Nawrocki kontra zdrowy rozsądek. Polityka ponad dobrem publicznym

10 godzin temu

Karol Nawrocki przedstawia się jako obrońca Polaków przed podatkowymi podwyżkami. W rzeczywistości jego sprzeciw wobec akcyzy na alkohol to nie troska o obywateli, ale populistyczna kalkulacja wyborcza. Zamiast mierzyć się z realnymi kosztami społecznymi nadużywania alkoholu, prezydent kurczowo trzyma się obietnicy złożonej w kampanii. Efekt? Państwo traci narzędzie walki o zdrowie publiczne, a obywatelom zostają złudzenia.

Debata o akcyzie na alkohol powinna dotyczyć przede wszystkim zdrowia publicznego, finansów państwa i odpowiedzialności polityków wobec obywateli. Tymczasem Karol Nawrocki sprowadza ją do prostego, populistycznego komunikatu: żadnych podwyżek podatków. Słowa te, wypowiedziane w kampanii wyborczej i dziś uparcie powtarzane, brzmią efektownie, ale w istocie odsłaniają głęboką niezdolność do rządzenia państwem w sposób odpowiedzialny.

Nawrocki jeszcze przed II turą wyborów prezydenckich publicznie zobowiązał się do wetowania ustaw podnoszących podatki. Rozmowa ze Sławomirem Mentzenem stała się wówczas narzędziem politycznym – gwarancją wobec wyborców Konfederacji, iż będzie „strażnikiem niskich podatków”. To była czysta kalkulacja wyborcza, a nie poważna deklaracja programowa. Dziś, gdy Ministerstwo Finansów proponuje podniesienie akcyzy na alkohol, Nawrocki powtarza swoje stanowisko. Problem w tym, iż stawia je ponad realnymi potrzebami państwa i społeczeństwa.

Ministerstwo Finansów wprost tłumaczy swoje działania: celem podwyżki akcyzy jest ograniczenie dostępności alkoholu. WHO od lat wskazuje, iż nadmierne spożycie alkoholu obok palenia tytoniu stanowi jeden z najpoważniejszych czynników ryzyka dla zdrowia człowieka. Polska nie jest tu wyjątkiem – problem alkoholizmu kosztuje budżet miliardy złotych rocznie w postaci wydatków na leczenie, wypadki, absencję w pracy czy przemoc domową.

Nawrocki, wetując akcyzę, mówi wyborcom jedno: interesuje mnie polityczny kapitał, a nie zdrowie publiczne. W praktyce oznacza to, iż państwo ma rezygnować z narzędzi ograniczających konsumpcję alkoholu tylko po to, aby prezydent mógł odhaczyć spełnioną obietnicę wyborczą. To myślenie krótkowzroczne i szkodliwe.

Branża spirytusowa alarmuje: pół litra wódki może zdrożeć średnio o 4 złote. Piwo – o 20 groszy za butelkę czy puszkę. Wino również, choć w wielu krajach UE akcyza na ten trunek jest zerowa. Oczywiście, każda podwyżka cen budzi emocje, ale należy pamiętać, iż akcyza na alkohol zawsze pełniła funkcję zarówno fiskalną, jak i zdrowotną. To nie jest zwykły podatek – to narzędzie ograniczające szkodliwą konsumpcję.

Nawrocki, stając w roli obrońcy „zwykłego Polaka przed drożyzną”, nie mówi o kosztach społecznych picia alkoholu. Nie wspomina o tysiącach rodzin zmagających się z alkoholizmem, o systemie ochrony zdrowia przeciążonym skutkami nadużyć, ani o setkach tragedii na drogach. Sprowadza problem wyłącznie do politycznej kalkulacji: nie będzie podwyżek, bo ja tak obiecałem.

To, co w tym wszystkim najbardziej uderza, to brak odpowiedzialności Nawrockiego. Prezydent powinien być ponadpartyjnym arbitrem, patrzącym na dobro wspólne. Tymczasem staje się zakładnikiem własnej obietnicy złożonej w politycznym targu przed drugą turą wyborów. Nie ocenia racjonalnie projektu Ministerstwa Finansów, nie szuka kompromisu – z góry odrzuca wszelkie podwyżki podatków, choćby te uzasadnione zdrowiem publicznym i bezpieczeństwem obywateli.

W tej postawie kryje się niebezpieczna iluzja. Nawrocki chce uchodzić za prezydenta bliskiego ludziom, broniącego ich portfeli. W rzeczywistości broni interesów tych, którzy zarabiają na sprzedaży alkoholu i dla których każda podwyżka akcyzy oznacza niższe zyski. Nieprzypadkowo lobby alkoholowe głośno bije brawo każdej jego deklaracji.

Z perspektywy zwykłego obywatela taka polityka to droga donikąd. Państwo, które boi się regulować dostęp do alkoholu, skazuje swoich obywateli na dalsze społeczne koszty uzależnień. Państwo, które rezygnuje z dodatkowych wpływów do budżetu, osłabia swoją zdolność do finansowania usług publicznych. A prezydent, który z góry zamyka się na jakąkolwiek podwyżkę podatków, pozbawia się roli arbitra i staje się zwykłym wykonawcą własnej kampanijnej retoryki.

Sprawa akcyzy na alkohol to nie tylko spór o ceny wódki, piwa czy wina. To test odpowiedzialności polityków wobec społeczeństwa. Karol Nawrocki ten test oblewa. Zamiast analizować realne skutki zdrowotne i ekonomiczne, kieruje się logiką populistycznego weta. Zamiast patrzeć na dobro publiczne, kurczowo trzyma się obietnicy złożonej w kampanii. W efekcie zamiast prezydenta odpowiedzialnego, mamy prezydenta zakładnika – własnych słów i własnych kalkulacji.

Idź do oryginalnego materiału