Karol Nawrocki, kandydat Prawa i Sprawiedliwości na urząd prezydenta RP, przeżywa najbardziej katastrofalne tygodnie swojej kampanii. Jeszcze niedawno obwoływany „nadzieją prawicy”, dziś bardziej przypomina kulę u nogi tonącej partii. A to dopiero początek. Z każdym kolejnym dniem do opinii publicznej trafiają nowe informacje, które pokazują, iż zamiast na fotel w Pałacu Prezydenckim, Nawrocki powinien raczej szykować się na salę sądową. Albo przynajmniej na intensywną terapię wizerunkową.
Zacznijmy od mieszkania. Gdyby chodziło o drobne nieporozumienie czy niefortunną umowę – można by przymknąć oko. Ale nie, tu mamy do czynienia z historią jak z „Alfonsa i Dożywocia” – według relacji mediów, Nawrocki miał wyłudzić nieruchomość od starszego, schorowanego człowieka. I jakby tego było mało – w tej samej kampanii PiS próbuje wmówić Polakom, iż to właśnie Trzaskowski zagraża seniorom. Ale to dopiero rozgrzewka. Wśród znajomych i ludzi z otoczenia Nawrockiego roi się od postaci, które bardziej pasują do serialu o mafii niż do kancelarii prezydenta. Ludzie z półświatka, szemrane interesy, dziwne powiązania – wszystko to tworzy klimat, który z trudem da się przykryć patriotyczną narracją i przemówieniami o „pamięci historycznej”. Czasem człowiekowi po prostu wystaje z kieszeni nóż sprężynowy, choćby jeżeli mówi o wartościach narodowych.
Nawrocki sam ujawnił rewelacje z dzieciństwa kandydata. Otóż niedoszły pisowski prezydent miał już wtedy ciągoty do drobnych wykroczeń – kradł cukierki własnej siostrze. Czyżby już wtedy kształtował się jego stosunek do cudzej własności? Dodajmy do tego fakt, iż Nawrocki – już jako dorosły mężczyzna – wydał pod pseudonimem Tadeusz Batyr książkę o Nikosiu, słynnym trójmiejskim gangsterze. Fascynacja przestępczością zorganizowaną? Zafascynowany romantyzmem bandytyzmu? A może to po prostu autobiografia pisana z odpowiedniego dystansu?
Są też rewelacje o apartamencie w muzeum, gdzie Nawrocki – według relacji – miał umawiać się z… no właśnie. Wśród eksponatów, pod okiem kamer, w przestrzeni finansowanej z publicznych pieniędzy uprawiał stosunki podobno międzynarodowe. Cóż, najwyraźniej niektórzy uważają, iż misja publiczna obejmuje również życie osobiste.
A teraz nadchodzi prawdziwe polityczne trzęsienie ziemi. Krążą informacje, iż najbardziej kompromitujące fakty dopiero przed nami. Czekamy.