Karol Nawrocki, prezydent elekt Polski, w swoich ostatnich wypowiedziach jawnie podważa zasadę nemo iudex in causa sua – nikt nie może być sędzią we własnej sprawie.
Ta fundamentarna reguła prawna, chroniąca przed konfliktem interesów, zdaje się obca nowemu liderowi, który zamiast stać na straży niezależności instytucji, sam ocenia ważność własnego wyboru. W obliczu kontrowersji wokół wyborów prezydenckich jego postawa budzi poważne obawy o przyszłość polskiej demokracji.
Nawrocki w rozmowie z TV Republika stwierdził: „Polacy wybrali swojego prezydenta, PKW potwierdziła ten wybór i oczywiście jest to cel wyłącznie w moim uznaniu polityczny, próba podważania mandatu, podważania głosu blisko 11 mln Polaków o różnej przecież wrażliwości politycznej”. Te słowa odsłaniają problem – prezydent elekt sam określa intencje swoich krytyków, bez zgody na niezależną weryfikację. Jako beneficjent wyborów, Nawrocki nie powinien oceniać ich ważności, ale pozostawić to niezawisłym instytucjom, takim jak Sąd Najwyższy. Jego subiektywne „w moim uznaniu” podważa wiarygodność procesu, zamiast ją wzmacniać. Zasada nemo iudex in causa sua wymaga od niego dystansu, którego ewidentnie brakuje.
Nawrocki dalej podkreśla: „Histeria wokół wyborów, podnoszona przez radykalnych polityków, nie służy prestiżowi państwa”. Oskarżając opozycję o destabilizację, sam unika odpowiedzi na pytania o protokoły z komisji wyborczych i apel o ponowne przeliczenie głosów. Tego rodzaju retoryka, zamiast otwierać drogę do dialogu, zamyka ją, stawiając Nawrockiego w roli arbitra, który sam rozstrzyga o swojej legitymacji. jeżeli „prestiż państwa” ma być priorytetem, dlaczego prezydent elekt nie popiera transparentnej weryfikacji? Jego postawa sugeruje, iż bardziej zależy mu na obronie własnej pozycji niż na ukojeniu społecznych niepokojów.
Kolejna wypowiedź Nawrockiego: „Polacy nie dadzą sobie odebrać swojej wolności i swojej demokracji” brzmi jak chwytliwa deklaracja, ale w kontekście jego działań traci na znaczeniu. Prezydent elekt kontynuuje: „Wierzę, iż instytucje państwa polskiego i osoby za to odpowiedzialne wezmą na siebie tę odpowiedzialność prestiżu państwa polskiego”. Problem w tym, iż te instytucje – w tym PKW i sądy – pod jego wpływem tracą niezależność. Nawrocki, mianując członków Krajowej Rady Sądownictwa, pośrednio kontroluje procesy, które powinny go oceniać. To klasyczny przypadek bycia sędzią we własnej sprawie, gdzie prezydent ustala reguły gry, by chronić siebie.
Taka postawa niesie poważne konsekwencje. Jak pokazują dane CBOS z czerwca 2025 roku, 52% Polaków wyraża niepokój o niezależność instytucji, a 38% uważa, iż obecna władza nadużywa swojej pozycji. Nawrocki, zamiast budować zaufanie, podsyca te obawy, odmawiając otwartej debaty. Jego słowa o „zniszczeniu instytucji państwa” w kampanii wyborczej brzmią ironicznie, gdy sam angażuje się w procesy, które powinny być od niego niezależne. To nie opozycja, ale jego brak dystansu, zagraża prestiżowi Polski.
Karol Nawrocki, pełniąc rolę sędziego we własnej sprawie, podważa fundamenty demokracji. Jego wypowiedzi, takie jak „w moim uznaniu polityczny” czy „histeria nie służy państwu”, wskazują na chęć kontrolowania narracji zamiast respektowania zasad praworządności. Polska potrzebuje prezydenta, który stanie ponad podziałami, a nie polityka broniącego własnego mandatu kosztem transparentności. Bez zmiany tej postawy grozi nam dalsza polaryzacja i utrata wiary w demokratyczne instytucje.