Kiedy głowa państwa zaczyna zachowywać się jak zwykły polityk partyjny, obywatele nie mogą pozostać obojętni.
Prezydent Karol Nawrocki podczas ostatniej Rady Gabinetowej udowodnił, iż woli skupiać się na wytykaniu błędów rządu niż analizować rzeczywiste przyczyny problemów finansów publicznych. Jego krytyka deficytu budżetowego wobec premiera Donalda Tuska brzmi efektownie, ale po bliższym przyjrzeniu się staje się jasne, iż Nawrocki przemilcza rolę własnej formacji w tworzeniu nierównowagi budżetowej i zamiast działać jako neutralny prezydent, angażuje się w polityczne przepychanki.
Podczas Rady Gabinetowej prezydent stwierdził: „Pan premier regularnie używał przymiotnika rekordowy, ale według moich informacji to mamy rekordowy deficyt w historii Polski po 89 roku. Tego przymiotnika zabrakło przy samym deficycie i to jest przedmiotem naszego dzisiejszego spotkania oraz dyskusji”. Na pierwszy rzut oka można by uznać, iż prezydent wytyka rządowi niedociągnięcia. Jednak już przy bliższej analizie staje się jasne, iż Nawrocki wybiera jedynie wybrane fakty, a wiele kluczowych kwestii pomija.
Zaskakujące jest, iż prezydent krytykuje Donalda Tuska za deficyt budżetowy, podczas gdy sama partia, którą reprezentuje Nawrocki, w poprzednich latach systematycznie rozchwiała finanse publiczne. Pod rządami PiS wielokrotnie dochodziło do rekordowych wydatków bez pokrycia w przychodach, a państwo generowało ogromne zobowiązania, których konsekwencje odczuwa każdy podatnik. Nawrocki o tym nie wspomina – skupia się wyłącznie na działaniach obecnego rządu, przedstawiając je w sposób selektywny i wybiórczy. Taka narracja bardziej przypomina retorykę działacza partyjnego niż bezstronnego prezydenta państwa.
Dodatkowo prezydent deklaruje gotowość do „budowania mniejszości blokującej w radzie Unii Europejskiej, aby powstrzymać umowę Unii Europejskiej z państwami Mercosur”. To nie jest typowa rola prezydenta, który powinien reprezentować Polskę ponad podziałami politycznymi i dbać o interes państwa, a nie o partyjne kalkulacje. Zamiast tego Nawrocki wyraźnie pokazuje, iż jego działania są podporządkowane logice politycznej – co jest sprzeczne z oczekiwaniami obywateli wobec głowy państwa.
Krytyka deficytu budżetowego powinna być oparta na rzetelnej analizie przyczyn jego powstania. Tymczasem Nawrocki ogranicza się do powierzchownego zestawienia danych, ignorując fakt, iż wiele kosztów publicznych wynikało z decyzji PiS sprzed kilku lat. W rzeczywistości obecny deficyt jest częściowo konsekwencją polityki poprzedników z partii rządzącej – m.in. wysokich transferów socjalnych, kosztownych inwestycji oraz niekontrolowanego zadłużania państwa. Prezydent nie wspomina o tych źródłach problemu, co budzi wątpliwości co do jego bezstronności i rzetelności w ocenie sytuacji finansów publicznych.
Nawrocki podczas Rady Gabinetowej stwierdził: „Nie udało mi się zachęcić pana premiera do tego, aby porzucił sentyment historyczny. Wiem jak to trudno jako historyk, ale jeżeli będziemy rozmawiać, panie premierze, o tym co było, to nie wejdziemy na poziom męskiej dyskusji”. Ten fragment pokazuje, iż prezydent woli moralizować i odwoływać się do przeszłości, zamiast przedstawiać konkretne propozycje rozwiązania aktualnych problemów budżetowych. Zamiast pełnić funkcję neutralnego arbitra i reprezentować całą Polskę, Nawrocki w praktyce angażuje się w polityczną polemikę, która służy jedynie interesom partyjnym.
Oczekiwania Polaków wobec prezydenta są jasne: powinien pełnić funkcję ponadpartyjną, dbać o interes państwa, zapewniać stabilność instytucji i podejmować decyzje w oparciu o fakty, a nie narrację polityczną. Tymczasem Nawrocki pokazuje, iż woli działać jak działacz PiS niż jak neutralna głowa państwa. Jego krytyka Tuska nie uwzględnia kontekstu wcześniejszych decyzji rządów PiS ani ich wpływu na obecny stan finansów publicznych.
Podsumowując, prezydent Karol Nawrocki, mimo retoryki o rekordowym deficycie, w rzeczywistości unika odpowiedzialności za politykę finansową swojego zaplecza i angażuje się w działania typowe dla polityków partyjnych. Jego postawa ujawnia brak niezależności i zrozumienia roli prezydenta jako strażnika państwa ponad podziałami. Zdroworozsądkowa analiza prowadzi do wniosku, iż Polacy nie mogą oczekiwać od niego rzetelnej oceny sytuacji budżetowej, a jego krytyka rządu jest wyłącznie narzędziem politycznej gry.