Polska polityka zagraniczna wymaga dziś stabilności, jasnych zasad i współpracy. Tymczasem zamiast wspólnego działania dla dobra kraju, obserwujemy coraz wyraźniejszy konflikt między prezydentem Karolem Nawrockim a ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim. Konflikt, który nie tylko szkodzi wizerunkowi Polski, ale przede wszystkim odsłania próbę zawłaszczania kompetencji przez głowę państwa.
Konstytucja precyzyjnie dzieli obowiązki i kompetencje między rząd a prezydenta. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2009 roku jednoznacznie zobowiązał obie strony do współdziałania. Jak przypomniał Marcin Przydacz, szef Biura Polityki Międzynarodowej: – „Konstytucja dzieli kompetencje między prezydenta a rząd. Potrzebne jest współdziałanie i to współdziałanie będzie naszym udziałem w najbliższych tygodniach i miesiącach”.
Słowa brzmią rozsądnie, ale praktyka wygląda inaczej. Prezydent Nawrocki coraz częściej zachowuje się tak, jakby rościł sobie prawo do dominacji w obszarze polityki zagranicznej. Wypowiedzi o „paraliżu polskiej służby zagranicznej” spowodowanym decyzjami rządu są tego przykładem.
Prezydent stwierdził, iż w ponad połowie polskich placówek dyplomatycznych brakuje ambasadorów i obwinił za to Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego. To jednak półprawda – i bardzo wygodna. Faktem jest bowiem, iż kandydatury ambasadorów wymagają podpisu prezydenta. Sikorski przypomniał to wprost: – „Prezydent ma konstytucyjne prawo i obowiązek mianować albo odmówić mianowania ambasadora, a minister spraw zagranicznych zgodnie z ustawą ma prawo złożyć o to wniosek”.
Jeśli więc dziesiątki placówek przez cały czas czekają na swoich ambasadorów, to nie wynik zaniedbań rządu, ale konsekwencja politycznych gier Pałacu Prezydenckiego.
Jeszcze poważniejsze są zapowiedzi Nawrockiego, iż to rząd odpowiada za brak ambasadorów „w kluczowych placówkach”. Wypowiedź ta ma charakter nie tylko oskarżający, ale także polityczny. W tle pojawia się próba wywierania presji na MSZ i forsowania własnych kandydatur – często związanych bardziej z partią niż z państwem.
Radosław Sikorski zareagował stanowczo: – „Nie pozwolę ani na odbieranie rządowi jego kompetencji ani na ponowne upartyjnienie polskiej służby dyplomatycznej”. To zdanie powinno wybrzmieć mocno i jasno, bo stawką nie jest tylko obsada stanowisk, ale wiarygodność Polski na arenie międzynarodowej.
Sikorski przypomniał również, iż „prawie wszystkie polskie placówki zagraniczne mają swoich kierowników”, którzy ciężko pracują na rzecz polskich interesów. To oni obsługują wizyty prezydenta, to oni reprezentują Polskę w codziennej praktyce. – „Jedyne czego niektórym z nich brakuje to jego podpisu na zgodnie z ustawą złożonych wnioskach” – podkreślił minister.
Trudno nie odnieść wrażenia, iż prezydent Nawrocki próbuje wykreować obraz chaosu, który w rzeczywistości sam podsyca, blokując procedury. To nie brak kandydatów ani inicjatywy MSZ jest problemem, ale brak współpracy ze strony głowy państwa.
Problem z Nawrockim nie polega wyłącznie na ambicjach. Polityka zagraniczna to nie pole do partyjnych rozgrywek. Tu liczy się spójność, konsekwencja i szybkość działania. Świat nie czeka, aż Polska uporządkuje swoje wewnętrzne konflikty. Kiedy ambasador nie jest mianowany, nie cierpi minister czy prezydent – cierpi pozycja Polski.
W tym kontekście działania Sikorskiego są nie tyle obroną własnych prerogatyw, ile walką o sprawne funkcjonowanie państwa. Trudno nie zgodzić się z jego oceną, iż odmowa podpisywania wniosków przez prezydenta to forma upartyjniania, która naraża Polskę na osłabienie w relacjach międzynarodowych.
Dziś polska dyplomacja potrzebuje stabilności, nie konfliktów. jeżeli prezydent będzie przez cały czas przekraczał swoje uprawnienia i szukał w polityce zagranicznej okazji do partyjnych gier, straci przede wszystkim państwo. Dlatego głos Radosława Sikorskiego, mocny i zdecydowany, zasługuje na wsparcie.
Bo to nie jest spór personalny. To walka o to, czy polska dyplomacja pozostanie profesjonalna i niezależna, czy stanie się narzędziem bieżącej polityki. A na to drugie Polska po prostu nie może sobie pozwolić.