Na kongresie w Przysusze Jarosław Kaczyński ogłosił nową doktrynę partii: żadnej refleksji, żadnych przeprosin, żadnej skruchy. W Katowicach PiS będzie udawał, iż żyje — choć choćby dawni sprzymierzeńcy, widzą, iż to tylko polityczny teatr trupów.
„I, w skrócie, co musimy robić? Szanowni państwo, po pierwsze nie biadać, nie bić się w piersi, nie przeprowadzać ekspiacji – to nie ma dzisiaj żadnego sensu. To jest tylko działanie na korzyść naszych przeciwników!” – powiedział Jarosław Kaczyński podczas kongresu PiS w Przysusze w październiku 2024 roku.
To zdanie doskonale podsumowuje kondycję Prawa i Sprawiedliwości po wyborczej klęsce. Zamiast refleksji i próby zrozumienia przyczyn porażki, prezes znów wzywa do zwarcia szeregów i zaklęcia rzeczywistości. „Nie biadać” – mówi człowiek, który od lat biada nad Polską w ruinie.
W najbliższy weekend PiS organizuje w Katowicach konferencję programową. Oficjalnie – początek nowego otwarcia. Faktycznie – kontynuacja starego stylu, w którym zamiast myślenia liczy się wierność. Konferencja ma nawiązywać do tej z 2015 roku, gdy partia po raz drugi sięgała po władzę. Tamta była pełna entuzjazmu, świeżych pomysłów, złudzeń o „dobrej zmianie”. Katowice 2024 to już inna historia: rytuał partii w stanie politycznej recydywy.
Lektura programu pokazuje, iż „nowy PiS” to w istocie stary klub wzajemnej adoracji. Na liście panelistów – kilkadziesiąt nazwisk, niemal wyłącznie z wewnętrznego kręgu. Zaledwie kilku gości spoza partyjnego betonu – Tomasz Wróblewski, Artur Bartoszewicz, Radosław Pyffel, Robert Gwiazdowski, Witold Modzelewski czy Jan Maciejewski – ma pełnić funkcję listka figowego, dowodu rzekomego pluralizmu.
Ale choćby dawni sprzymierzeńcy PiS przestali udawać, iż wierzą w „nowy początek”. W tygodniku Do Rzeczy, zwykle życzliwym wobec partii, Łukasz Warzecha napisał wprost, iż w PiS-ie nie ma już wiarygodności ani świeżości. „Partia wygląda, jakby sama siebie cytowała” – zauważył publicysta. To gorzka diagnoza, bo płynie z kręgu, który przez lata bronił Kaczyńskiego przed każdą krytyką.
Warzecha nie jest wyjątkiem. W konserwatywnych mediach coraz częściej słychać, iż Kaczyński stracił kontakt z rzeczywistością, a jego polityczny instynkt – niegdyś niezawodny – zamienił się w automatyczne powtarzanie haseł z poprzednich kampanii. Hasła te, podobnie jak partia, zestarzały się źle.
Prezes nie przyjmuje tego do wiadomości. W jego retoryce przez cały czas dominuje język wojny: my kontra oni, patrioci kontra zdrajcy, „oni” czyli wszyscy, którzy ośmielają się myśleć inaczej. Kaczyński nie dopuszcza możliwości, iż Polacy po prostu mieli dość wiecznego konfliktu. Że „nie biadać” nie wystarczy, gdy kraj potrzebuje nadziei, a nie kolejnego wroga.
Konferencja w Katowicach ma być pokazem jedności. Ale trudno mówić o jedności, gdy coraz więcej działaczy myśli o własnej przyszłości poza partią. W PiS-ie rośnie zmęczenie niekończącymi się przemówieniami prezesa, w których historia miesza się z pretensją, a wizja – z obsesją. Kaczyński nie potrafi odejść, ale też nie potrafi już prowadzić.
Paradoks polega na tym, iż człowiek, który przez dekadę z powodzeniem zarządzał emocjami Polaków, dziś nie potrafi poruszyć choćby własnych zwolenników. Jego przekaz stał się jałowy, a język – rytualny. „Nie bić się w piersi” to już nie strategia, ale wyraz politycznego znużenia i lęku przed rozliczeniem.
Kiedy choćby Łukasz Warzecha – dawny apologeta obozu „dobrej zmiany” – otwarcie pisze o „braku sensu” i „pustych gestach”, trudno mówić o spisku mediów liberalnych. Kryzys PiS nie jest wynikiem ataków z zewnątrz, ale wewnętrznego wypalenia.
„Nie biadać” – powtarza prezes. Ale może właśnie trochę biadania by się przydało. Odrobiny pokory, namysłu, rachunku sumienia. Bo partia, która nie potrafi przyznać się do błędu, nie jest w stanie zrozumieć własnej klęski.
PiS wciąż żyje w przekonaniu, iż można wygrać przyszłość, odgrywając przeszłość. Ale reanimowanie mitu ma swoje granice. Jarosław Kaczyński przez cały czas próbuje pompować w swoje dzieło życie – jak lekarz, który odmawia przyjęcia do wiadomości, iż pacjent już dawno nie oddycha.

2 tygodni temu










