poczciwą „Lalką” Prusa zetknąłem się po raz pierwszy w liceum, na temat bonapartyzmu Ignacego Rzeckiego pisałem chyba jakieś wypracowanie – i traktowałem to wtedy jako przejaw jego zdziwaczenia.

Potem, gdy więcej czytałem o historii Francji i Europy, zmieniłem zdanie. W 1878, gdy zaczyna się akcja powieści, bonapartyzm był już przegrany – ale w sposób oczywisty tylko dla czytelników „Lalki” 10 lat później.

Ówczesnym obserwatorom mogło się jednak wydawać, iż francuska III Republika podzieli los poprzednich dwóch. Po kilku latach parlamentarnych sporów ktoś znowu dokona zamachu stanu – i adekwatnie czemu nie miałoby się to skończyć po raz trzeci objęciem tronu przez kolejnego Bonapartego?

To było tym bardziej prawdopodobne, iż pierwszym prezydentem III Republiki został jej ideowy przeciwnik: zaprzysięgły monarchista, markiz MacMahon. W pierwszych wyborach monarchiści zdobyli większość (396 na 638 mandatów).

W odróżnieniu od swoich dwóch poprzedniczek, III Republika miała być tworem tymczasowym. Zgodnie z zasadą „nie ma nic trwalszego od prowizorki”, przetrwała 70 lat.

Monarchiści byli podzieleni na legitymistów i orleanistów. Ze swoimi 20 mandatami bonapartyści byli czymś w rodzaju centrum: ni to monarchicznego, ni to republikańskiego.

W 1877 MacMahon podjął nieudaną próbę monarchicznego zamachu stanu, o którym Rzecki wspomina na początku powieści. Jego nadzieje, iż to wstęp do intronizacji Napoleona IV, były oczywiście płonne, ale nie aż tak idiotyczne, jak mi się wydawało w liceum.

Dzisiaj, gdy wraz ze swoim pokoleniem osiągnąłem wiek „starego subiekta”, widzę inny wymiar jego bonapartyzmu. Wrzuciłem to już na fejsa, w postaci ironicznej przeróbki stosownego fragmentu – w którym Ignacy Rzecki snuje nadzieje na powrót Donalda Tuska z wygnania z Brukseli.

Z okazji rocznicy 4 czerwca pół fejsa miałem zawalone wspomnieniami, jak ktoś rozklejał plakaty. Gdyby tak przywrócić energię i optymizm sierpnia 1980 i czerwca 1989… zjednoczeni autorytetem papieża i Wałęsy obalimy PiS, a Donald Tusk wstąpi na tron.

Kochani pięćdziesięciolatkowie: to niemożliwe. Tamta „Solidarność” jest dziś martwa jak bonapartyzm w 1878.

Sam działam w „Solidarności” i mam wrażenie, iż historyczne dziedzictwo raczej przeszkadza niż pomaga w realizowaniu statutowych celów.

Od 1976 do 1989 mieszkańców PRL dręczył systematyczny spadek poziomu życia. System po prostu pożarł proste rezerwy i nie miał realistycznej ścieżki rozwoju – ludzie go mieli dosyć, bo nie dawał im nadziei na nic, na mieszkanie, na papier toaletowy, na remont drogi.

W efekcie przeciętny Kowalski miał już po prostu dosyć tego systemu. Nie interesowało go naprawianie go, chciał się go pozbyć, żeby było „jak na Zachodzie”.

Czy dzisiaj tak samo ma dosyć kaczyzmu? No pewnie iż nie.

Poziom życia Kowalskiego od 2015 systematycznie się podnosi. Bo transfery socjalne, bo dobra koniunktura, bo rynek pracy mniej przechylony na stronę pracodawcy.

Nie wiem, co w tej sytuacji opozycja powinna zaproponować Kowalskiemu. Ale niezdecydowane stanowisko wobec transferów socjalnych (które opozycja potępia, deklarując równocześnie, iż je zostawi, a choćby zwiększy), na pewno nie ułatwia jej zadania.

I na pewno nie uratuje jej Lech Wałęsa, leśny dziadek, którego co bardziej ekscentryczne wypowiedzi – o potrzebie likwidacji Unii Europejskiej albo o kontaktach z obcymi cywilizacjami – choćby jego wyznawcy starają się puszczać mimo uszu, ewentualnie wzdychają, iż „zrobiło się z nim ostatnio coś niedobrego”, bo nie przejdzie im przez klawiaturę banalna konstatacja, iż ZAWSZE BYŁ TAKI.

Sierpnio-czerwcowa nostalgia nie jest programem politycznym na dziś. Moje pokolenie dopadła po prostu tęsknota za tym sokolim wzrokiem, za tym lipidogramem, za tym ciśnieniem rozkurczowym, jakie mieliśmy w latach 80. (a Rzecki podczas Wiosny Ludów).

Bonaparte już nie wrócił na tron. Słabą pociechą jest to, iż nie wrócili także Bourboni. Byli tak pochłonięci sporami o to, kto jak kogo skrzywdził w latach 1791-1848, iż nie zauważyli, jak we Francji wyrasta zupełnie inna siła.

Może to nas też teraz uratuje? Choć swoją potęgę Kaczyński zawdzięcza transferom socjalnym, zdaje się tego nie zauważać, i bez sensu znów zaczął kłamać o Okrągłym Stole („mój brat nie pił wódki w Magdalence!”). Czym ośmieszył się chyba trochę także przed swoimi wyborcami.

Oby i u nas pojawił się wreszcie jakiś Gambetta.

Idź do oryginalnego materiału