Nawrocki stawia na Trumpa. I ryzykuje bezpieczeństwem Polski

1 dzień temu

Bezpośrednie kontakty prezydenta Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem mogą w teorii wyglądać jak atut dyplomatyczny. W praktyce jednak – w realiach międzynarodowych, w których Polska znajduje się dziś – to ryzyko, które może przynieść więcej strat niż korzyści. Z perspektywy państwa średniej wielkości, zależnego od stabilności sojuszy i przewidywalności partnerów, osobista polityka w relacjach z tak nieprzewidywalnym graczem jak Trump niesie poważne zagrożenia.

Trump to polityk, którego styl działania od lat jest oparty na transakcyjności i maksymalnym podporządkowaniu relacji interesom własnym. W jego podejściu nie ma miejsca na sentymenty czy długoterminowe zobowiązania wobec mniejszych sojuszników. Historia jego prezydentury pokazała, iż potrafił w ciągu jednego wystąpienia podważyć wiarygodność NATO, sugerując, iż Stany Zjednoczone mogą ograniczyć swoje zobowiązania wobec państw, które – w jego ocenie – „nie płacą wystarczająco” na obronność. Polska, której bezpieczeństwo w ogromnej mierze opiera się na gwarancjach sojuszniczych, powinna unikać sytuacji, w której jej najważniejsze relacje opierają się na osobistych gestach i prywatnych kanałach komunikacji, zamiast na instytucjonalnych fundamentach.

Problem polega na tym, iż Nawrocki w kampanii wyborczej sam ustawił się w roli lidera, który „ma wyjątkowe relacje z Ameryką” – rozumianą głównie przez pryzmat jednej osoby, Donalda Trumpa. Takie deklaracje budują oczekiwania w kraju, a jednocześnie sygnalizują zagranicznym partnerom, iż Polska uzależnia swoje interesy od wyniku wyborów w USA. To strategia obarczona ogromnym ryzykiem – bo zmiana w Białym Domu może w jednej chwili unieważnić cały ten kapitał polityczny.

Trump – choćby jeżeli deklaruje przyjaźń wobec Polski – postrzega nasz kraj głównie przez pryzmat swojej polityki wobec Rosji, Niemiec i Unii Europejskiej. A jego obecne zapowiedzi dotyczące rozmów z Władimirem Putinem i możliwości „dogadania się” w sprawie Ukrainy powinny być w Warszawie poważnym sygnałem ostrzegawczym. o ile takie porozumienie zakładałoby ustępstwa terytorialne kosztem Kijowa, osłabiłoby to nie tylko Ukrainę, ale i wschodnią flankę NATO – w tym Polskę.

Bezpośrednia gra Nawrockiego z Trumpem w takiej sytuacji jest obarczona co najmniej trzema ryzykami. Po pierwsze – wizerunkowym. Stając po stronie amerykańskiego prezydenta w jego własnych sporach z sojusznikami w Europie, Polska może zostać odebrana jako partner instrumentalny, gotowy poprzeć każdą decyzję Białego Domu w zamian za doraźne deklaracje wsparcia. Po drugie – politycznym. jeżeli Trump zdecyduje się na kompromis z Rosją kosztem Ukrainy, a Nawrocki nie będzie w stanie tego powstrzymać ani choćby wyraźnie zaprotestować, Polska znajdzie się w roli państwa, które „przyjęło do wiadomości” strategiczne osłabienie regionu. Po trzecie – strategicznym. Opieranie bezpieczeństwa kraju na relacji z jednym politykiem, w oderwaniu od szerszego systemu instytucji i wielostronnych gwarancji, jest po prostu krótkowzroczne.

Nawrocki powinien zdawać sobie sprawę, iż polityka bezpieczeństwa nie polega na osobistych relacjach z zagranicznymi liderami, ale na żmudnym budowaniu koalicji, wzmacnianiu obecności Polski w strukturach NATO i Unii Europejskiej oraz utrzymywaniu przewidywalnych kanałów komunikacji na poziomie instytucjonalnym. Tymczasem jego publiczne wypowiedzi sugerują, iż liczy przede wszystkim na „telefon do Donalda” – rozwiązanie, które może się sprawdzić w sytuacjach ceremonialnych, ale nie w realnym kryzysie.

Dodatkowo, koncentracja na Trumpie może utrudnić relacje z innymi politycznymi ośrodkami w USA – zwłaszcza jeżeli po wyborach w Waszyngtonie władzę obejmie administracja o zupełnie odmiennych priorytetach. Wówczas Nawrocki, kojarzony jako „człowiek Trumpa”, będzie miał ograniczone pole manewru, a Polska będzie musiała odbudowywać zaufanie od zera. Takie scenariusze już miały miejsce w relacjach międzynarodowych – wystarczy przypomnieć, jak wiele państw musiało korygować swoją politykę po zmianach w Białym Domu w 2021 roku.

Odpowiedzialny przywódca powinien myśleć o polityce zagranicznej w kategoriach długofalowych interesów państwa, a nie osobistych sympatii czy spektakularnych gestów. Tymczasem działania Nawrockiego wskazują na brak takiego myślenia – a to oznacza, iż ryzyko polityczne ponoszą nie tylko on sam, ale cała Polska.

Na tym etapie najważniejsze jest, aby prezydent jasno zdefiniował, jakie cele chce osiągnąć w relacjach z USA i w jaki sposób zamierza je realizować niezależnie od tego, kto zasiada w Gabinecie Owalnym. Bez tego grozi nam sytuacja, w której Polska stanie się zakładnikiem jednego politycznego układu, tracąc zdolność do elastycznego reagowania na zmieniające się warunki geopolityczne.

Wnioski są oczywiste – osobiste kontakty Nawrockiego z Trumpem nie mogą być filarem polskiej polityki zagranicznej. To ścieżka, która może prowadzić do utraty podmiotowości, osłabienia pozycji w Europie i strategicznego uzależnienia od kapryśnego partnera. jeżeli tego nie dostrzeżemy dziś, jutro może być już za późno, by uniknąć konsekwencji.

Idź do oryginalnego materiału