Ministrowie obrony państw NATO osiągnęli wczoraj porozumienie w sprawie wzmocnienia obrony powietrznej i sił lądowych, aby skuteczniej odpierać zagrożenie ze strony Rosji. To jednak oznacza konieczność znaczącego zwiększenia wydatków na obronność.
Ministrowie zatwierdzili podniesienie o 30 procent nowych wymagań dotyczących sprzętu wojskowego — tzw. celów zdolności (capability targets) przed szczytem NATO, który odbędzie się w tym miesiącu w Hadze.
— Dzisiejszy dzień był historyczny, a szczyt również będzie historyczny — powiedział dziennikarzom po spotkaniu ministrów sekretarz generalny NATO Mark Rutte.
— Żyjemy w innym świecie, w bardziej niebezpiecznym świecie — stwierdził Rutte. — Dziś jesteśmy bezpieczni, ale jeżeli nie zwiększymy wydatków, to w dającej się przewidzieć przyszłości nie będziemy (już bezpieczni — red.) — zauważył.
W 2023 roku państwa NATO na szczycie w Wilnie uzgodnili nowe plany obrony regionalnej na wypadek ewentualnego ataku Rosji. Od tamtej pory natowski pion wojskowy pracuje nad określeniem potrzeb w zakresie sprzętu, personelu i ćwiczeń, by faktycznie wdrożyć te plany.
„Nie robimy tego dla jednej osoby”
Spotkanie ministrów obrony NATO służyło przygotowaniu do szczytu w Hadze. Nie będzie to łatwy szczyt, bo do władzy w USA po czterech paradoksalnie „spokojnych” (mimo sytuacji z Rosją i Ukrainą) dla Sojuszu latach w Stanach powrócił do władzy Donald Trump.
Kto pamięta śniadanie delegacji natowskiej i amerykańskiej na szczycie w Brukseli w 2018 r., podczas którego Trump w mało dyplomatyczny sposób dopytywał ówczesnego szefa NATO Jensa Stoltenberga, dlaczego niby USA mają bronić Niemiec, ten wie, iż jest się czego obawiać.
Warto przypomnieć, iż dzień wcześniej Donald Tusk jako ówczesny przewodniczący Rady Europejskiej pozwolił sobie na dość stanowcze upomnienie swojego imiennika. Stwierdził, iż Ameryka powinna „doceniać swoich sojuszników, bo w końcu nie ma ich aż tak wielu”.
Amerykański prezydent chyba nie przejął się nadmiernie przestrogą, bo jak mówiło się w kuluarach, za zamkniętymi drzwiami miał podczas szczytu otwarcie grozić wyprowadzeniem Stanów z NATO. Obok Stoltenberga jedną z osób, która przekonała go, aby tego nie robił, miał być notabene właśnie Rutte, ówczesny premier Holandii.
Nie taki Trump straszny, jak go malują? Amerykańska administracja twierdzi, iż Europa nie ma się czego obawiać, bo Ameryka nie zamierza zmniejszać zaangażowania w Sojusz. Jednym z sygnałów, który może uspokoić niepokoje, jest nominacja generała porucznik sił powietrznych USA Alexusa Grynkewicha na dowódcę sił USA i NATO w Europie, wskazuje Politico.
Tym niemniej Rutte z pewnością będzie chciał uniknąć powtórki z roku 2018. Sam podczas wczorajszego spotkania odrzucił twierdzenie, iż państwa NATO idą na ustępstwa wobec Trumpa, by uniknąć spięć podczas szczytu — w tym także w kwestii Ukrainy. — Nie robimy tego dla jednej osoby, robimy to, by zapewnić bezpieczeństwo miliardowi ludzi — powiedział dziennikarzom.
Jak jednak pisze Politico, deklaracja ze szczytu w Hadze ma być bardzo zwięzła, by prowokowała Trumpa i nie było na szczycie ostrego sporu o jej tekst. przez cały czas nie wiadomo, czy znajdzie się w niej jakakolwiek wzmianka o Ukrainie.
Europejscy sojusznicy chcą, by deklaracja szczytu jasno wskazywała zagrożenie ze strony Rosji jako powód zwiększenia nakładów na wojsko, poinformowało sześciu dyplomatów w rozmowie z EURACTIV.com. Nie wiadomo, jak będzie się na to zapatrywać Waszyngton.
Każda próba ponownego potwierdzenia, iż Rosja stanowi „zagrożenie”, lub potępienia Władimira Putina jako agresora w wojnie na Ukrainie, może wywołać napięcia ze Stanami Zjednoczonymi, twierdzą trzej natowscy dyplomaci, wskazując, iż Waszyngton stara się mediować w rozmowach pokojowych między Rosją a Ukrainą.
Więcej pieniędzy na wzmocnienie obronności
Aby osiągnąć zatwierdzone w czwartek cele zdolności, potrzebne są pieniądze. Dlatego jednym z najważniejszych tematów zbliżającego się szczytu ma być zwiększenie progu wydatków na obronność, który od 2014 r. się nie zmienił i wynosi wciąż 2 proc. PKB.
Przywódcy NATO mają zgodzić się w Hadze na wysuniętą przez Ruttego propozycję zwiększenia wydatków obronnych do 5 proc. PKB — w tym 3,5 proc. ma trafiać na potrzeby czysto wojskowe, a 1,5 proc. na cele luźniej powiązane z obronnością, takie jak inwestycje służące poprawie mobilności wojskowej.
Trump po raz pierwszy wspomniał o progu 5 procent jeszcze przed powrotem do Białego Domu. Byłby to ogromny skok w porównaniu z obecnym celem. Co więcej, tyle na obronność nie wydaje choćby natowski lider pod względem udziału wydatków wojskowych w PKB, Polska, która w tym roku planuje przeznaczyć na wojsko 4,7 proc. PKB.
Hiszpania, która długo wstrzymywała się z decyzją, ogłosiła wczoraj, iż nie zawetuje porozumienia w sprawie nowego celu.
Rutte zasugerował, iż celem może być rok 2032, ale minister obrony Estonii Hanno Pevkur powiedział przed spotkaniem, iż to zbyt późno i iż sojusznicy powinni zobowiązać się do osiągnięcia 5 procent w ciągu pięciu lat. To stanowisko podzielają inne państwa frontowe, obawiające się rosyjskiego ataku.
Państwa członkowskie będą musiały przedstawiać roczne plany zwiększania wydatków, by wykazać postępy w realizacji nowego celu — poinformował Rutte.
Osiągnięcie 30-procentowego wzrostu zdolności będzie wymagało ogromnych nakładów, zwłaszcza iż niektóre kraje wciąż nie zrealizowały wcześniejszych celów ustalonych w 2021 roku. Rząd Holandii oszacował, iż ich realizacja będzie wymagać dodatkowych 19 miliardów euro rocznie, ponad obecne wydatki na poziomie 2 procent PKB.