Nawrocki pójdzie na wojnę z rządem? Wszyscy za to zapłacimy

2 dni temu

Zwycięstwo Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich otwiera nowy rozdział w polskiej polityce, ale rodzi pytanie: czy prezydent elekt pójdzie na wojnę z rządem Donalda Tuska?

Jego konfrontacyjna retoryka, brak doświadczenia i ambicje budowania niezależnego zaplecza sugerują, iż kohabitacja będzie burzliwa. Nawrocki, poparty przez PiS, wydaje się gotów do walki, ale to my wszyscy – Polacy – zapłacimy za ten konflikt wysoką cenę w postaci politycznego paraliżu, gospodarczego chaosu i utraty zaufania do instytucji państwa.

W pierwszym wywiadzie po wygranej, udzielonym Telewizji wPolsce24, Nawrocki jasno sygnalizuje konfrontacyjny styl prezydentury: „Musi się nastawiać premier Tusk na to, iż będzie miał silny odpór z Pałacu Prezydenckiego”. Te słowa, choć mogą mobilizować elektorat PiS, zapowiadają eskalację napięć w kohabitacji z rządem Koalicji Obywatelskiej. Nawrocki, deklarując, iż nie pozwoli „zabierać sobie kompetencji prezydenta”, sugeruje gotowość do wetowania ustaw, szczególnie w kwestiach sądownictwa, praw reprodukcyjnych czy Zielonego Ładu. Taka postawa grozi legislacyjnym patem, który sparaliżuje reformy i pogłębi polaryzację społeczną. Polacy, zamiast stabilności, dostaną chaos, płacąc za to stagnacją w kluczowych dziedzinach, takich jak gospodarka czy ochrona zdrowia.

Nawrocki, historyk z IPN bez doświadczenia w zarządzaniu kryzysami politycznymi, wydaje się nie rozumieć konsekwencji swojej wojowniczej retoryki. Jego zapewnienia: „Zapraszam do dyskusji, zapraszam do negocjacji” brzmią jak puste gesty, gdy zestawi się je z wyborem „politycznych fighterów” do kancelarii, takich jak Przemysław Czarnek. Tacy współpracownicy wskazują, iż Nawrocki stawia na konfrontację, a nie dialog. Jego flirt z radykalnym elektoratem Konfederacji – 90% wyborców Mentzena poparło go w II turze – dodatkowo zaostrza kurs, alienując umiarkowanych Polaków. W rezultacie, zamiast budować mosty, Nawrocki może eskalować spory, co odbije się na nas wszystkich w postaci braku kompromisów w sprawach, takich jak unijne fundusze czy polityka klimatyczna.

Rząd Tuska, choć nie bez wad, również nie jest bez winy. Ataki personalne na Nawrockiego w kampanii, w tym powoływanie się na „freakfightera”, jak zauważył prezydent elekt, zaostrzyły atmosferę. Jednak Nawrocki, zamiast dążyć do deeskalacji, odpowiada ogniem: „Polacy nie chcieli żyć w takim państwie, w którym monopol władzy decyduje o tym, czy my w ogóle jesteśmy akceptowalni społecznie”. Ta retoryka, choć chwytliwa, podsyca podziały, zamiast je łagodzić. Wojna między Pałacem Prezydenckim a rządem grozi paraliżem instytucji, co odczujemy w codziennym życiu – od opóźnień w inwestycjach po brak odpowiedzi na rosnące koszty życia.

Krytyka Nawrockiego koncentruje się na jego braku doświadczenia i arogancji. Oskarżenia o chuligańską przeszłość i niejasne transakcje, na które odpowiada wymijająco – „nigdy nie postawiono mi żadnych zarzutów” – podważają jego wiarygodność. Zamiast wyjaśnić te kwestie, Nawrocki kreuje się na ofiarę, co tylko wzmaga nieufność. Jego prezydentura, oparta na konfrontacji, może sprawić, iż Polska stanie się areną politycznych przepychanek, a nie miejscem konstruktywnego dialogu. Wszyscy zapłacimy za to cenę w postaci utraty zaufania do państwa i osłabienia pozycji Polski na arenie międzynarodowej, szczególnie w obliczu wyzwań, takich jak negocjacje z UE czy kooperacja z USA.

Jarosław Kaczyński, popierając Nawrockiego, także ponosi odpowiedzialność. Jego krótkowzroczna strategia wyboru kandydata bez politycznego zaplecza może prowadzić do chaosu, za który zapłacą Polacy. Nawrocki, zamiast stabilizować sytuację, pcha kraj na krawędź konfliktu, a jego wojna z rządem odbije się na nas wszystkich – od przedsiębiorców po zwykłych obywateli. Podsumowując, prezydentura Nawrockiego, zamiast być nadzieją, grozi katastrofą, za którą zapłacimy wysoką cenę.

Idź do oryginalnego materiału