Nasze halucynacje, czyli o napadach strachu przed „wrogiem”

myslpolska.info 2 godzin temu

W naszej, opiniotwórczej „przestrzeni medialnej” króluje niepodzielnie strach i wrogość. Dogmatem jest tu „zagrożenie rosyjską agresją”, a jedyną reakcją na to jest STRACH – wszechobecny, wręcz ostentacyjny. Kiedyś bojaźń ukrywano: nie było czym się chwalić.

Teraz musimy wysłuchiwać lub czytać publicznych spowiedzi ciężko przestraszonych, którzy w dodatku prześcigają się w licytacji skali swojej bojaźni: tak jakby ogłoszono casting na najbardziej strachliwych. Drugim „konkursem”, często z udziałem tych samych aktorów, jest WROGOŚĆ: kto bardziej „przypieprzy ruskim”. Jest to wyjątkowy rodzaj wrogości, bo połączony z pogardą i poczuciem wyższości; zanika używanie przymiotnika „rosyjski”: zastąpił go „ruski” (np. „ruskie drony”) w tym złym, często również pogardliwym znaczeniu tego słowa.

Strach i wrogość jest być może nowym sposobem poszukiwania nowej politycznej wspólnoty: prawdopodobnie razem bać się raźniej.

Być może jednak zbiorowe halucynacje strachu przed „agresją” są skrzętnie zorganizowanym przedstawieniem, które ma odwrócić naszą uwagę od spraw dużo ważniejszych, a także poprawić kiepskie notowania rządzących. Zagrożenia oczywiście są, ale również z zupełnie innej strony:

po pierwsze nasza energetyka i górnictwo są świadomie niszczone przez narzucenie nam absurdalnych rygorów tzw. Zielonego Ładu i „Pakietu Klimatycznego”,

po drugie rolnictwo jest niszczone przez napływ tanich surowców rolnych z Ukrainy a w nieodległej perspektywie – z państw Ameryki Południowej (umowa Mercosur),

po trzecie grozi nam głębokie zubożenie poprzez przerzucenie na obywateli gigantycznego ciężaru zbrojeń, które mają pochłonąć co rok 5% PKB, a nasz deficyt budżetowy dziś wynosi 8% PKB.

Większość z nas jest w pełni świadoma rzeczywistych zagrożeń, ale mamy się „jednoczyć wokół flagi” ze strachu przed „ruskimi”. Nasze halucynacje są być może tylko świadomymi manipulacjami. Czy poddajemy się im? Częściowo tak, bo ponoć jesteśmy w stanie „wojny hybrydowej z Rosją”, gdyż zaatakowały nas nieuzbrojone drony, przed którymi nas ostrzegła związana z Rosją Białoruś a nie Ukraina.

Czy ktoś jednak zastanowił się nad konsekwencjami naszej wrogości w świadomości Rosjan? kilka wiemy na ten temat, bo przecież zamknięto nam dostęp do większości źródeł informacji na ten temat. Blokada rosyjskich źródeł wprowadzona pod przykrywką „walki z dezinformacją”. Nie wolno nam choćby czytać rosyjskiej literatury, słuchać ich muzyki (są raczej muzykalni), choćby rozrywkowej. Nie wolno nam również dyskutować o naszych stosunkach polsko-rosyjskich, choćby tych z przeszłości. To już graniczy z obsesją, wręcz głupotą: o ile widzimy w kimś wroga, który w dodatku czyha na naszą niewinność, to powinniśmy go jak najbardziej poznać; stara mądrość podpowiada, iż trzeba uważniej wysłuchać wroga niż przyjaciela. A może owe zakazy też wynikają ze strachu przed… porażką? Czy po tylu latach finansowania „niewdzięcznych” władz w Kijowie, które jakoby walczą w naszej obronie, trzeźwa ocena obecnego stanu rzeczy mogłaby podważyć sens naszych dzisiejszych i planowanych na przyszłość działań?

Prof. Witold Modzelewski

Myśl Polska, nr 45-46 (9-16.11.2025)

Idź do oryginalnego materiału