Prezydentura Karola Nawrockiego, rozpoczęta zaledwie kilka dni temu, już budzi niepokój. Jego ostatnie działania wskazują na próbę narzucenia wpływu na obszary tradycyjnie należące do rządu, co może dewastować polskie życie publiczne.
W wywiadzie dla TV Republika prezydent zapowiedział zaproszenie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego na rozmowę o stanie dyplomacji, stwierdzając: „Zaproszę ministra spraw zagranicznych na rozmowę o tym, jak wygląda stan naszej dyplomacji”. Taki krok, choć przedstawiony jako próba dialogu, zdradza ambicję rozszerzenia kompetencji swojego urzędu poza konstytucyjne ramy, co nie wróży dobrze stabilności kraju.
Konstytucja jasno określa, iż prezydent nominuje ambasadorów, ale decyzje personalne wymagają współpracy z rządem. Nawrocki zdaje się ignorować ten podział, sugerując jednostronne veto wobec niektórych kandydatur. „Prezydent nominuje, mianuje ambasadorów na świecie, w związku z tym wierzę, iż dojdziemy do pewnego porozumienia” – powiedział, jednak zaraz dodał, iż z Sikorskim „na pewno nie znajdzie porozumienia wokół dwóch ambasadorów”, odnosząc się do Ryszarda Schnepfa i Bogdana Klicha. Twierdzi, iż ci „nie służą Polsce tak, jak powinni”, a Klich w Waszyngtonie „nie jest w stanie zabezpieczyć interesów Polski”. Takie jednostronne oceny, oparte na subiektywnych kontaktach, podważają zasadę współodpowiedzialności w polityce zagranicznej i mogą prowadzić do paraliżu dyplomatycznego.
Próba wymuszania własnych preferencji na rządzie jest szczególnie niepokojąca. Nawrocki proponuje rozmowy jedynie o ambasadorach, których akceptuje, mówiąc: „Jest wielu innych ambasadorów na liście pana ministra spraw zagranicznych, których ja poznałem, jako urzędnik państwa polskiego, i których cenię, wokół których nie miałbym najmniejszych wątpliwości”. To nie dialog, ale dyktat, który stawia prezydenta w roli arbitra ponad konstytucyjnym podziałem władzy. Taki kurs może prowadzić do eskalacji konfliktów instytucjonalnych, osłabiając zdolność państwa do skutecznego działania na arenie międzynarodowej.
Krytycy mogą argumentować, iż prezydent ma prawo wyrażać swoje stanowisko w kwestiach dyplomacji. Jednak jego podejście wykracza poza konstytucyjną rolę strażnika, wkraczając w kompetencje rządu. Historia konfliktów między prezydentem a rządem, jak za czasów Andrzeja Dudy, pokazuje, iż takie spory przynoszą jedynie chaos, a nie rozwiązania. Nawrocki, zamiast budować mosty, zdaje się dążyć do konfrontacji, co może sparaliżować procesy nominacyjne i narazić Polskę na utratę wiarygodności za granicą.
Skutki takiego działania będą odczuwalne przez zwykłych obywateli. Paraliż dyplomacji może osłabić negocjacje handlowe, bezpieczeństwo energetyczne czy relacje z sojusznikami, zwłaszcza w obliczu globalnych wyzwań. Prezydent, zamiast skupić się na jednoczeniu narodu, zdaje się bardziej zainteresowany personalną agendą, co podważa zaufanie do instytucji państwowych. Jego retoryka sugeruje, iż interesy Polski definiuje według własnych kryteriów, a nie zbiorowych potrzeb.
Polska potrzebuje przywódcy, który respektuje konstytucyjne granice, a nie próbuje je narzucać siłą. Nawrocki, rozszerzając kompetencje urzędu, ryzykuje nie tylko konflikt z rządem, ale i trwałe uszkodzenie życia publicznego. Jako obywatele, zasługujemy na stabilność, a nie na polityczne gierki, które mogą pogrążyć kraj w chaosie. Obecny kurs prezydenta budzi uzasadnione obawy o przyszłość państwa, które wymaga współpracy, a nie jednostronnych ambicji.