Naukowcy alarmują: tracimy więź z naturą. Sprawdzili dane od 1800 r.

1 godzina temu

Tracimy kontakt z przyrodą. Z ustaleń prof. Milesa Richardsona z University of Derby wynika, iż od 1800 r. poczucie więzi człowieka z naturą spadło o ponad 60 proc. W naszym bezpośrednim otoczeniu przybywa betonu, a ubywa fauny i flory. Przyrody jest również coraz mniej w przekazie międzypokoleniowym i wartościach przekazywanych dzieciom przez rodziców.

Ta tendencja jest widoczna także w kulturze i języku. Na przestrzeni ostatnich 200 lat użycie słów opisujących zjawiska natury w literaturze spadło o ponad 60 proc.

Miasta ograniczają nasz kontakt z przyrodą, za co płacimy własnym zdrowiem i samopoczuciem. Na szczęście od kilku lat sytuacja się zmienia – w morzu betonu pojawia się coraz więcej wysp zieleni.

  • Czytaj także: Człowiek kontra rozpraszacze. „Ta walka jest nierówna”

Potrzebujemy dziesięć razy więcej zieleni

Zdaniem Richardsona utrata więzi z naturą to jedna z kluczowych przyczyn kryzysu środowiskowego. Ma również bezpośredni wpływ na nasze zdrowie – psychiczne i fizyczne. Wiele badań wskazuje, iż częsty kontakt z przyrodą, również w formie ekspozycji na tereny zielone, powiązany jest m.in. z niższym poziomem kortyzolu (tzw. hormonu stresu), niższym tętnem i ciśnieniem, niższym ryzykiem rozwoju cukrzycy i mniejszą śmiertelnością ogólną.

Według wyliczeń Richardsona do odwrócenia negatywnego trendu potrzebne jest zwiększenie ilości zieleni w miastach aż o dziesięć razy. Cel wydaje się bardzo ambitny, ale być może uda się go zrealizować metodą małych kroczków. W ostatnich latach wyraźnie przybywa inicjatyw zwiększających dostępność terenów zielonych z myślą o korzyściach zarówno środowiskowych, jak i rekreacyjnych czy zdrowotnych.

W lipcu tego roku Ministerstwo Klimatu i Środowiska poinformowało o zakończeniu pierwszego etapu projektu wyznaczania lasów społecznych wokół największych polskich miast, m.in. Warszawy, Krakowa, Katowic, Trójmiasta i Wrocławia. To nowa kategoria terenów leśnych, łącząca ochronę przyrody z potrzebami mieszkańców dużych aglomeracji. Szczegółowe zasady gospodarowania w tych lasach zostaną określone w ustawie, której projekt trafi do parlamentu w przyszłym roku. Zgodnie z założeniami lasy społeczne mają służyć przede wszystkim lokalnym społecznościom. Ich celem nie będzie więc „tradycyjna gospodarka surowcowa”, ale rekreacja, edukacja i poprawa jakości życia.

Kontakt z naturą znacznie poprawia nasz dobrostan psychiczny. Fot. Alla Tsyganova/Shutterstock

Lasy społeczne, ale i parki kieszonkowe

Nowe regulacje mają też zabezpieczać wartość przyrodniczą lasów społecznych – ich bioróżnorodność, retencyjność i funkcje ochronne przed powodziami. Gospodarka leśna zostanie ograniczona do niezbędnego minimum, m.in. w celu zapewnienia bezpieczeństwa odwiedzających i pielęgnacji drzewostanu, ale bez tzw. rębni zupełnych, czyli całkowitych wycinek. Projekt ministerstwa przewiduje również planowanie partycypacyjne. W podejmowanie decyzji o sposobie zagospodarowania i utrzymania tych terenów mają być włączone samorządy, organizacje społeczne i eksperci.

Dotychczas wskazano 14 lokalizacji obejmujących łącznie ok. 158 tys. hektarów, z czego ponad 26 tys. to obszary o wysokiej wartości przyrodniczej, m.in. ze względów retencyjnych. Na ich terenie mogą powstać ścieżki edukacyjne, trasy spacerowe, infrastruktura sportowo-rekreacyjna i punkty obserwacji przyrody. Konkretne reguły użytkowania i ochrony lasów społecznych mają zostać opracowane w ramach konsultacji, warsztatów i spotkań terenowych.

Lasy społeczne mogą zapewnić lepsze warunki do rekreacji poza miastem, ale nie wypełnią zielenią przestrzeni miejskich. Tę rolę pełnią parki – również kieszonkowe. Pomysł na miniaturowe zieleńce narodził się ponad pół wieku temu. Jedna z pierwszych tego typu kreacji to utworzony w 1967 r. w Nowym Jorku Paley Park o powierzchni ok. 390 metrów kwadratowych. Z czasem pomysł zyskał na popularności – często jako jedyne dostępne rozwiązanie zapewniające kontakt z naturą wśród bloków i asfaltu.

W Polsce koncepcja zaczęła się upowszechniać w połowie zeszłej dekady. Pierwsze nadwiślańskie parki kieszonkowe pojawiły się na krakowskim Zabłociu i łódzkim Polesiu. Od tego czasu coraz więcej miast decyduje się na tego typu przestrzenie – często realizowane z inicjatywy mieszkańców i za pośrednictwem budżetów obywatelskich. Małe, lokalne skwery wyposażone w elementy małej architektury są stosunkowo łatwe do utworzenia, a mogą skutecznie poprawić jakość przestrzeni miejskiej.

  • Czytaj także: Walczą z wycinkami. „Dlaczego Lasy Państwowe boją się tych pomysłów?”

Rekreacja i ochrona zasobów wodnych

Ważną składową miejskiej zieleni jest też tzw. błękitno-zielona infrastruktura. Są to rozwiązania planistyczne łączące tereny zielone z konstrukcjami o charakterze retencyjnym, takimi jak rowy infiltracyjne, zbiorniki retencyjne, kanały, stawy, przepuszczalne nawierzchnie. Z jednej strony zapewniają przyjazne warunki do rekreacji, a z drugiej wspierają zarządzanie wodami opadowymi. Korzyści są niebagatelne. Błękitno zielona-infrastruktura niesie za sobą szereg korzyści:

  • zwiększa retencję i spowalnia odpływ wody,
  • chroni miasta przed podtopieniami,
  • obniża temperaturę w czasie upałów,
  • poprawia jakość powietrza
  • i wspiera bioróżnorodność.

Pomysł, by infrastruktura „współpracowała” z naturą, zamiast ją wypierać, narodził się w miastach Europy Zachodniej i USA w latach 90. jako odpowiedź na fale upałów i gwałtownych ulew. Na naszym kontynencie tego typu koncepcje szczególnie mocno rozwinęły się w Skandynawii, Holandii i Niemczech. Gdy okazało się, iż systemy kanalizacyjne nie są w stanie przyjąć rosnących ilości wód opadowych, planiści postawili na rozwiązania, które wykorzystują naturalne procesy retencji. W Polsce błękitno-zielona infrastruktura dynamicznie rozwija się od końcówki zeszłej dekady. Do strategii adaptacji do zmian klimatu wpisuje ją coraz więcej miast, m.in. Warszawa, Gdańsk, Wrocław, Łódź, Kraków czy Poznań.

Ogrody deszczowe – więcej wody, lepsze powietrze

Jednym z popularnych i miłych dla oka rozwiązań z zakresu błękitno-zielonej infrastruktury są ogrody deszczowe. To niewielkie obszary” zieleni, które przyjmują wodę z rynien, chodników, ulic lub dachów i stopniowo oddają ją do gruntu, jednocześnie oczyszczając ją z zanieczyszczeń. Mogą mieć formę:

  • zagłębień w ziemi obsadzonych roślinnością hydrofitową,
  • donic retencyjnych,
  • pasów zieleni przyulicznej,
  • zielonych dachów.
Zbieranie wody deszczowej stało się popularne. Fot. Anton Dios/Shutterstock

Również tym przypadku moda na ogrody deszczowa przyszła do nas z Zachodu. Pierwsze tego typu kreacje zaczęły powstawać w latach 90. w Stanach Zjednoczonych (m.in. w Seattle, Portland i Filadelfii), które szukały oszczędnych i ekologicznych sposobów zarządzania deszczówką.

Jak jest na naszym podwórku?

W Polsce ogrody deszczowe zaczęły zyskiwać na popularności w połowie zeszłego dziesięciolecia, początkowo jako inicjatywy edukacyjne i projekty pilotażowe. w tej chwili są już stosowane w wielu miastach, m.in.:

  • w Gdańsku, gdzie działa już ponad dwieście ogrodów deszczowych,
  • we Wrocławiu, który buduje ogrody deszczowe na terenie szkół i przedszkoli
  • w Warszawie, która m.in. na ten cel przeznaczy 26,5 mln zł z Funduszy Europejskich,
  • i w Krakowie, gdzie ogrody deszczowe powstają również z myślą o ochronie przeciwpowodziowej.
    Tego typu obiekty nie tylko pełnią funkcję retencyjną i estetyczną, ale również poprawiają mikroklimat – podnoszą jakość powietrza i sprzyjają obniżeniu temperatury podczas upałów.

Pomysłów na zieleńce łączące funkcje ekologiczne, estetyczne i rekreacyjne jest znacznie więcej. W ostatnich latach na popularności zyskują również takie rozwiązania, jak łąki kwietne, zielone torowiska czy zielone przystanki. Realizacji prawdopodobnie będzie przybywać wraz z rosnącymi temperaturami i spadającym poziomem wód gruntowych.

Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Pawel Uchorczak

Tekst jest częścią naszego cyklu „Żyć wolniej”, w którym przyglądamy się idei „slow life”, polskiej kulturze pracy, alternatywnym formom edukacji i spędzania wolnego czasu. Pokazujemy miejsca, które opierają się tradycyjnym procesom, rozmawiamy z ekspertami i ludźmi, którzy postanowili zwolnić i iść wbrew głównemu nurtowi. Wszystkie teksty można znaleźć pod TYM LINKIEM. Cykl we współpracy z Fundacją Better Future.

Idź do oryginalnego materiału