Netanjahu zaapelował o wprowazdenie globalnej cenzury

6 godzin temu

Premier Izraela Benjamin Netanjahu zaapelował o cenzurę mediów internetowych, aby zwalczyć ogólnoświatowe oburzenie działaniami Izraela i przeciwdziałać gwałtownej zmianie nastrojów opinii publicznej w USA, która zagraża przyszłości potężnego lobby syjonistycznego.

10 sierpnia br. Benjamin Netanjahu potępił internetowe doniesienia o przerażających okrucieństwach Izraela, nazywając je „propagandą”. Dla Netanjahu problemem nie są okrucieństwa, których dopuszcza się jego państwo, ale „boty i algorytmy” mediów społecznościowych. Następnie 21 sierpnia Netanjahu wystąpił w telewizji i zażądał, aby „coś zrobić z algorytmami”.

Słowa te padły po tym, jak prezydent Donald Trump w lipcu ostrzegł, iż „mój naród zaczyna nienawidzić Izraela” – a 1 września stwierdził, iż potężne lobby syjonistyczne „traci” Kongres.

Teraz Netanjahu odpowiada na niepowodzenie izraelskiej wojny propagandowej ponownym apelem o globalną cenzurę. Nową, szerszą strategię Netanjahu izraelski portal informacyjny Haaretz określił jako „wypowiedzenie wojny całemu światu”, co – jak twierdzi – „ciągnie Izrael i globalne żydostwo w otchłań”. W artykule zwrócono uwagę na „szaleńcze komunikaty” wysyłane przez premiera Izraela do władz Australii w odpowiedzi na decyzję Australii o uznaniu Państwa Palestyńskiego.

„Premier Benjamin Netanjahu nie jest zadowolony z siedmiu frontów wojny Izraela w ciągu ostatnich dwóch lat. Wydaje się bardzo zdeterminowany, by wypowiedzieć wojnę całemu światu, a przy okazji wciągnąć Żydów na całym świecie, wraz z Państwem Izrael, w otchłań” – czytamy w artykule. „Netanjahu utożsamia wszelką krytykę swojej polityki z antysemityzmem, zwiększając w ten sposób nienawiść do Żydów na całym świecie” – trafnie wskazuje gazeta.

„Jeśli nie jesteś pro-izraelski, nie jesteś MAGA”

W wywiadzie udzielonym 27 sierpnia br. Netanjahu powiedział Amerykanom: „Jeśli mnie nie popieracie – nie jesteście 'MAGA’”. To najnowszy argument za ludobójstwem, jaki wysuwa premier Izraela. Netanjahu użył też określenia „prawicowi przebudzeni”, aby oczernić każdego, kto nie wspiera ludobójstwa i ośmiela się krytykować działania Izraela. Powiedział to wprost: „Nie możesz być MAGA, jeżeli jesteś antyizraelski”.

Były strateg Trumpa Steve Bannon odpowiedział ostrą reprymendą, pisząc na platformie społecznościowej X: Obywatele amerykańscy nie przejmują się twoimi przemyśleniami na temat MAGA ani tym, w co nasi obywatele powinni wierzyć – zależy im na ujawnieniu twoich patologicznych kłamstw, aby uchronić nas przed twoją kolejną wojną”.

Syjoniści tracą Kongres?

2 września brytyjski Daily Telegraph poinformował o „rosnącym rozłamie wśród Republikanów” w sprawie Izraela, pisząc, iż „czołowi przedstawiciele konserwatystów ostrzegają Donalda Trumpa, iż ​​poparcie dla wojny Izraela w Strefie Gazy jest obciążeniem politycznym”. W kwietniu tego roku sondaż Pew Research pokazał historyczną zmianę opinii publicznej w USA, gdyż 53 procent ankietowanych Amerykanów stwierdziło, iż ma „niekorzystną opinię” na temat Izraela.

Mimo prób lobby izraelskiego, aby przedstawić brak entuzjazmu dla ludobójstwa jako wyłącznie „antysemickie” nastawienie, coraz większa liczba Amerykanów ze wszystkich stron sceny politycznej jest oburzona dwupartyjnym konsensusem, który określany jest mianem „Israel first”.

Według badania, 50 procent „prawicowych Amerykanów” poniżej 50. roku życia wyraziło „niekorzystną” lub „skrajnie nieprzychylną” opinię o Izraelu. Wydaje się, iż siedem dekad amerykańskiej polityki bezwarunkowego poparcia dla reżimu syjonistycznego dobiega końca. Jednak wielu czołowych amerykańskich polityków nie zrozumiało tych wyników i przez cały czas brnie w ślepe poparcie dla żydonazizmu. Przykładowo, przewodniczący Izby Reprezentantów Mike Johnson niedawno wrócił z Izraela i oznajmił: „Modlimy się o to, aby Ameryka zawsze stała po stronie Izraela”, dodając, iż „tak nakazuje nam Pismo Święte”.

Minister spraw zagranicznych Izraela Gideon Sa’ar powiedział, iż on i Johnson rozmawiali o „globalnej fali antysemityzmu”, jak propagandowo nazywa się ogólnoświatowe oburzenie działaniami Izraela.

Masowe wysiedlenia, kontrolowany głód, bombardowanie kościołów i szpitali, zabijanie dzieci, dziennikarzy, lekarzy, pracowników pomocy humanitarnej i odcinanie dostaw wody to tylko niektóre z powodów „antysemityzmu”, których ani Sa’ar, ani Johnson, ani żaden z opłacanych agentów Izraela nie łączy z próbami „delegitymizacji Izraela”.

Siła izraelskiego lobby zdaje się osiągać granice swoich wpływów. Nie są one ograniczane przez „antysemityzm” – ale przez żydowskie działania, które nie uznają żadnych ograniczeń. Amerykanie są słusznie oburzeni faktem, iż płacą senatorom, Kongresowi i prezydentowi za działanie w interesie obcego państwa, którego przywódca ma czelność mówić im, iż są niepatriotyczni, jeżeli się temu sprzeciwią. Warto przypomnieć, zę to ten sam Netanjahu, który w 2008 roku powiedział, iż ataki z 11 września były korzystne dla Izraela – ponieważ „przechyliły amerykańską opinię publiczną na naszą korzyść”.

Czas, aby amerykańska klasa polityczna zdecydowała, czyim interesom służy. Czy jest to interes amerykanów, którzy wybrali ją do władzy, czy też lobby „mesjanistycznej dyktatury z bronią jądrową” – jak to były premier Izraela Ehud Barak opisał obecny charakter żydonazistowskiego reżimu.

Polecamy również: Izrael rozszerzył dostęp do broni dla syjonistycznych bojówek

Idź do oryginalnego materiału