Zwykle to maszyny się psują. Ale tym razem coś się popsuło w kandydacie. Michał Nawrocki, który miał być jednym z poważniejszych graczy w wyścigu prezydenckim, zaserwował widzom debaty w Republice pokaz, który przypominał bardziej błąd systemu niż prezentację programu.
Oglądając jego wystąpienie, można było odnieść wrażenie, iż spin doktorzy wgrali mu do głowy tyle fraz, iż system operacyjny Nawrocki 1.0 po prostu się zawiesił. Na pytania odpowiadał tak, jakby w głowie miał menu kontekstowe z błędem: „Opcja niedostępna”. Banały i bzdury – to głównie słyszeliśmy od kandydata. Nie był jedyny, który zaliczył zjazd. Sławomir Mentzen również zdawał się operować na autopilocie bez aktualizacji od 2023 roku. Na tle tego zaciętego monologu w trybie awaryjnym, choćby Marek Jakubiak wypadł o klasę lepiej. Pozostali kandydaci wydawali się po prostu być na innym piętrze.
Nawrocki został w windzie między parterem a piwnicą. jeżeli ta debata miała być dla niego momentem przełomowym, to była – tylko w dół. Czasem lepiej zamilknąć, niż mówić coś, co brzmi jak przypadkowe frazy z generatora przemówień. Chyba iż strategia sztabu zakładała, iż ludzie zapamiętają tylko imię i twarz, a treść ma być jak biały szum.
Nie wyszło.