Nawrocki się mocno przestraszył. Nie pojedzie do Orbána!

3 dni temu
Zdjęcie: Nawrocki się mocno przestraszył. Nie pojedzie do Orbána!


Karol Nawrocki i jego ludzie, którzy od miesięcy szepczą mu do ucha – nagle odkryli, iż polityka zagraniczna bywa bardziej skomplikowana niż ustawianie historycznych inscenizacji pod własną narrację. Plan był prosty: spektakularny wypad do Budapesztu, serdeczne kadry z Viktorem Orbánem, a potem triumfalny powrót do kraju z przekazem: „Stoimy po stronie suwerenności!”. Tyle iż w międzyczasie Orbán postanowił znów ocieplić relacje z Władimirem Putinem, co w Warszawie wywołało nerwowe skrobanie się po głowie. Wizyta Nawrockiego tuż po wizycie Orbana w Moskwie buduje Koronę i Konfederację, PiS mniej. Tchórz się wystraszył.

Nawrocki przeraził się, iż zdjęcia z „kumplem Putina” mogłyby nie tylko nadszarpnąć jego wizerunek, ale i wywołać zgrzyt wśród wyborców, którzy – owszem – lubią mocne gesty, ale jednak niekoniecznie widzą siebie w klubie miłośników Kremla. Doradcy liczyli, kalkulowali, dzwonili, ustalali alternatywne wersje przekazu. W końcu zapadła decyzja w stylu klasycznych polskich uników politycznych: „Nie, jednak nie jedziemy. Okoliczności nie sprzyjają. Pogoda zła.”

Cała operacja, która miała być symboliczna, nagle stała się groteskowa. Nawrocki, próbując uniknąć skojarzeń z Putinem, zrobił coś zupełnie przeciwnego: pokazał, iż boi się ich panicznie. Obraz mocnego, zdecydowanego lidera, który miał wpasować się w mitologię prawej strony, właśnie rozsypał się jak domek z kart. Bo Nawrocki jest wielkim tchórzem.

Najzabawniejsze – a może najbardziej kompromitujące – jest jednak to, iż swoją decyzją Nawrocki wyciął okrutnego psikusa własnemu obozowi politycznemu. Ci, którzy dziś przebywają na Węgrzech i z wdzięcznością spoglądają w stronę gościnnego Budapesztu, mieli liczyć na „ciche” polityczne wsparcie. Miał być dyskretny gest, może poklepanie po plecach za zamkniętymi drzwiami, wymiana uwag, potwierdzenie, iż dawne lojalności przez cały czas obowiązują.

A tu? Klops. Wszystko się sypnęło. Nawrocki, zamiast wzmocnić własnych ludzi, wbił im polityczną szpilę. Nie dość, iż nie przyjedzie, to jeszcze jego odwrót wygląda tak, jakby panicznie bał się choćby najmniejszego skojarzenia z historycznymi flirciarzami Kremla. Wyszło więc na to, iż „sojusze”, o których tak chętnie mówiło się w poprzedniej dekadzie, działają tylko wtedy, gdy nie trzeba za nie ponosić żadnej politycznej odpowiedzialności.

W efekcie mamy teatr, w którym każdy boi się każdego. A główny trzęsący portkami ze strachu to uzurpator.

Idź do oryginalnego materiału