Karol Nawrocki, prezydent elekt, budzi coraz większe pytania o swoje intencje wobec Prawa i Sprawiedliwości, partii, która wyniosła go do władzy.
Po zwycięstwie w wyborach 1 czerwca, z wynikiem 50,89% głosów, Nawrocki zdaje się odchodzić od roli lojalnego sojusznika PiS, stawiając na niezależność, która może prowadzić do rozpadu jedności w obozie Jarosława Kaczyńskiego. Czy jego działania to świadoma strategia osłabienia partii, czy raczej próba ugruntowania własnej pozycji? Analiza ostatnich wydarzeń sugeruje, iż ambicje Nawrockiego mogą być bardziej samowolne, niż zakładał PiS.
Pierwszym sygnałem konfliktu jest spór o obsadę Kancelarii Prezydenta. Nawrocki odrzucił propozycję, by Przemysław Czarnek, wiceprezes PiS, został szefem kancelarii, co wywołało irytację w partii. Zamiast tego mianował Pawła Szefernakera, swojego zaufanego człowieka, oraz Rafała Leśkiewicza, dotychczasowego rzecznika IPN, na najważniejsze stanowiska. Te decyzje, choć opierają się na ludziach związanych z PiS, wskazują na chęć budowania własnego zaplecza, niezależnego od Nowogrodzkiej. Głosy w partii, iż Nawrocki „powinien spuścić z tonu”, świadczą o narastającym napięciu – i o obawach, iż prezydent elekt chce zdystansować się od Kaczyńskiego.
Kolejnym krokiem jest odmowa ochrony Służby Ochrony Państwa na rzecz prywatnej agencji związanej z PiS. To nie tylko demonstracja niezależności, ale i sygnał, iż Nawrocki nie ufa instytucjom kontrolowanym przez obecny rząd Donalda Tuska. Jednocześnie jego decyzja o współpracy z ludźmi spoza ścisłego jądra partii, jak Jarosław Dębowski z IPN, sugeruje, iż szuka sojuszników poza tradycyjnym establishmentem PiS. Czy to początek budowania alternatywnego bloku politycznego? Nie można tego wykluczyć, zwłaszcza iż sondaże pokazują podzielone opinie na temat jego niezależności od Kaczyńskiego.
Nawrocki podkreśla, iż będzie „prezydentem bezpartyjnym”, co kontrastuje z retoryką Kaczyńskiego, który widzi w nim narzędzie do odzyskania władzy. Prezes PiS liczył, iż Pałac Prezydencki stanie się trampoliną dla prawicy, ale Nawrocki, deklarując gotowość do współpracy z Tuskiem w kluczowych sprawach, wysyła sygnał, iż nie będzie bezmyślnym wykonawcą partyjnych poleceń. Jego apele o porzucenie „histerii” wokół wyborów i budowanie prestiżu państwa mogą być odczytane jako krytyka wewnętrznych sporów w PiS, które osłabiają jego pozycję.
Czy to gra na rozpad? Nie ma bezpośrednich dowodów, ale okoliczności temu sprzyjają. PiS, po utracie władzy w 2023 roku, jest wewnętrznie podzielony – sukces Nawrockiego może zachęcić frakcje, jak młodsi politycy czy potencjalni sojusznicy z Konfederacji, do buntu przeciwko Kaczyńskiemu. Prezydent elekt, z poparciem ponad 10 milionów wyborców, ma mandat, by działać autonomicznie, co może prowadzić do scenariusza, w którym PiS traci kontrolę nad swoim projektem. Odmowa przyjęcia Marka Kuchcińskiego jako „kuratora” od Kaczyńskiego, o czym wspominano w mediach, tylko potwierdza, iż Nawrocki nie zamierza być marionetką.
Z drugiej strony, Nawrocki wciąż korzysta z poparcia PiS i jego struktur, co sugeruje, iż na razie gra na balansowanie między lojalnością a niezależnością. Jego przeszłość, w tym kontrowersje wokół IPN, może jednak skłonić go do zerwania z partią, by uniknąć obciążenia jej wizerunkiem. jeżeli rozpad PiS nastąpi, będzie to raczej efekt uboczny jego ambicji, a nie cel sam w sobie.
Nawrocki nie gra na rozpad PiS wprost, ale jego dążenie do autonomii może go do tego doprowadzić. Polska scena polityczna stoi przed niepewną przyszłością – czy Nawrocki stanie się architektem nowego rozdania, czy tylko pionkiem w grze Kaczyńskiego? Odpowiedź poznamy po 6 sierpnia, gdy obejmie urząd, czego nie można wykluczyć. Na razie jego ruchy wskazują na polityka, który chce pisać własne scenariusze, choćby kosztem partii, która go stworzyła.