Kampania prezydencka 2025 roku osiągnęła punkt kulminacyjny, a wraz z nią eskalują kontrowersje wokół Karola Nawrockiego, kandydata PiS, oraz jego głośnego obrońcy, posła Przemysława Czarnka.
Wypowiedzi Czarnka w Telewizji wPolsce24, gdzie oskarża rządzących o „wykorzystanie aparatu państwa” przeciwko Nawrockiemu, wyglądają na próbę zamaskowania poważnych zarzutów wobec kandydata. Pod płaszczykiem walki o „uczciwego człowieka” kryje się jednak polityczna manipulacja, która stawia pod znakiem zapytania intencje obu polityków i ich troskę o dobro Polski.
Przemysław Czarnek, były minister edukacji, przedstawia się jako niezłomny obrońca Karola Nawrockiego, którego rzekomo „hejtują” rządzący. Twierdzi, iż zaproszenie Nawrockiego na posiedzenie sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka to „skandaliczne wykorzystanie aparatu państwa” w kampanii wyborczej. Ale czy wyjaśnianie wątpliwości wokół kandydata na prezydenta nie jest obowiązkiem demokratycznych instytucji? Czarnek zdaje się zapominać, iż transparentność w takich sprawach – zwłaszcza wobec afery mieszkaniowej – jest w interesie publicznym. Oskarżanie Szymona Hołowni i jego współpracowników o „upadek praworządności” brzmi absurdalnie w ustach polityka PiS, partii, która przez lata była krytykowana za podporządkowywanie sobie sądów, mediów publicznych i innych instytucji.
Czarnek kreuje Nawrockiego na „zwykłego, uczciwego człowieka”, który pomógł starszej osobie, Jerzemu Ż., rzekomo z dobroci serca. Fakty jednak malują inny obraz – media, w tym Onet, ujawniły, iż 80-letni Jerzy Ż. mieszka w tej chwili w Domu Opieki Społecznej, a jego sytuacja rodzi pytania o prawdziwe motywy Nawrockiego. Czy była to bezinteresowna pomoc, czy próba przejęcia nieruchomości w podejrzanych okolicznościach? Czarnek unika odpowiedzi, woląc mówić o „brudnej kampanii” i wzywać do „obrony Karola”. Taka narracja ma zagłuszyć niewygodne fakty i odwrócić uwagę od meritum.
Karol Nawrocki, przedstawiany przez Czarnka jako wzór cnót, ma więcej na sumieniu, niż chciałby przyznać. Publikacje „Gazety Wyborczej” ujawniły jego powiązania z gdańskim półświatkiem, w tym z osobami o neonazistowskich sympatiach – zarzuty, których Nawrocki nie zdołał przekonująco obalić. Zamiast zmierzyć się z tymi oskarżeniami, jego sztab – z Czarnkiem na czele – buduje narrację o „politycznym ataku”, co jest typową taktyką odwracania uwagi od problemów kandydata.
Do tego dochodzi kwestia braku przejrzystości. Nawrocki podczas debaty prezydenckiej twierdził, iż posiada jedno mieszkanie, choć w rzeczywistości jest współwłaścicielem dwóch nieruchomości. Tego rodzaju niejasności podważają jego wiarygodność jako kandydata na prezydenta. Czarnek bagatelizuje te zarzuty, ironizując, czy komisja sejmowa będzie pytać Nawrockiego o jego garderobę. Takie podejście to jednak czysta demagogia – sprawa mieszkań dotyczy uczciwości i odpowiedzialności, kluczowych cech dla osoby na najwyższym stanowisku w państwie.
Czarnek zachwyca się poparciem Donalda Trumpa dla Nawrockiego, nazywając to „fenomenem”. W rzeczywistości jednak wsparcie od kontrowersyjnego byłego prezydenta USA może być bardziej problematyczne niż pomocne. Czarnek twierdzi, iż to właśnie poparcie Trumpa wywołało „panikę” wśród przeciwników Nawrockiego, co miało doprowadzić do ataku na kandydata. Taki wywód jest jednak naciągany – problemy Nawrockiego zaczęły się wcześniej, a spotkanie z Trumpem wygląda raczej na desperacką próbę poprawy wizerunku w trudnym momencie kampanii, niż na autentyczne uznanie międzynarodowe.
Kampania 2025 roku jest pełna wzajemnych oskarżeń. Jednak postawa Nawrockiego i Czarnka budzi szczególne wątpliwości. Oskarżanie innych o „brudną kampanię”, podczas gdy samemu unika się odpowiedzi na poważne zarzuty, to przejaw hipokryzji. Polacy zasługują na prezydenta, który stawia na transparentność i odpowiedzialność, a nie na kandydata, którego trzeba nieustannie „bronić” przed trudnymi pytaniami. Nawrocki i Czarnek mogą mówić o „walce o lepszą Polskę”, ale ich działania sugerują, iż chodzi im przede wszystkim o władzę – choćby kosztem prawdy i etyki.