Karol Nawrocki, obywatelski kandydat na prezydenta popierany przez Prawo i Sprawiedliwość, podczas spotkania z mieszkańcami Lubartowa na Lubelszczyźnie, po raz kolejny zaprezentował swoją populistyczną retorykę, która ma na celu manipulowanie emocjami wyborców, zamiast oferowania konkretnych rozwiązań.
Jego słowa, choć brzmią patriotycznie i jednocząco, w rzeczywistości odsłaniają cynizm i hipokryzję, które stały się znakiem rozpoznawczym polityków związanych z PiS. Nawrocki, próbując kreować się na strażnika „jednej Polski”, jednocześnie stosuje retorykę podziału i straszenia, co jest sprzeczne z jego deklaracjami.
W swoim wystąpieniu Nawrocki zaatakował Rafała Trzaskowskiego, zastępcę Donalda Tuska, twierdząc, iż jego zwycięstwo oznaczałoby wprowadzenie paktu migracyjnego, zielonego ładu oraz „niszczenie polskich gospodarstw rolnych i lasów”. Oskarżył również przeciwników o próbę przebudowy edukacji i „narodowego ducha”. Te słowa to klasyczny przykład polityki strachu, którą PiS stosuje od lat – straszenie wyimaginowanym zagrożeniem, by zmobilizować elektorat. Nawrocki nie przedstawia żadnych dowodów na swoje tezy, a jego retoryka jest pełna ogólników i emocjonalnych haseł, które mają wzbudzać niepokój, zamiast prowadzić do merytorycznej debaty. W dobie realnych wyzwań, takich jak zmiany klimatyczne czy konieczność modernizacji edukacji, Nawrocki wybiera drogę populizmu, odrzucając odpowiedzialne podejście do polityki.
Nawrocki podkreśla, iż jego wizja to „jedna Polska”, bez podziałów na wschód i zachód, powiaty i aglomeracje. Brzmi to szlachetnie, ale jego dalsze słowa pokazują, iż sam te podziały kreuje. Oskarżając rząd Donalda Tuska o „terroryzm polityczny” i rzekome zaniedbywanie Polski wschodniej, Nawrocki celowo antagonizuje społeczeństwo, wskazując, iż to „oni” – czyli Platforma Obywatelska – mają „dwie Polski”, a on jedną. Taka narracja jest nie tylko manipulacyjna, ale też fałszywa – Nawrocki ignoruje fakt, iż to właśnie rządy PiS przez lata faworyzowały swoje bastiony wyborcze, często kosztem innych regionów. Twierdzenie, iż Tusk celowo odmawia inwestycji na wschodzie Polski, jest bezpodstawną insynuacją, która ma na celu jedynie podgrzewanie emocji wyborców.
Kolejnym przejawem hipokryzji Nawrockiego jest jego mowa o „sprawiedliwej Polsce” i „zrównoważonym rozwoju”. Nawrocki chwali się inwestycjami w infrastrukturę za czasów Zjednoczonej Prawicy, wskazując na 200 milionów złotych przeznaczonych na drogi w powiecie lubartowskim. Jednak pomija fakt, iż wiele z tych inwestycji było finansowanych z funduszy unijnych, które PiS często krytykował, a które obecny rząd również wykorzystuje. Co więcej, jego zarzut, iż rząd Tuska zamyka programy i projekty z czasów PiS „ze względów politycznych”, jest tendencyjny – wiele z tych inicjatyw, jak niektóre programy socjalne, okazało się nieefektywnych lub zbyt kosztownych, co wymagało ich rewizji. Nawrocki woli jednak przedstawiać to jako atak na „polskich patriotów”, co jest kolejnym przykładem jego populistycznego podejścia.
Nawrocki kreuje się na prezydenta „jednej Polski”, ale jego słowa i działania wskazują na coś przeciwnego – na polityka, który wykorzystuje podziały, by zdobyć władzę. Jego retoryka pełna jest sprzeczności: z jednej strony mówi o jedności, z drugiej oskarża przeciwników o zdradę narodowych wartości, strasząc przy tym migracją i zieloną transformacją, które są nieuniknionymi elementami współczesnej polityki. Nawrocki, zamiast proponować konstruktywne rozwiązania, wybiera drogę emocjonalnej manipulacji, co pokazuje jego brak przygotowania do roli prezydenta. Polska potrzebuje lidera, który potrafi łączyć, a nie dzielić – Nawrocki wyraźnie nie jest takim człowiekiem. Jego kampania to jedynie kontynuacja toksycznej polityki PiS, która bardziej szkodzi, niż pomaga.