Nawrocki i jego wielkie opowieści. Fantazje zamiast polityki

1 tydzień temu
Zdjęcie: Nawrocki


Karol Nawrocki najwyraźniej uwierzył, iż prezydentura daje mu prawo do snucia narracji, które brzmią jak opowieści z salonów politycznej fantazji.

W rozmowie z tygodnikiem Wprost zdradził: „Myślę, iż przyczyniłem się do pokazania prezydentowi Trumpowi faktycznej roli Federacji Rosyjskiej w naszym regionie”. Już sam ten cytat wystarczyłby, by złapać się za głowę. Oto polski prezydent, który przypisuje sobie rolę przewodnika politycznego dla Donalda Trumpa, człowieka, który przez całą swoją kadencję niejednokrotnie wykazywał zdumiewającą pobłażliwość wobec Kremla.

Nawrocki zapewnia, iż jego „stały kontakt z prezydentem USA” miał przynieść Polsce wymierne korzyści. Mówi o „rozmowach telefonicznych”, o „życzliwym kontakcie”, a przede wszystkim o tym, iż Polska nie jest Trumpowi obojętna. Tyle iż w tym wszystkim brakuje jednego – konkretu. Czy zwiększono kontyngent wojsk amerykańskich? Czy powstał zapowiadany Fort Trump? Czy zmieniła się realna polityka USA wobec naszego regionu? Nic takiego się nie wydarzyło. Zostały jedynie słowa i deklaracje, a adekwatnie – fantazje prezydenta, który chce się widzieć w roli architekta globalnych zmian.

Nieprzypadkowo mówi też: „Jeśli będę mógł się do tego przyczynić, to z całą pewnością zrobię wszystko, żeby tak było”. To charakterystyczne dla całej retoryki Nawrockiego – obietnice bez pokrycia, deklaracje w trybie warunkowym. „Jeśli będę mógł”, „jeśli się uda”, „jeśli pozwolą okoliczności”. W tej grze językowej chodzi o to, by brzmieć jak mąż stanu, a jednocześnie nie brać odpowiedzialności za realne skutki.

Podobną konstrukcję znajdziemy w jego wypowiedziach o Ukrainie. „Relacje z Zełenskim są odpowiednie, choć nie za przyjacielskie” – ocenia Nawrocki, jakby relacje między przywódcami państw były kwestią towarzyskiej sympatii. Zapewnia, iż dba o polski interes, choćby jeżeli wywołuje „kontrowersje” w Kijowie. Tyle iż w praktyce sprowadza się to do zdawkowych spotkań „przy okazji Zgromadzenia Ogólnego ONZ” czy rozmów telefonicznych. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż Nawrocki dopowiada resztę, by zbudować obraz silnego przywódcy.

Fantazjowanie idzie jeszcze dalej, gdy prezydent opowiada o swoich wpływach w amerykańskiej polityce. „Donald Trump (…) jest człowiekiem, który potrafi słuchać” – mówi Nawrocki, sugerując, iż były prezydent USA wsłuchiwał się w jego wskazówki jak w głos sumienia Europy Środkowej. Brzmi to jak fragment osobistego pamiętnika, a nie jak relacja głowy państwa, która powinna opierać się na twardych faktach i wymiernych rezultatach.

W wywiadzie nie brakuje także wątków dotyczących wewnętrznej polityki. Nawrocki skarży się na „nagonkę” mediów i na to, iż w czasie kampanii „angażowano wiele osób” przeciwko niemu. „Onet tyle nakłamał na mój temat” – powtarza, jakby chciał odwrócić uwagę od poważnych zarzutów. Trudno nie odnieść wrażenia, iż prezydent buduje opowieść o swojej martyrologii, w której zawsze występuje jako ofiara spisku.

Ciekawie brzmią także jego rozważania o „ustawie wiatrakowej”. Nawrocki dramatycznie opowiada, iż „ponad 90 stron ustawy dotyczyło wiatraków”, jakby odkrył wielką aferę. Ostatecznie rząd usunął te zapisy, a prezydent ustawę podpisał. Ale w jego narracji pojawia się już rola wybawcy – tego, który „stanął po stronie ludzi i historii”. Zwykła procedura legislacyjna zostaje przedstawiona jako bohaterska batalia.

Ta maniera ujawnia najważniejszy problem. Karol Nawrocki nie jest politykiem, który twardo stąpa po ziemi. On raczej konstruuje własną opowieść – o spotkaniach z Trumpem, o nauczaniu Ameryki prawdy o Rosji, o heroicznym sprzeciwie wobec wiatraków. W tej narracji zawsze występuje jako główny bohater, choć fakty mówią coś zupełnie innego.

„Nikogo nie ogrywam, tylko realizuję swój mandat” – podkreśla. Ale w tym właśnie tkwi sedno. Mandat nie polega na fantazjowaniu i budowaniu narracji o własnej wielkości. Mandat polega na realnym działaniu, które przynosi Polsce wymierne efekty. Tymczasem w przypadku Nawrockiego mamy do czynienia z polityką jako literaturą – piękną w opowieści, ale pustą w treści.

I to jest najgroźniejsze. Bo fantazje prezydenta mogą brzmieć efektownie w wywiadzie, ale w realnym świecie polityki – nie chronią ani przed Rosją, ani przed kryzysami. A Polska potrzebuje dziś lidera z planem, a nie bajarza z własnym scenariuszem.

Idź do oryginalnego materiału