6 sierpnia Karol Nawrocki objął urząd prezydenta Polski i wygłosił swoje pierwsze orędzie przed Zgromadzeniem Narodowym. Wydarzenie to i jego różne okoliczności przypominają dobitnie kilka prawd politycznych, o których nigdy nie wolno zapominać.
Po pierwsze, to zwycięzcy piszą historię. Karol Nawrocki jest człowiekiem o okropnej biografii. Nie ma już potrzeby szerzej przywoływać faktów z jego przeszłości, które poznaliśmy w trakcie kampanii wyborczej: o przejęciu „na słupa” komunalnego mieszkania w Gdańsku z krzywdą dla starego człowieka, o poświadczeniu nieprawdy w akcie notarialnym, o udziale w dostarczaniu gościom sopockiego hotelu wiadomych „uciech”, o pazerności i lekkim podejściu do publicznej własności w kontekście apartamentu w Muzeum II Wojny Światowej, o udziale w brutalnych bijatykach kibolskich, o znajomościach zarówno w tym środowisku, jak i z ludźmi uwikłanymi w nielegalną działalność czy wyznającymi otwarcie poglądy w zasadzie neonazistowskie. Wyłania się z tego wszystkiego wizerunek tzw. „gangusa”, który – jeżeli jest „gangusem” zresocjalizowanym i po życiowym przełomie w postaci wybrania innej ścieżki życiowej – powinien w jakiejś formie za swoje przewiny przeprosić. jeżeli nie ogólną opinię publiczną, to na pewno ofiary swoich działań, np. pozbawionego mieszkania staruszka, skrzywdzone w Sopocie kobiety czy kiboli wrogich drużyn, którzy odnieśli z jego ręki obrażenia ciała.
Nawrocki jednak jest zwycięzcą, więc nie musi przepraszać czy choćby oddawać się publicznie jakiejkolwiek refleksji nad swoją przeszłością. Zamiast tego w orędziu… wybacza! Wybacza przeciwnikom politycznym, dziennikarzom, publicystom i influencerom to, iż o tych faktach informowali. Nazywa wszystko to „kłamstwami”, „pogardą” i „propagandą” i „jako chrześcijanin” wspaniałomyślnie wybacza. Niczym Mesjasz mówi nam „idźcie i nie grzeszcie więcej”, uznając oczywiście roztrząsanie swoich niecnych uczynków za zamknięte i niebyłe.
Po drugie, nie uczymy się na błędach. Z orędzia Nawrockiego wynika, iż inspiruje go II RP. Cytował więc w swoim wystąpieniu jej „ojców-założycieli”. Najobszerniej prorosyjskiego antysemitę Romana Dmowskiego, do którego z tego grona niestety mu ideowo najbliżej (czego dowodem jest całkowite przemilczenie Ukrainy i kwestii winy za wojnę za naszą wschodnią granicą w orędziu). Nawrocki nigdy nie podpisałby się pod tezą, iż III RP jest o wiele bardziej udana niż II RP. W kontekście współczesnej Polski utyskuje, iż „tak dalej rządzić nie można”, więc mamy dno. Proponuje wejście na szlak II RP, na którym w zasadzie już się znajdujemy. jeżeli przyjąć, iż mord na progresywnym prezydencie Gdańska przypomina endecką zbrodnię zabójstwa Narutowicza, to postulowana przez Nawrockiego nowa konstytucja 2030 r. – napisana przez środowiska prawicy pisowskiej – niewątpliwie będzie odzwierciedleniem sanacjnej konstytucji 1935 r., która radykalnie ograniczała prawa i wolności obywatelskie, przypieczętowując dryf Polski ku autorytarnej dyktaturze, już wcześniej bezprawnie praktykowanej w postaci prześladowania politycznego opozycji. To wizja rządów prawicy po 2027 r.? Czy u końca tej moralnej degrengolady stanie upadek państwa wskutek ataku agresywnego sąsiada, który to upadek ułatwi fatalne zarządzanie przez autorytarną władzę? Tam bowiem kończy się szlak II RP, którą wychwala nowy prezydent…
Po trzecie, polaryzacja sprzyja kłamstwu i ekstremistom. Nawrocki to wie, kampania go tego nauczyła. W kraju o typowym, czyli o wiele niższym poziomie politycznej polaryzacji, nienawiści i nieufności, każdy kandydat o takim bagażu, jak jego, byłby skończony. W Polsce jednak (podobnie jak w USA, innym kraju o krańcowej polaryzacji) połowa społeczeństwa automatycznie uznaje negatywne doniesienia o kandydacie w mediach tego „drugiego obozu” za kłamstwo. Tym bardziej, iż tematu nie podejmują media ich strony, stawiając cel wygranej ich kandydata oczywiście powyżej wszelkiego dążenia do prawdy w jakimkolwiek jej rozumieniu. I teraz, skoro polaryzacja pozwoliła na wybór osoby tak drastycznie obciążonej na tak wysoki urząd, to jasnym jest, iż ona i jej obóz polityczny nie zrezygnują z dalszego napędzania polaryzacji. Tym bardziej, iż opinia publiczna już za nieco ponad dwa lata będzie musiała na przykład przełykać Grzegorza Brauna w roli wiceprezesa Rady Ministrów RP…
To dlatego już pierwsze przemówienie Nawrockiego było tak konfrontacyjne, ofensywne i wręcz agresywne. Pod tym względem widać jakościową zmianę w stosunku do stylu Andrzeja Dudy, a zmianą tą jest eskalacja. Stąd wątki o braku praworządności, stąd uznanie za adekwatny „porządek konstytucyjno-prawny” zdemontowanego w latach 2015-23 przez PiS państwa prawa, stąd zapowiedź o niemianowaniu na urzędy sędziowskie ludzi, którzy bronili praworządności przed rządem PiS i mianowania na nie ludzi z poetyki Kasta Watch. Stąd prowokacyjne zapowiedzi inicjatyw radykalnie wykraczających poza ustrojową rolę prezydenta i podejmowania prób stworzenia swoistego alternatywnego rządu w Pałacu Prezydenckim. Stąd żądanie posłuszeństwa sędziów wobec arbitralnych posunięć ludzi PiS u władzy. Stąd uznanie, iż nie ma w tej chwili w Polsce legalnego prokuratora krajowego, a rząd Tuska nieustannie narusza konstytucję i to on, nie spuścizna 8 lat gabinetów PiS, jest realnym źródłem pogwałcenia konstytucji.
Po czwarte, trzeba umieć liczyć. Albo i nie trzeba? Tzw. „Program 21” Nawrockiego na pewno nie na rachunkach jest oparty. Liberał może – jak praktycznie w żadnym innym przedziale – przyklasnąć Nawrockiemu, który proponuje zerowy PIT dla rodzin z dwójką lub więcej dzieci, redukcję VAT do 22%, poniesienie progu dla wyższej stawki podatkowej do 140.000 zł czy likwidację tzw. podatku Belki. Wszystko świetne pomysły, ale jak mają się one do największego deficytu budżetowego w dziejach wolnej Polski oraz zobowiązania, aby 5% PKB wydawać na obronność? O tym nic w orędziu nie padło, a szkoda. Nawrocki dopiero chce się o stanie finansów państwa czegoś dowiedzieć, zapowiada ustawianie rządu do pionu i wzywanie na odpytki pod nazwą Rady Gabinetowej, domaga się wielkich inwestycji typu CPK, porty, mosty i drogi, ale równocześnie krytykuje związki gospodarcze i handlowe z państwami zachodniej Europy, w tym z Niemcami (drugie najważniejsze źródło naszego dobrobytu), krytykuje integrację europejską, która stworzyła wielki popyt wewnętrzny (pierwsze, naczelne źródło naszego dobrobytu), odmawia jakiejkolwiek rozmowy o euro czy modelu racjonalnej imigracji, choć od obu tych kwestii wprost zależy podtrzymanie naszego gospodarczego postępu.
Na koniec orędzia Nawrocki zakrzyknął – w stylu amerykańskich prezydentów, co ujawnia zastosowanie prostej kalki z angielskiego – „Niech Bóg błogosławi Polsce”.
Oboje wierzymy w Boga. ale ja, pod wrażeniem pierwszego dnia prezydentury mojego gdańskiego krajana, wybrałbym raczej „Niech Bóg ma nas w swojej opiece”.
Fot. Wikimedia Commons